Zarąbista fotka, tyle aljensów na raz? , no niech pan nie przesadza

Majstersztyk z górnej półki
[ external image ] Wkleję dwie opowieści, na pewno zainteresują: Czytelnikom książek Johannesa Fiebaga znany jest przypadek Saskii , i chociaż od czasu wydania książki minęło parę lat udało nam się odnależć ową kobietę.
Saskia zgodziła się nam opowiedzieć jeszcze raz swoją historię a nawet sporządzić rysunki które zamieszczamy poniżej.
Wydaje się że ufo upodobało sobie tą osobę, według niej miała okazję parokrotnie widzieć jasne punkty na niebie które nie mogły być samolotami ani gwiazdami. Nieraz po tym jak obudziła się w środku nocy i miała potrzebę wyjścia na balkon żeby obserwować jasne punkty, następne trzy dni przechorowała, bóle głowy, mdłości oraz kompletny dyskomfort były skutkiem ubocznym obserwacji.
Na początku lat '90-tych ubiegłego wieku w mieszkaniu Saskii doszło do nocnej wizyty.
---Mój syn pościelił sobie do spania jak już często na podłodze obok mojego łóżka, syn już spał gdy zgasiłam światło, leżałam na lewej stronie patrząc w okno. Nagle poczułam że coś obmacuje pod moją kołdrą, to coś wsunęło się powoli na moje prawe biodro, tam spoczywała także moja ręka, wyczekiwałam w spokoju aż się przesunie wystarczająco blisko żeby móc ją uchwycić, cały czas byłam przekonana że to ręka mojego dziecka. Gdy była już obok mojej złapałam ją dość energicznie. To coś było ręką ale wyczułam w uścisku że to bardzo cienka ręka z trzema lub czterema długimi palcami które pod wpływem uścisku nasunęły się na siebie. Przez krótką chwilę trzymałam ją w swojej dłoni gdy została mi wyszarpnięta, rzuciłam się w łóżku, zobaczyłam małą postać około 90-100cm wzrostu która prawie że przewróciła się przez mojego śpiącego na podłodze synka.Szybko jednak zachowała równowagę i zniknęła za szafą z ubraniami, nie potrafię podać szczegółów, to co widziałam było cieniem albo ciemną sylwetką, w pokoju z wyłączonym światłem nie można było dojrzeć detali--
http://www.fotosik.p...301f7e61dc.html
Nieznany chowa się za szafą
Według Saskii nie tylko nie słyszała żadnych kroków ani nie zauważyła wpadajcego światła podczas otwierania drzwi sypialni. Jednak najdziwniejsze jest to że szafa stoi maksymalnie 5 cm od ściany, nie ma tam miejsca żeby się schować. To jednak właśnie wyróżnia Bedromm-visitors, potrafią znikać, rozpływać się w powietrzu a nawet według niektórych świadków "wchodzić w ściany".
W 1995r Saskia przeżyła niepodziewaną wizytę, miejscem zdarzenia znów była sypialnia.
---Obudziłam się rano, było już jasno, leżałam sobie z zamkniętymi oczami rozkoszując się błogą ciszą. Po pewwnym czasie otworzyłam oczy, spojrzałam na koniec łóżka i...nawet się nie wystraszyłam gdy zobaczyłam głowę i szyję sarny. Pomyślałam tylko "Co za bzdura, sarna w sypialni"w tym samym momencie przez głowę przeleciała mi myśl " To nie sarna , to coś innego". To "coś" rozszeryło szeroko oczy i ... rozpłynęło się w powietrzu, mnie od samego początku wydało się to dziwne no bo skąd sarna w mojej sypialni?.Gdy próbowałam sobie przypomnieć wygląd tego czegoś, wtedy uświadomiłam sobie że jednak z sarną nie miało to nic wspólnego, chyba tylko te duże okrągłe oczy. Istota ta faktycznie wyglądała bardziej przerażona niż ja.---
http://www.fotosik.p...8df7901c22.html
Rysunek przedstawiający mniemaną "sarnę".
Podczas urlopu na Sri Lance w 1997r. w pokoju hotelowym doszło do następnego incydentu.
---Przed urlopem kuiłam sobie książkę B. Hopkinsa o uprowadzeniach ludzi, przeczytałam parę pierwszych stron gdy doszło do pamiętnej nocy.
