Strona 2 z 2
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 6:45 pm
autor: Andrzej 58
To tylko technika.Ta energia jest dziś bardzo dobrze znana.Nazywa się elektromagnetyzm.Efekty zaistniałe w tych wzorkach też można odtworzyć doświadczalnie.Cudów nie ma .To ,że nasze babcie doświadczały zjawisk ,które nie potrafiły sobie wytłumaczyć to fakt.Sami ich doświadczyliśmy.Pamiętasz nasze relacje?
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 8:33 pm
autor: Katarzyna_1
Cyt. Danut;
"Tak jak pisałam, tuż nad moją miedzą cały łan pszenicy w tamtych latach był tak po-wzorowany, pełno kółek na nim z przejściami wąziutkich pasków stojącego zboża. Dało się zobaczyć równe kółka mniejsze i większe z daleka, bo pole znajduje się na dużym wzgórzu, ha ładnie to wyglądało, ale ojciec się wcale nie cieszył, bo nie można było nawet tego zsiec i mocno musiał natrudzić się kosą. Ciekawe są błyski i dziwne światła, które ludzie obserwują czasami, towarzyszące tym zjawiskom."Słusznie zauważyłaś. Te kręgi w zbożach mogly się pojawiać wiele lat wcześniej, a może i od setek lat, tylko nikt nie przywiązywał do tego wagi. Zresztą kiedyś nie było satelit, kamer i dobrych aparatów fotograficznych. Kiedyś, rolnicy, którzy mieli zdepatane mocno pola mówili, że to albo dziki, albo "diabły" harcowały mając na myśli seksujące się cichcem w zbożu pary.

Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 8:34 pm
autor: danut
Andrzeju otóż nie. To, że można odtworzyć na podobieństwo technicznie takie zjawiska wcale nie przeczy temu, że równie dobrze może i lepiej wystąpią one w warunkach naturalnych, tylko my nie znamy jeszcze absolutnie wszystkich oddziaływań we świecie, w kosmosie w przestrzeni i wszystkiego tego co ma wpływ i jakimi prawami się rządzi. Ludzie się dziwią, tworzą legendy od prawieków, ale nie wiedzą co to jest. Ok energia elektromagnetyczna w naturze. Pole jest stanem w przestrzeni, w której istnieje energia, a więc tym samym jest jedna z form energii ( ja tam nazwałabym jeszcze inaczej emitowanym obrazem). Promieniowanie elektromagnetyczne pochodzić musi ze źródeł, a i pola emitujące muszą reagować, oddziaływać na siebie np. stykać się, wpływać wzajemnie czy tam inaczej( to tylko moja wyobraźnia, naukowe pojęcia będą zapewne dokładniejsze). Chciałam tylko zaznaczyć, że nie tylko węgorz elektryczny takie pola emituje, bo także człowiek i inne organizmy są istotami elektromagnetycznimi- i wtedy tą zagadkę dałoby się bez cudów, niewidów rozpracować poprzez oddziaływania na odległość i bez potrzeby użycia fizycznej siły.Ps. Kasiu- hmm pewnie mieli takie skojarzenia, bo ja sobie bym też tak wyobraziła, że te pary to chyba masochiści jacyś, albo diabły. Bo się odważyli, a tymczasem zboże jest niezwykle ostre, klujące, kaleczące. Wiem, ponieważ pracowałam ręcznie odbierając je na snopki po cięciu kosą. Ręce bez zabezpieczenia z długimi rękawami, itd. wyglądałyby jak pocięte żyletkami. Tak, że to co piszesz też wydaje mi się niemożliwe.
