
Tak na marginesie, Erumara wyprzedzilas mnie! Serio, od jakiegos czasu chodzilo za mna zalozenie tematu o snach, tylko nie moglam sie zdecydowac na sposob w jaki go ugryzc... wiec gryziemy po Twojemu

Moj sen sprzed... hmm... chyba 8 lat:
Lazienka. Stoje przed wanna w ktorej jest jakas kobieta (nie mam pojecia kto to mogl byc, zupelnie obca twarz). Kobieta jet mloda, ok. trzydziestoletnia. Jest w pozycji pol lezacej, a woda siega jej do ramion. Patrzy sie na mnie, pelna spokoju, jakby sie usmiecha. Mozna by powiedziec, ze wie co zlego zamierzam i dlaczego i ze beda za to kiedys ukarana... poniewaz ja wlasnie probuje ja zabic! Przed chwila podalam jej arszenik i napuszczam teraz wode do wanny, by ja utopic. Przygladam sie jak woda podnosi sie, az do jej szyi i nie ma we mnie zadnych uczuc czy wyrzutow sumienia. Wydaje mi sie, ze kobieta juz nie zyje, ale nagle zauwazam, ze poruszyla oczami! Nachylam sie wiec nad nia, otwieram jej usta i zmuszam do przelkniecia kolejnej porcji trucizny. Wszystko to nadal z zimna krwia tak, jak gdybym po prostu dawala jej kapiel...
Sen pamietam tylko dlatego, ze kiedys go spisalam. Pamietam rowniez, ze mnie ogromnie przerazil... nie mam pojecia skad sie wzial... i nigdy nie potrafilam go zinterpretowac... Czyzby to byla prawda, ze w kazdym z nas drzemie zlo...?