Obudziłam się zaniepokojona, właściwie nie wiem co mnie obudziło,w pokoju znajdowały się dwie zakapturzone istoty, jedna obok śpiącego męża a druga z mojej strony i chociaż byłam do niej zwrócona plecami i jej nie widziałam wiedziałam że tam jest. Nie wiedziałam jak do tego doszło, ogromny strach mnie wypełniał, napięta do granic bałam się nawet oddychać. Zwrócona twarzą do męża byłam jak zelektryzowana, widziałam tą postać przy mężu i byłam pewna że za mną też taka stoi. Zaczęto mnie ciągnąć w dół łóżka, patrzyłam przerażona na męża, trzy lub cztery razy zwołałam "skarbie" ale nie usłyszałam swojego głosu, jedynie gardło bolało i piekło od bólu. Byłam totalnie spanikowana i miałam nadzieję że on mi pomoże, lecz on mnie nie słyszał. Podczas gdy mnie ściągano z łóżka leżałam na brzuchu z wyciągniętymi do góry rękami, mąż przebudził się na chwilę, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Wtedy postać która stała przy nim podniosła swoją rękę a mąż położył się z powrotem spać. W tym momencie dotarło do mnie że nikt mi nie pomoże, pamiętam jeszcze uczucie jakbym spadała lub unosiła się w powietrzu a potem "urwał mi się film".
Następny moment jaki sobie umiem przypomnieć to siedziałam zamroczona na łóżku, mój mąż spał, obudziłam go z trudnością opowiedziałam mu o wszystkim. Był wzburzony ponieważ część mojej opowieści mógł potwierdzić, tylko że on to odebrał jako sen , dla mnie była to rzeczywistość.
W tamtym okresie pomogło mi to że mój mąż widział te postacie , był to okres w moim życiu w którym myślałam że to wszystko jest tylko halucynacją i kiedyś prawdopodobnie wyląduję przez to w wariatkowie, ale tutaj był ktoś kto może potwierdzić że sobie tego nie wymyśliłam---.
http://www.fotosik.p...1aa26456da.html
Zakapturzona postać z hotelu
Pierwsze co rzuca się w oczy to książka Hopkinsa w której opisane są właśnie takie przypadki, lektura taka może w odpowiedni sposób podziałać na podświadomość człowieka w rezultacie tego doprowadzić do takich snów. Gdyby właśnie nie mąż Saskii który przebudził się i mimo tego że położył się zaraz z powrotem spać, zapamiętał o czym mówiła jego żona. Niestety nie udało się nam nawiązać z nim kontaktu, ten człowiek bardzo "twardo stąpa po ziemi" i uprowadzenia przez obcych czy też obiekty ufo to dla niego kompletna bzdura, nawet pamiętną noc podczas urlopu odsuwa na bok i nie chce z nikim o tym rozmawiać. Saskia powiedziała że temat owej nocy jest dla niego bardzo nieprzyjemny i nawet przez te wszystkie rozmowy które próbowała z nim prowadzić nadal pozostaje sceptycznie nastawiony wobec zjawisk paranormalnych.
Przypadek Saskii pokrywa się z grubsza z uprowadzeniami poprzez obcych, mamy tutaj zjawisko totalnej bezsilności wobec napastników, mamy krótkie powrócenie świadomości po czym nastąpuje faza utraty przytomności. Także zupełne zelektryzowanie otoczenia,, totalna cisza jest często obserwowane albo raczej odczuwane poprzez świadków widzących np. obiekty UFO.
Wykorzystano między innymi:
http://www.abduction.de/blog/?p=275 A to pisał kolega z innego forum: no to teraz wam szczęka spadnie co mnie nękało. Był okres czasu że sukkub nękał mnie w nocy. Nie wiedziałem co to chodziłem do 4 klasy. bałem się iść spać bo wiedziałem że znowu "TO" przyjdzie. W pokoju czułem czyjąś obecność. Często budziłem się w nocy sparaliżowany i nie mogłem się ruszyć. przestałem się tym przejmować bo to objawiało się tylko paraliżem i poczuciem wielkiego lęku. Serce waliło tak że nawet byłem w stanie je usłyszeć. Gdy nie zacząłem się tym przejmować i mniej bać zjawisko to ustało lecz na jakiś czas. Potem się przeproadziłem i był spokój. Do czasu... Nękało mnie to w gimnazjum ale bardzo bardzo rzadko i znowu był spokój. Chodząc do 3-4 klasy technikum powróciło... aż wkońcu zdarzało się to z 3 razy w tygodniu. Nie wiedziałem jak sobie poradzić. postanowiłem że poczytam lekturke na ten temat. Paraliże senne są naukowo udowodnione i towarzyszy temu np lęk duszności itd a nawet można mieć zwidy. Postanowiłem z tym walczyć. Najczęśćiej dopadało mnie to nad