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 9:18 pm
autor: Ronin
Katarzyna_1 Dokładnie tak jak piszesz, kiedyś chłop szedł na pole kosić (żąć) zboże i najwyżej pod nosem zaklął (aczkolwiek przy żniwach to raczej się nie przeklinało, ja jako małe dziecko byłem uczony, że na rosnące zielone zboże nie wolno wchodzić i go deptać bo to grzech...), że mu wiatr położył np. żyto... Nikt nie wchodził na drzewo, żeby z góry zobaczyć czy to ma jakiś konkretny kształt. Inaczej sprawa wygląda w terenach górzystych (jak wspominała danut) tam występują doliny, pagórki, góry i takie rzeczy łatwiej było dostrzec.Ze wspomnień babci nie pamiętam aby mówiła o kręgach, to ja od siebie dodałem, że te latające nad polami światła mogły mieć z tym zjawiskiem coś wspólnego.
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 9:40 pm
autor: Ronin
Przypomniała mi się jeszcze jedna babcina historia... W dzień zaduszny (właściwie to było późnym wieczorem już) dwóch, czy trzech kawalerów wracało z sąsiedniej wsi (czy wracali z jakiejś gospody, czy z randki, nie pamiętam). Droga wiodła przez pola i częściowo przez las. Było ciemno i jeden z kawalerów pomny tego, że to zaduszki bał się trochę sugerując kolegom (lub koledze bo niepamiętam, czy ich dwóch, czy trzech było), aby nie iść przez las, tylko dłuższą drogą wiodącą przez pola... Został wyśmiany przez miejscowego zawadyjakę, który był w tej grupie, że tchórzy, a duchów przecież nie ma itd. Przechodząc do meritum.... Gdy zbliżali się do lasu,zobaczyli przed sobą kilka osób idących przed nimi w tym samym kierunku. Kawalerowie stwierdzili, że raźniej będzie iść w grupie i postanowili dogonić idące przed nimi osoby... ale co się zbliżali do tych osób to one choć nie widać było aby przyspieszały ciągle im się oddalały. Najodważniejszy z nich puścił się biegiem aby dogonić idących przed nimi ludzi... Gdy się zbliżył okazało się, że idą tam kobiety, no to dostawszy animuszu zaczął zagadywać do nich idąc tuż za nimi. Żadna z tych kobiet nie zwracała na niego uwagi, tylko z pochylonymi głowami ciągle szły przed siebie leśną drogą. Przysunął się do tej idącej jako ostatnia, wyrównał z nią krok i zagadując próbował spojrzeć jej w oczy, ale ta ciągle szła z pochyloną głową... Po kilku próbach nawiązania kontaktu, postanowił przejść do czynów i wziął ją pod pachę... Ręka okazała się dziwnie zimna i koścista, niezrażony, przechylił głowę aby zajrzeć w oczy tajemniczej kobiecie i wtedy ujrzał jej oblicze, trupioblada twarz z czarnymi oczodołami. Jak to się dawniej mówiło dostał stracha, wrzasnął i uciekł w las, widzieli to wszystko koledzy (lub kolega) idący za nimi w pewnej odległości (ponieważ nie zdołali dogonić tej grupy)... Kolega wyszedł po jakimś czasie z lasu nawoływany przez kompanów, a te tajemnicze osoby oddaliły się idąc spokojnie dalej. Bohaterowie tej opowieści postanowili zawrócić i iść tą dłuższą drogą przez pola... Historia ponoć prawdziwa i związana z ludźmi którzy faktycznie żyli .P.S. Zapomniałem dodać, że ten jeden z kolegów bał się iść przez ten las, bo okoliczni mieszkańcy mówili, że w tym lesie straszy...
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: pt mar 22, 2013 9:53 pm
autor: Andrzej 58
Oddziaływania na organizmy mają różny charakter.Przykładowo- duszenie przez zmorę to nic innego jak paraliż układu nerwowego w mięśniach odpowiedzialnych za oddychanie.Tzw samozapłon to poddanie organizmu oddziaływaniu pola wysokiej częstotliwości.Takie lżejsze przypadki poparzeń ludzi pracujących przy urządzeniach elektromagnetycznych można znaleźć w internecie.Technologia SSSS to tzw technika cichego dźwięku(dźwięk przypominający brzęczenie pszczół).W wielu relacjach można to spotkać.Techniki ELF dalekiego zasięgu.Polega na skoncentrowaniu fali na wybranej antenie.Służy głównie do dekoncentracji mózgu..Zbieranie zapisu mózgu przeważnie w stanie spowolnienia jego częstotliwości w czasie snu.Wtedy też można wtłoczyć fałszywe iluzje i przeżycia.To są te relacje o szarakach gadach ,diabłach ,duchach ,wychodzenie z ciała itd.Wszystkie doniesienia wskazują na technologie wojskowe.To jak nic ściema.Te techniki istnieją od dawna- wtedy wojacy dysponowali dzidami i toporkami.Putin i Obama mają alibi.Ktoś inny to wymyślił i stosuje w praktyce.
