[quote name='Drix' post='48268' date='pon, 26 sty 2009 - 20:04']A chciałbym zadać ci pytanie kto wytrenował Al-Kaide?
Sam sie pytasz sam sobie odpowiadasz?
Czy walka partyzancka nie jest forma terroryzmu, to jak powinniśmy patrzeć na AK, czy oddziały min francuskie podczas WWII?
Wybacz ale jesli nei widzisz subtelnej roznicy miedzy dzialaniami partyzanckimi a terroryzmem to chyba nie bardzo mamy o czym rozmawiac. Przywolany to przyklad AK jest kompletnie chybiony.[/quote]
Ad1 Chciałem skonstruować zdanie, żebyś wiedział, że oprócz pytań, potrafię też odpowiedzieć.
Ad2. Widzę, ale uważasz, że nie mogą ci ludzie walczyć o własny kraj. Bo jakby ameryka zaatakowała pierwsza, a potem zaatakowali WWC, to by była wojna?
Ale, że Alkaida grupa nie państwowa, tylko religijna(fanatycy), chociaż Żydzi też są zarazem i grupą religijną i państwem, zaatakowali pierwsi to już są terrorystami?
Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Re: Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Ważniejsza jest sprawiedliwość niż miłość.
Krew i honor ponad wszystko.
Krew i honor ponad wszystko.
Re: Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Ad1 Chciałem skonstruować zdanie, żebyś wiedział, że oprócz pytań, potrafię też odpowiedzieć.
Nie kwestionowalem tego w zaden sposob.
Ad2. Widzę, ale uważasz, że nie mogą ci ludzie walczyć o własny kraj. Bo jakby ameryka zaatakowała pierwsza, a potem zaatakowali WWC, to by była wojna?
Ale, że Alkaida grupa nie państwowa, tylko religijna(fanatycy), chociaż Żydzi też są zarazem i grupą religijną i państwem, zaatakowali pierwsi to już są terrorystami?
A prosze bardzo niech walcza o wlasny kraj powodzenia im zycze z calego serca. Tyle ze nie bardzo widze jak organizacja terrorystyczna ma utworzyc/walczyc wlasny kraj. Tylko dlaczego tego nie robia? Niech walcza z amerykanskimi czy innymi wojskami a nie kradna samoloty i rozwalaja je o budynki, wysadzaja sie w metrze. Jakos nie kojarze zeby AK czy partyzanci we Francji porywali samoloty i rozbijali je o budynki w Rzeszy. Pytania z Zydami do konca nie rozumie kogoby zaatakowali? Nie kazdy partyzant jest terrorysta i odwrotnie nie kazdy terrorysta jest partyzantem.
Nie kwestionowalem tego w zaden sposob.
Ad2. Widzę, ale uważasz, że nie mogą ci ludzie walczyć o własny kraj. Bo jakby ameryka zaatakowała pierwsza, a potem zaatakowali WWC, to by była wojna?
Ale, że Alkaida grupa nie państwowa, tylko religijna(fanatycy), chociaż Żydzi też są zarazem i grupą religijną i państwem, zaatakowali pierwsi to już są terrorystami?
A prosze bardzo niech walcza o wlasny kraj powodzenia im zycze z calego serca. Tyle ze nie bardzo widze jak organizacja terrorystyczna ma utworzyc/walczyc wlasny kraj. Tylko dlaczego tego nie robia? Niech walcza z amerykanskimi czy innymi wojskami a nie kradna samoloty i rozwalaja je o budynki, wysadzaja sie w metrze. Jakos nie kojarze zeby AK czy partyzanci we Francji porywali samoloty i rozbijali je o budynki w Rzeszy. Pytania z Zydami do konca nie rozumie kogoby zaatakowali? Nie kazdy partyzant jest terrorysta i odwrotnie nie kazdy terrorysta jest partyzantem.
Drix believes we are not alone.
Re: Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Barack Obama, zdobywając prezydenturę USA, obiecał, że skończy z miejscami takimi jak obóz na Kubie. To miało być spektakularne odcięcie się od dorobku George?a Busha i jego metod prowadzenia wojny przeciwko organizacjom terrorystycznym. Obietnica najpewniej nie zostanie jednak dotrzymana.
