Wpadłam na całkiem ciekawą teorię... Możnaby przypuścić (idąc za pomysłem Orsona), że jakiś daleki przodek Pedobear'a śledził nową ofiarę i zabłąkał się za nią, aż pod drzwi jej domu. Kiedy jednak zapukał spotkał się z ciepłym przywitaniem jednego z członków rodziny, który na dzień dobry odrąbał mu głowę siekierką. I w ten sposób, od czasu swojej śmierci, Bezgłowy Pedobear odgrywa całą sytuację, gdyż za złe postępowanie oraz liczne gwałty został skazany na wieczną tułaczkę...

Sami zobaczcie - ta teoria ma ręce i nogi, choć brakuje jej głowy!
No, a teraz tak na poważnie. Historia upiora podążającego za przypadkowymi ludźmi nie jest zbyt odosobniona. Moja prababka w swojej młodości (wedle słów mojej matki) też miała spotkanie z osobliwym jegomościem, któremu to strąciła kapelusz w żarcie, spiesząc się na potańcówkę. Późniejsze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, aczkolwiek jego autentyczność jest wątpliwa i raczej podchodzi pod opowieść grozy, więc nie będę was tym męczyła.

Pierwszy raz jednak spotkałam się z wersją, że upiór nie ma głowy. Brr, ciarki przechodzą po plecach gdy myślę o spotkaniu takiego na ulicy...