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: sob mar 23, 2013 11:30 am
autor: Katarzyna_1
Znów te wspomnienia...Dawno temu chyba w połowie lat osiemdziesiątych czytalyśmy z koleżanką w pracy książkę p.t."diabły polskie"
(ona koleżanka przyniosła tą książkę, pisałam o niej trochę tu na forum)_ Mialyśmy niezły ubaw bo starałyśmy się dopasować charakterystyki poszczególnych diabłów i diablic do naszych kolegów i koleżanek z pracy - wiekszość to wtedy ludzie bardzo młodzi i weseli. Najbardziej w pamięci utkwila mi diablica Sabina

bo spierałyśmy się do kogo ją przypisać. Sporo było tych diabłow i diablic w książce, podobnie jak w życiu. Fajne beztroskie to czasy były, choć w sklepach puste półki.
Re: Opowieści dziwnej treści z życia wzięte...
: sob mar 23, 2013 7:36 pm
autor: Ronin
Wracając do moich indywidualnych przeżyć związanych z "nieznanym", chciałbym bliżej opisać, dwie ciekawe obserwacje UFO...Jedna miała miejsce około 8 lat temu nad Bałtykiem. Wieczorem wybrałem się z córką i żoną na plaże, ot taki spacerek po kolacji (było to w miejscowości Łazy). Staraliśmy się chodzić tak, aby móc oglądać zachód słońca, tym razem w związku z tym, że przeszła potężna burza, poszliśmy później. Żeby już nie wdawać się w szczegóły, przejdę do sedna... Przy zejściu na plażę była drewniana platforma (przechodziło się przez wydmy, platforma, schody drewniane i plaża). Stałem na tej platformie czekając na dziewczyny (dobre miejsce, aby nogi oczyścić z piasku). Tak sobie stojąc zauważyłem ,że stojąca obok mnie para ludzi (wiek około 50 lat) patrzy intensywnie na niebo w kierunku wschodnim, usłyszałem jak wymieniali się uwagami typu "co to może być..." itp. Zaciekawiony też spojrzałem w tym samym kierunku. Nad morzem dość wysoko na niebie świeciło kilka jasnych punktów( 6-7 sztuk), które wyglądały trochę jak przerośnięte gwiazdy, dość niezwykłe było to, że były większe i jaśniejsze od typowych gwiazd, dodatkowo sam fakt, że je było widać był zastanawiający, ponieważ niebo było po burzy mocno zachmurzone. Obiekty te wyglądały jakby były tej samej wielkości i jasności (co przy gwiazdach, rzadko występuje) i układały się w jakiś specyficzny sposó... tzn. nie była to jakaś konkretna figura geometryczna (przypominało to trochę nierówny krzyż), ale było w nich coś spójnego, sam dziś nie wiem co, może chodzi tu o równe odległości między nimi. W każdym razie było to coś co nie wyglądało na naturalne... Postałem tak chwilkę patrząc się na to zjawisko (przystanęło tam jeszcze kilka innych osób). Żona z córką wróciły z plaży, pokazałem im jeszcze palcem "dziwne gwiazdy" i poszliśmy. Cała sprawa nie dawała mi spokoju, zacząłem szukać racjonalnego wytłumaczenia i wymyśliłem sobie, że to pewnie światła z jakiegoś dźwigu portowego, albo coś w tym stylu (brzeg morza nie jest linią prostą i może gdzieś tam wiele kilometrów dalej wchodzić głębiej w morze). Dwa dni później podczas wycieczki do miejscowości położonej na wschód (w kierunku obserwacji obiektów) zweryfikowałmem swoje twierdzenie, żadnych dźwigów, budowli nadmorskich, portów nie ma