Guantanamo i Bagram mają co najmniej dwie cechy wspólne. Oba miejsca mogłyby być hitem turystyki dla wymagających. Guantanamo słynie ze wspaniałego klimatu karaibskiego, turkusowego morza, korzystnego dla reumatyków powietrza, rewelacyjnego słońca dla spragnionych opalenizny. Bagram leży u podnóża gór Hindukusz, których szczyty sięgają siedmiu tysięcy metrów. Raj dla himalaistów. W zimie mogliby uwielbiać je narciarze. Do tego dochodzi smak kraju, który nigdy nie zaznał nowoczesności i nigdy nie dał się zepsuć klimatem snobistycznych kurortów. Plus legenda o znalezionym tu pod koniec lat 30. przez belgijskich archeologów skarbie. Druga cecha, która łączy oba miejsca, jest mniej przyjemna. Zarówno w Guantanamo, jak i w Bagram mieszczą się najgorsze więzienia na świecie. Jedno jest właśnie likwidowane. Drugie rozbudowywane. Guantanamo ma zniknąć. Jego funkcje przejmie Bagram.
Barack Obama, zdobywając prezydenturę USA, obiecał, że skończy z miejscami takimi jak obóz na Kubie. To miało być spektakularne odcięcie się od dorobku George?a Busha i jego metod prowadzenia wojny przeciwko organizacjom terrorystycznym. Obietnica najpewniej nie zostanie jednak dotrzymana. "Od miesięcy trwa narodowa debata w sprawie losu 245 więźniów w amerykańskiej bazie Guantanamo - administracja Obamy musi jednak uporać się także ze sprawą 600 więźniów upchniętych w prymitywnym więzieniu w amerykańskiej bazie Bagram w Afganistanie" - pisał w ubiegły wtorek dziennik "New York Times". "Decyzje w sprawie więźniów w Afganistanie i wokół niego są nierozerwalnie związane ze strategicznymi decyzjami, jakie Obama będzie musiał podjąć w sprawie wojny w Afganistanie" - komentowała gazeta. Z Białego Domu na razie nie płynie żaden sygnał, by Bagram miało zniknąć. Wiadomo za to, że rozbudowa więzienia będzie kosztować 60 mln dol.
Do tej pory niewielu interesowało się bazą lotniczą u podnóża Hindukuszu. Kompleks budynków położony w samym centrum bazy jest niedostępny dla dziennikarzy. Rządzi się swoimi prawami. A raczej prawami CIA i amerykańskiego wywiadu wojskowego. Szare budynki, z których część pamięta jeszcze czasy sowieckiej inwazji na Afganistan, oddzielone są od reszty bazy zasiekami z drutów kolczastych i murami, które mają chronić przed wybuchami. Nie można ich fotografować ani zagadywać strażników, co znajduje się wewnątrz. Obok biegnie ruchliwa droga Disney Drive - główna arteria Bagram. Niedaleko niej znajduje się dowództwo Polskiego Kontyngentu Afganistan. Polski generał, który dowodzi naszymi żołnierzami w Afganistanie - przechadzając się na obiad do tzw. difaku, czyli wojskowej stołówki - codziennie mija "drugie Guantanamo". Zresztą nie on jeden. Kilkaset metrów od difaku, przy barakach, w których swoje restauracje otworzył Burger King i Pizza Hut, wolny czas spędzają żołnierze międzynarodowej koalicji ISAF, która walczy w Afganistanie z talibami. Między zajadaniem się najprawdziwszymi hamburgerami i pizzą w "bagramskim city" wojskowi mogą kupić dywan albo tradycyjną chustę afgańską. Wszystko zaledwie kilkaset metrów od jednego z najbardziej ponurych wiezięń na świecie.
