Miałem 4 może 5 lat, zacząłem widzieć dziwne światełka wokół mnie, latające, migoczące kropki średnicy około 1 cm (sam się z tego teraz śmieję), czułem się wśród nich bezpiecznie, tak jakby mnie chroniły,byłem szczęśliwy.Opowiadałem o tym rodzicom, którzy traktowali to z przymrużeniem oka, ale nie dali mi tego odczuć, nieraz dzisiaj to jeszcze opowiadają jako zabawne historie z dzieciństwa.Parę lat póżniej zupełnie o tym zapomniałem, szkoła te sprawy i emocje z tym związane,nowe środowisko i tak dalej. Byłem wtedy dość zamknięty, żyłem oczami wyobrażni , często odcinając się od rzeczywistości.Pamiętam że moja pierwsza nauczycielka radziła rodzicom by do szkoły posłali mnie dopiero za rok, że wtedy lepiej sobie poradzę.W tym okresie swojego życia zszedłem na ziemię, dostosowałem się do szkolnego trybu życia i zacząłem radzić sobie bardzo dobrze.Zycie toczyło się normalnym rytmem, z tego okresu pamiętam niewiele, do czasu gdy skończyłem 10 lat.
Pamiętam, to jak dziś, wyszliśmy całą rodzina na balkon naszego mieszkania, a ja na niebie zobaczyłem wielkie smugi świateł, sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Tym razem rodzice podeszli do tematu nieco poważniej, popytali trochę znajomych, trochę po rodzinie, ale w końcu doszli do wniosku,że naoglądałem się za dużo telewizji.Po pewnym czasie znów wszystko wróciło do normy.
Po paru latach (miałem wtedy może 12,13 lat) z siostrą , ojcem i jego znajomym z córką, wybralismy się pod namioty gdzieś nad Sanem (nazwy miejscowości nie pamiętam). Tata i jego znajomy w celach wędkarskich, my wypoczynkowych
(wakacje

Do ukończenia przeze mnie 19 lat w zasadzie nic nadzwyczajnego mnie nie spotkało, zjawiska te nasiliły się ostatnio, ale to już opowieść na kiedy indziej...