na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów. Na lampiony jestem wyczulony więc to nie to, na gwiazdy jak wcześniej napisałem to nie wyglądało... Druga (moim zdaniem ciekawa) obserwacja miała miejsce 11.07.2010 pamiętam dokładną datę, bo był to finał mistrzostw świata w piłce nożnej. Na oglądanie finału wpadła do mnie moja kuzynka z mężem (kolacja, jakieś piwo, oglądanie meczu). W związku z tym, że goście mieli u mnie nocować nikomu się nie śpieszyło, kobiety po meczu poszły na piętro, my z mężem kuzynki wyszliśmy na taras (palę papierosy, wyszliśmy zapalić). Usiedliśmy na tarasie na fotelach ogrodowych i zaczeliśmy ściszonymi głosami nocne Polaków rozmowy( takie gadanie o wszystkim i niczym konkretnym). Ja (co jest dość istotne) siedziałem mocno odchylony na fotelu trzymając nogi na tarasowej barierce... Piękna, gwiaździsta noc. Około godziny 1.00 - 1.10 nastąpiło po sobie kilka wydarzeń. Najpierw ze wschodu na zachód zauważyliśmy spadającego meteora (standard, nic niezwykłego). Kilka minut później z południa na północ przeleciały nad nami dwa jasne obiekty. Trochę szczegółów : pierwszy obiekt zauważyłem kątem oka (siedziałem zwrócony twarzą w kierunku wschodnim), pierwsza myśl "kolejny meteor", ale ten obiekt nie był meteorem, ponieważ nie zostawiał za sobą smugi i leciał zbyt długo. Spojrzałem w jego kierunku i ze zdziwieniem zauważyłem, że za pierwszym obiektem leci drugi, utrzymując stały dystans. Zauważył to również siedzący ze mną mąż kuzynki... Wyrwało nam się niemal jednocześnie gromkie "a co to!!!". Obiekty leciały dość szybko, bezgłośnie (cisza zupełna) co wyglądało bardzo nierealnie. Nie były jakoś wyjątkowo duże (wielkość 5-6 razy większa od najjaśniejszej gwiazdy), świeciły takim jednostajnym rozmytym (przytłumionym) światłem . Wysokość też nie była jakoś szczególnie duża (takie mam odczucia, bo trudno w nocy na bezchmurnym niebie o punkt odniesienia). Lecący jako drugi obiekt w pewnym momencie przyspieszył i tak jakby chciał wyprzedzić ten pierwszy, ale w tym samym momencie przyspieszył ten pierwszy obiekt (jakby nie chciał dać się wyprzedzić) i po chwili ten drugi odpuścił, zajmując swoje poprzednie miejsce. Gdy przeleciały nad nami zerwaliśmy się na równe nogi, aby dalej je śledzić niestety mieszkam w mieście (przy bocznej uliczce) i łuna znad miasta uniemożliwiła nam długą obserwacje. Mam takie wrażenie, graniczące z pewnością (stąd też min. mój wniosek, że obiekty nie leciały zbyt wysoko), że obiekty te znalazły się w miejskiej łunie świateł (tak na granicy zasięgu łuny). Gdy się podnieśliśmy obserwowaliśmy je tak jakby od tyłu po skosie w górę, musiały mieć materialny charakter, bo oświetlone łuną miasta zrobiły się ciemne (przynajmniej z mojej perspektywy). I sobie poleciały... Ot takie to rzeczy można w nocy wypatrzeć siedząc na tarasie... Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy ten manewr z próbą wyprzedzania (wyszło z tego takie fajne zamieszanie na niebie) nie miał na celu zwrócenia naszej uwagi...Edit: Obserwacja trwała kilka sekund ( 5-6 sekund), obiekty leciały dość szybko.