Wszystko wygląda prozaicznie. Jest wojna, jest więzienie. Ale Bagram nie jest zwykłym więzieniem. Ma już na swoim koncie skandal. W 2005 r. dziennik "New York Times", powołując się na liczący 2 tys. stron wojskowy raport, napisał, że amerykańscy żołnierze zabili w nim w 2002 r. dwóch nieuzbrojonych mężczyzn - niejakiego mułłę Habibullaha i 22-letniego taksówkarza Dilawara. Ten drugi - jak się później okazało - miał być zupełnie niewinny. Po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Miał pecha. Zajęli się nimi specjaliści lingwiści z 519. batalionu wywiadu wojskowego US Army. Jeden z żołnierzy, sierżant Thomas V. Curtis narysował później, jak traktowano osadzonego. Na jego rysunkach, które wyciekły do prasy, widać przywiązanych za ręce do ściany nagich ludzi. "NYT" pisał, że Habibullah i Dilawar byli torturowani. Drugi miał być maskotką oddziału, bo gdy cierpiał, wykrzykiwał w spazmach imię Allaha. Wszystko to pod czujnym okiem pracującej dla wywiadu wojskowego kapitan Carolyn Wood - tej samej, która występuje jako centralna postać tzw. Raportu Fay poświęconego torturom w irackim więzieniu Abu Ghraib.
Po skandalu w Bagram okazało się, że ci, co siedzą w Guantanamo, mogą mówić wręcz o luksusach i humanitarnym traktowaniu. Każdy na Kubie dostaje komplet ręczników, pościel, kapcie, ubranie, dywan do modlitw, Koran, ma własną toaletę i dostęp do bieżącej wody. Z fotoreportaży, które publikowano, wynika, że więźniowie na Kubie niesprawiający większych problemów mogą pograć sobie nawet w koszykówkę albo szachy. W Bagram o takich luksusach nie może być mowy. Nie ma wychodzenia na zewnątrz. Wiadomo tylko, że najbardziej kłopotliwi swoją energię wytracają w stalowych klatkach nazywanych potocznie sally port.
Jednym z więźniów Bagram był Ghairat Baheer, w czasach sowieckich mudżahedin walczący w szeregach oddziału Gulbuddina Hekmatiara, a w czasie rządów talibskich przeciwnik porządków zaproponowanych przez fundamentalistów. Jak opowiadał - cytowany przez "Daily Telegraph" - siedział w celi dwa metry na dwa metry zupełnie bez światła. Przez 24 godziny na dobę grano głośną muzykę, a on sam odsiadywał swój nieformalny wyrok nago przez bite sześć miesięcy.
Dla pracujących w Bagram oficerów to żaden argument. Mają własną interpretację. "Ja i moi koledzy z Afganistanu z niesmakiem i oburzeniem patrzyliśmy, jak oczernia się nasz wysiłek, nasze rodzime jednostki i armię. Żołnierze i współobywatele, z którymi służyłem i o których piszę, poczuli się zdradzeni" - pisał w swoich wspomnieniach z Bagram oficer wywiadu wojskowego ukrywający się pod pseudonimem Chris Mackey. "My, śledczy wysłani do Afganistanu jesienią 2001 r., zawsze uważaliśmy, że jesteśmy uczestnikami wyjątkowej operacji. Toczyliśmy z wrogiem walki równie wyczerpujące, dramatyczne i ważne, jak te toczone na innych frontach wojny z terroryzmem. Były to wojny psychologiczne i intelektualne, potyczki, w których orężem była siła woli, a nie broń".
Zapewnienia Mackeya nie zmienią jednak tego, że słynna baza - oficjalnie nazywana Bagram Theater Internment Facility - wcześniej czy później wróci na czołówki światowych serwisów. Obama za dużo naobiecywał w sprawie obozu na Kubie, by jego afgański odpowiednik pozostał bez komentarza. Tym bardziej że w Bagram więźniowie mają jeszcze mniej praw niż ci z Guantanamo. Nie ma mowy o widzeniu z prawnikiem, nikt nie pokazuje osadzonym dowodów winy, nie ma nawet quasi-sądowych procesów. Co poniedziałek rodziny więźniów z Bagram zbierają się pod kabulską siedzibą Czerwonego Krzyża, domagając się jakichkolwiek informacji o nich.