ranem koło 5 wtedy to budziłem się nie mogąc się ruszyć, towarzyszył temu lęk ale usilnie próbowałem ruszyć się nogami rękoma czy coś wykrzyczeć. czasami poddawałem się a czasmi miałem motywację żeby temu czemuś stawiać opór i gdy z całej swej siły woli z całej siły że tak powiem energetycznej (zaraz powiem o co chodzi) próbowałem się ruszyć , najczęściej nogami, to to "COŚ" odpuszczało po 10-15 sekundach i mogłem np wstać. Ta siła energetyczna to jest coś tak jakby fizyczna podczas walki z "tym" traci się energie i to dużo. To jest tak jakbyś wrócił po całym dniu z roboty a nawet gorzej. Pamiętam pewnego razu przebudzałem się w nocy z koszmaru tzn budziłem się ze snu a wracałem dorzeczywistości coś czułem że jest bardzo nie tak... i to naprawde bardzo... Śnił mi się koszmar na jawie nie wiem jak to nazwać.... siłowałem się z jakąś istotą na łóżku w sensie psychicznym i fizycznym z tego co pamiętam to podczas walki z tym to coś wydawało nienaturalne dźwięki tzn coś jak zwierze ale gorsze. to coś nie chciało odpuścić i ja też stąd dźwięki tej istoty. WYGRAŁEM ona odpuściła. Pewnie spytacie o wygląd jej. moge coś powiedzieć. więc była ciemna i leżała na moich nogach tak jakby z rozpostartymi krótkimi kończynami z przodu coś jak skrzydła. Głowa jak u mnicha, tzn postać ta była w ciemnym kapturze i nie widziałem twarzy. nie duża coś jak 2-letnie dziecko. Tyle pamiętam. To było coś przed czym miało nastąpić prawdziwe wydarzenie.... największemu wrogowi nie życze tego co zobaczyłem i przeszedłem pewnego dnia gdy znowu mnie zaatakowało... Obudziłem się nad ranem koło 5... nie mogę się ruszyć mam lęki... brzmi znajomo.... ale doszło do tego że coś ssało lub dobierało się do mojej szyi... nie ruszałem się bałem się i wtedy zobaczyłem to coś czego nigdy nie zapomne. W moim pokoju łóżko było ustawione na przeciwko telewizora i otóż do czego zmierzam... podczas paraliżu nie mogłem się ruszyć miałem głowe lekko przekręconą w prawą strone więc nie mogłem widzieć co z lewej mnie tak ssie i jak myślicie co zrobiłem? popatrzyłem w telewizor stojący naprzeciw mego łóżka. W odbiciu widziałem siebie leżącego a obok łóżka stał "Gość" około 190-200 cm miał bladą twarz wyglądał jak żywy nieboszczyk ubrany był w jakby długi płaszcz do ziemi z futra ten płaszcz miał jakby peleryne też z futra nie wiem jak to nazwać, ciemne włosy i stał prosto i patrzył się o dziwo tak jakby w telewizor jakby dawał mi do zrozumienia że on jest. zamkłem oczy ze strachu i usnąłem. nigdy to już nie powróciło ale miałem pare paraliży. gdy zacząłem z tym walczyć już nie przychodzi. Teraz powiem kilka faktów które miały miejsce jescze zupełnie wcześniej. Kiedy np wstawałem i mnie paraliżowało i walczyłem z tym i wygrywałem natychmiast usypiałem z braku sił do wstania. to przychodziło nawet i jeszcze raz i wtedy się przebudzałem i kiedy powoli drętwiałem natychmiast się zrywałem nie dając do siebie dostępu. czasami nie wiem z kąd budziłem się z przeczuciem że to na bank będe miał paraliż tak jakbym już wiedział i czuł, co ciekawe nawet podczas twardego snu... Raz się obudziłem ze snu ale nie otwierałem jescze oczu, byłem 100% świadomy i nagle coś powiedziało: Teraz TY jesteś następny... Nie wiem co to znaczyło ale to było jakiś czas po tym jak zobaczyłem tego dwumetrowego upiora przy łóżku. Nie przestraszyłem się jakoś. otworzyłem oczy i wstałem. od tamtej pory miałem z 3-4 paraliże i juz nie wraca. W dzieciństwie jescze też byłem w takim stanie że się obudziłem i miałem zamknięte oczy ale byłem świadomy i słyszałem okropny śmiech jakiegoś gościa który tak jakby wylatywał z mojego pokoju przez zamknięte okno. towarzyszyło temu fizyczne odczucie wiatru który przeleciał mnie po policzku i całej twarzy który wskazywałby że ta istota faktycznie wylatuje z pokoju zostawiając za soba jakby przeciąg. To tyle co chciałem powiedzieć. Co wy o tym myślicie miał ktos taką przygodę ? bo naprawde wątpie jestem zdrowy 100% nie miejcie mnie za psychola. Oczywiście, krytyka nie zaszkodzi, przynajmniej wtedy widać słabe strony.