Jak zapewniała w rozmowie z nami przedstawicielka Czerwonego Krzyża w afgańskiej stolicy Jessica Barry, osadzeni w Bagram to specyficzna kategoria więźniów. "Kontaktują się ze światem tylko za naszym pośrednictwem" - mówiła nam Barry. "Rok temu dogadaliśmy się z amerykańskim dowództwem i co tydzień organizujemy kontakt między rodziną a więźniem" - dodawała. W niedzielę rodziny przychodzą do kabulskiego biura i zgłaszają dane osoby, z którą chcą się skontaktować za pośrednictwem telefonu satelitarnego przekazującego dźwięk i obraz. Dane trafiają do Amerykanów, którzy wydają zgodę na "widzenie" lub nie. I na tym koniec luksusów.
Bagram mimo kontrowersji, które wokół niego narosły, raczej nie zniknie. Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, że z takich miejsc można pozyskać wiele cennych informacji wywiadowczych. Rezygnowanie z nich byłoby głupotą. Likwidować można Guantanamo, w którym nawet w najbardziej gorącym okresie wojny z Al-Kaidą nie siedziało tylu więźniów co w Bagram. "Zamykanie Guantanamo to sprytna zagrywka pod publiczkę. Dla rozmaitych obrońców praw człowieka obóz był symbolem amerykańskiego imperializmu, zła i Bóg wie czego jeszcze" - mówi nam brytyjski analityk od lat zajmujący się GITMO Christopher Cushing. "Podejrzewam, że George W. Bush, gdyby nadal był prezydentem, zrobiłby to samo" - dodaje.
A co z Bagram? Przeciwnikom zawsze można powiedzieć: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. I właśnie taka jest logika działania USA pod rządami Obamy. Nikt nie przekona nowego prezydenta, by pozbył się swojej najbardziej skutecznej broni przeciwko organizacjom terrorystycznym, czyli więzień CIA. Tym bardziej że wielu z tych, których z nich wypuszczono, wraca do swojego dżihadu przeciwko Ameryce. Tak jak Said Aliasz-Szihri, który trafił na Kubę, bo za własne pieniądze organizował przerzut arabskich bojowników do Afganistanu. Amerykanie schwytali go jesienią 2001 r. Trafił do Guantanamo. Zwolniono go w 2007 r. i przekazano w ręce Saudyjczyków. Najpierw przeszedł tzw. program rehabilitacyjny dla dawnych dżihadystów. Jednak zamiast zrezygnować z podkładania bomb wrócił do dawnego fachu. I to nie jako szeregowy zamachowiec-samobójca, tylko szef Al-Kaidy w Jemenie. Kilka lat spędzonych w Guantanamo wzmocniło tylko jego żądzę zemsty na Ameryce. Szihri po wyjściu z Guantanamo był głównym organizatorem ataku na ambasadę amerykańską w Sanie, stolicy Jemenu.
Obama wie o takich karierach. I doskonale zdaje sobie sprawę, że powtórka z Szihriego zaszkodzi mu o wiele bardziej niż krytyka za utrzymywanie i rozbudowywanie "afgańskiego Gunatnamo".
Zawsze łatwiej się tłumaczyć z tortur i zwyrodniałych oficerów wywiadu niż z tego, że wypuszczony niebezpieczny więzień uderzył w Amerykę. A jak już przyjdzie zamknąć nawet Bagram, zawsze można przerzucić najbardziej cenne "zdobycze" z pola walki do innych miejsc. Jeśli nie Afganistan, znajdzie się coś innego.
dziennik.pl
Guantanamo i Bagram mają co najmniej dwie cechy wspólne. Oba miejsca mogłyby być hitem turystyki dla wymagających. Guantanamo słynie ze wspaniałego klimatu karaibskiego, turkusowego morza, korzystnego dla reumatyków powietrza, rewelacyjnego słońca dla spragnionych opalenizny. Bagram leży u podnóża gór Hindukusz, których szczyty sięgają siedmiu tysięcy metrów. Raj dla himalaistów. W zimie mogliby uwielbiać je narciarze. Do tego dochodzi smak kraju, który nigdy nie zaznał nowoczesności i nigdy nie dał się zepsuć klimatem snobistycznych kurortów. Plus legenda o znalezionym tu pod koniec lat 30. przez belgijskich archeologów skarbie. Druga cecha, która łączy oba miejsca, jest mniej przyjemna. Zarówno w Guantanamo, jak i w Bagram mieszczą się najgorsze więzienia na świecie. Jedno jest właśnie likwidowane. Drugie rozbudowywane. Guantanamo ma zniknąć. Jego funkcje przejmie Bagram.
Barack Obama, zdobywając prezydenturę USA, obiecał, że skończy z miejscami takimi jak obóz na Kubie. To miało być spektakularne odcięcie się od dorobku George?a Busha i jego metod prowadzenia wojny przeciwko organizacjom terrorystycznym. Obietnica najpewniej nie zostanie jednak dotrzymana. "Od miesięcy trwa narodowa debata w sprawie losu 245 więźniów w amerykańskiej bazie Guantanamo - administracja Obamy musi jednak uporać się także ze sprawą 600 więźniów upchniętych w prymitywnym więzieniu w amerykańskiej bazie Bagram w Afganistanie" - pisał w ubiegły wtorek dziennik "New York Times". "Decyzje w sprawie więźniów w Afganistanie i wokół niego są nierozerwalnie związane ze strategicznymi decyzjami, jakie Obama będzie musiał podjąć w sprawie wojny w Afganistanie" - komentowała gazeta. Z Białego Domu na razie nie płynie żaden sygnał, by Bagram miało zniknąć. Wiadomo za to, że rozbudowa więzienia będzie kosztować 60 mln dol.
Do tej pory niewielu interesowało się bazą lotniczą u podnóża Hindukuszu. Kompleks budynków położony w samym centrum bazy jest niedostępny dla dziennikarzy. Rządzi się swoimi prawami. A raczej prawami CIA i amerykańskiego wywiadu wojskowego. Szare budynki, z których część pamięta jeszcze czasy sowieckiej inwazji na Afganistan, oddzielone są od reszty bazy zasiekami z drutów kolczastych i murami, które mają chronić przed wybuchami. Nie można ich fotografować ani zagadywać strażników, co znajduje się wewnątrz. Obok biegnie ruchliwa droga Disney Drive - główna arteria Bagram. Niedaleko niej znajduje się dowództwo Polskiego Kontyngentu Afganistan. Polski generał, który dowodzi naszymi żołnierzami w Afganistanie - przechadzając się na obiad do tzw. difaku, czyli wojskowej stołówki - codziennie mija "drugie Guantanamo". Zresztą nie on jeden. Kilkaset metrów od difaku, przy barakach, w których swoje restauracje otworzył Burger King i Pizza Hut, wolny czas spędzają żołnierze międzynarodowej koalicji ISAF, która walczy w Afganistanie z talibami. Między zajadaniem się najprawdziwszymi hamburgerami i pizzą w "bagramskim city" wojskowi mogą kupić dywan albo tradycyjną chustę afgańską. Wszystko zaledwie kilkaset metrów od jednego z najbardziej ponurych wiezięń na świecie.
Wszystko wygląda prozaicznie. Jest wojna, jest więzienie. Ale Bagram nie jest zwykłym więzieniem. Ma już na swoim koncie skandal. W 2005 r. dziennik "New York Times", powołując się na liczący 2 tys. stron wojskowy raport, napisał, że amerykańscy żołnierze zabili w nim w 2002 r. dwóch nieuzbrojonych mężczyzn - niejakiego mułłę Habibullaha i 22-letniego taksówkarza Dilawara. Ten drugi - jak się później okazało - miał być zupełnie niewinny. Po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Miał pecha. Zajęli się nimi specjaliści lingwiści z 519. batalionu wywiadu wojskowego US Army. Jeden z żołnierzy, sierżant Thomas V. Curtis narysował później, jak traktowano osadzonego. Na jego rysunkach, które wyciekły do prasy, widać przywiązanych za ręce do ściany nagich ludzi. "NYT" pisał, że Habibullah i Dilawar byli torturowani. Drugi miał być maskotką oddziału, bo gdy cierpiał, wykrzykiwał w spazmach imię Allaha. Wszystko to pod czujnym okiem pracującej dla wywiadu wojskowego kapitan Carolyn Wood - tej samej, która występuje jako centralna postać tzw. Raportu Fay poświęconego torturom w irackim więzieniu Abu Ghraib.
Po skandalu w Bagram okazało się, że ci, co siedzą w Guantanamo, mogą mówić wręcz o luksusach i humanitarnym traktowaniu. Każdy na Kubie dostaje komplet ręczników, pościel, kapcie, ubranie, dywan do modlitw, Koran, ma własną toaletę i dostęp do bieżącej wody. Z fotoreportaży, które publikowano, wynika, że więźniowie na Kubie niesprawiający większych problemów mogą pograć sobie nawet w koszykówkę albo szachy. W Bagram o takich luksusach nie może być mowy. Nie ma wychodzenia na zewnątrz. Wiadomo tylko, że najbardziej kłopotliwi swoją energię wytracają w stalowych klatkach nazywanych potocznie sally port.
Jednym z więźniów Bagram był Ghairat Baheer, w czasach sowieckich mudżahedin walczący w szeregach oddziału Gulbuddina Hekmatiara, a w czasie rządów talibskich przeciwnik porządków zaproponowanych przez fundamentalistów. Jak opowiadał - cytowany przez "Daily Telegraph" - siedział w celi dwa metry na dwa metry zupełnie bez światła. Przez 24 godziny na dobę grano głośną muzykę, a on sam odsiadywał swój nieformalny wyrok nago przez bite sześć miesięcy.
Dla pracujących w Bagram oficerów to żaden argument. Mają własną interpretację. "Ja i moi koledzy z Afganistanu z niesmakiem i oburzeniem patrzyliśmy, jak oczernia się nasz wysiłek, nasze rodzime jednostki i armię. Żołnierze i współobywatele, z którymi służyłem i o których piszę, poczuli się zdradzeni" - pisał w swoich wspomnieniach z Bagram oficer wywiadu wojskowego ukrywający się pod pseudonimem Chris Mackey. "My, śledczy wysłani do Afganistanu jesienią 2001 r., zawsze uważaliśmy, że jesteśmy uczestnikami wyjątkowej operacji. Toczyliśmy z wrogiem walki równie wyczerpujące, dramatyczne i ważne, jak te toczone na innych frontach wojny z terroryzmem. Były to wojny psychologiczne i intelektualne, potyczki, w których orężem była siła woli, a nie broń".
Zapewnienia Mackeya nie zmienią jednak tego, że słynna baza - oficjalnie nazywana Bagram Theater Internment Facility - wcześniej czy później wróci na czołówki światowych serwisów. Obama za dużo naobiecywał w sprawie obozu na Kubie, by jego afgański odpowiednik pozostał bez komentarza. Tym bardziej że w Bagram więźniowie mają jeszcze mniej praw niż ci z Guantanamo. Nie ma mowy o widzeniu z prawnikiem, nikt nie pokazuje osadzonym dowodów winy, nie ma nawet quasi-sądowych procesów. Co poniedziałek rodziny więźniów z Bagram zbierają się pod kabulską siedzibą Czerwonego Krzyża, domagając się jakichkolwiek informacji o nich.
Jak zapewniała w rozmowie z nami przedstawicielka Czerwonego Krzyża w afgańskiej stolicy Jessica Barry, osadzeni w Bagram to specyficzna kategoria więźniów. "Kontaktują się ze światem tylko za naszym pośrednictwem" - mówiła nam Barry. "Rok temu dogadaliśmy się z amerykańskim dowództwem i co tydzień organizujemy kontakt między rodziną a więźniem" - dodawała. W niedzielę rodziny przychodzą do kabulskiego biura i zgłaszają dane osoby, z którą chcą się skontaktować za pośrednictwem telefonu satelitarnego przekazującego dźwięk i obraz. Dane trafiają do Amerykanów, którzy wydają zgodę na "widzenie" lub nie. I na tym koniec luksusów.
Bagram mimo kontrowersji, które wokół niego narosły, raczej nie zniknie. Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, że z takich miejsc można pozyskać wiele cennych informacji wywiadowczych. Rezygnowanie z nich byłoby głupotą. Likwidować można Guantanamo, w którym nawet w najbardziej gorącym okresie wojny z Al-Kaidą nie siedziało tylu więźniów co w Bagram. "Zamykanie Guantanamo to sprytna zagrywka pod publiczkę. Dla rozmaitych obrońców praw człowieka obóz był symbolem amerykańskiego imperializmu, zła i Bóg wie czego jeszcze" - mówi nam brytyjski analityk od lat zajmujący się GITMO Christopher Cushing. "Podejrzewam, że George W. Bush, gdyby nadal był prezydentem, zrobiłby to samo" - dodaje.
A co z Bagram? Przeciwnikom zawsze można powiedzieć: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. I właśnie taka jest logika działania USA pod rządami Obamy. Nikt nie przekona nowego prezydenta, by pozbył się swojej najbardziej skutecznej broni przeciwko organizacjom terrorystycznym, czyli więzień CIA. Tym bardziej że wielu z tych, których z nich wypuszczono, wraca do swojego dżihadu przeciwko Ameryce. Tak jak Said Aliasz-Szihri, który trafił na Kubę, bo za własne pieniądze organizował przerzut arabskich bojowników do Afganistanu. Amerykanie schwytali go jesienią 2001 r. Trafił do Guantanamo. Zwolniono go w 2007 r. i przekazano w ręce Saudyjczyków. Najpierw przeszedł tzw. program rehabilitacyjny dla dawnych dżihadystów. Jednak zamiast zrezygnować z podkładania bomb wrócił do dawnego fachu. I to nie jako szeregowy zamachowiec-samobójca, tylko szef Al-Kaidy w Jemenie. Kilka lat spędzonych w Guantanamo wzmocniło tylko jego żądzę zemsty na Ameryce. Szihri po wyjściu z Guantanamo był głównym organizatorem ataku na ambasadę amerykańską w Sanie, stolicy Jemenu.
Obama wie o takich karierach. I doskonale zdaje sobie sprawę, że powtórka z Szihriego zaszkodzi mu o wiele bardziej niż krytyka za utrzymywanie i rozbudowywanie "afgańskiego Gunatnamo".
Zawsze łatwiej się tłumaczyć z tortur i zwyrodniałych oficerów wywiadu niż z tego, że wypuszczony niebezpieczny więzień uderzył w Amerykę. A jak już przyjdzie zamknąć nawet Bagram, zawsze można przerzucić najbardziej cenne "zdobycze" z pola walki do innych miejsc. Jeśli nie Afganistan, znajdzie się coś innego.
dziennik.pl
Ostatnio zmieniony ndz lut 01, 2009 11:02 am przez sasquatch, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Obama to pionek. Działa nadal ten co działał. Nazwiska nie wypowiem.
Komuś zawsze coś jest na rękę... na przykład jakaś wojenka....
Kto ma dostać garnek złota to dostanie a reszta po talerzu zupy...
Zasady dalej mają się dobrze. Nic się od lat nie zmieniło.
Komuś zawsze coś jest na rękę... na przykład jakaś wojenka....
Kto ma dostać garnek złota to dostanie a reszta po talerzu zupy...
Zasady dalej mają się dobrze. Nic się od lat nie zmieniło.
Ukryta Tajemnica M. Nighta Shyamalana
(The Buried Secret of M. Night Shyamalan)
"Prawdziwe tajemnice dotrzymują się same"
"Każdy ma swoje tajemnice, życie bez tajemnic byłoby nudne, nieprawdaż?
[ external image ]
(The Buried Secret of M. Night Shyamalan)
"Prawdziwe tajemnice dotrzymują się same"
"Każdy ma swoje tajemnice, życie bez tajemnic byłoby nudne, nieprawdaż?
[ external image ]
Re: Opuścił Guantanamo i przystąpił do Al-Kaidy
Obama największe nieporozumienie w historii USA
Dzięki niemu USA przestaną być supermocatstem i światowym liderem.
Polityka ustępstw bratania się z Rosjanami którzy tylko na to czekali by wrócić do polityki mocarstwowości.
Zeby tylko Amerykanie nie obudzili się "z ręką w nocniku"
Dzięki niemu USA przestaną być supermocatstem i światowym liderem.
Polityka ustępstw bratania się z Rosjanami którzy tylko na to czekali by wrócić do polityki mocarstwowości.
Zeby tylko Amerykanie nie obudzili się "z ręką w nocniku"