Strona 12 z 14
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 9:42 am
autor: soudak040771
sen jaki mialam tamtej nocy byl podroza w swiat mi nieznany.....bylam gdzies,gdzie bylo kolorowo...kolory teczy...bylo cieplo i milo..bylo szczesliwie...tak moge to okreslic....nie bylo gor ani drzew,nie bylo wody ani ziemi...nie poruszalam sie za pomoca nog..fruwalam choc nie mialam skrzydel...nie mialam wagi....bylo tam duzo ludzi,nie wiem kim byli ale oni stali gdzies zawieszeni w przestrzeni a ja frunelam...rozgladalam sie....nagle zobaczylam postac mojego przyjaciela...podfrunelam w jego strone ale nie moglam go dotknac..nie zdziwil sie widzac mnie tam...usmiechnal sie,nie mowiac nic...fruwalam dalej zwiedzalam...kiedy moje cialo mialo sie obudzic....wracalam na jawe w spirali teczy.....budzac sie bylo mi zle..chcialam tam zostac na dluzej..
W tym śnie ukazany Ci był inny wymiar egzystencji, w którym on obecnie przebywa. Tęcza symbolizuje połączenie naszego świata materialnego, ze światem duchowym. Dlatego właśnie fruwałaś, a nie chodziłaś, choć nie miałaś skrzydeł. W tamtym świecie wystarczy że mogłaś pomyśleć, o miejscu, gdzie chciałaś być i już tam ,,frunęłaś''. Było tam kolorowo, ciepło i miło, tak jak piszesz, było szczęśliwie - to obserwacja tego miejsca, w którym dodatkowo nie mogłaś go dotknąć...
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 11:49 am
autor: jasny punkt
[quote name='soudak' post='77216' date='05 grudzień 2010 - 11:42']W tym śnie ukazany Ci był inny wymiar egzystencji, w którym on obecnie przebywa. Tęcza symbolizuje połączenie naszego świata materialnego, ze światem duchowym. Dlatego właśnie fruwałaś, a nie chodziłaś, choć nie miałaś skrzydeł. W tamtym świecie wystarczy że mogłaś pomyśleć, o miejscu, gdzie chciałaś być i już tam ,,frunęłaś''. Było tam kolorowo, ciepło i miło, tak jak piszesz, było szczęśliwie - to obserwacja tego miejsca, w którym dodatkowo nie mogłaś go dotknąć...[/quote]
Wrazenie nei do opisania,przynajmniej w mojej terminologii nie ma na to slow.
W zyciu prywatnym jestem realistka i analityczka,zaczelam wiec analizowac wczesniejsze przekazy i intuicyjnie widzialam w nich systematyczy zwiazek.Moj przyjaciel po swojej smierci pozaostal w swoim stanie jakim byl, bedac w naszym swiecie....opiekunczy,pomagajacy innym i w tym okresie jak sie pozniej okazalo odchodzac byl w stanie zakochania....tak wiec po swojej smierci opiekowal sie mna,pomagal mi i spelnial moje marzenia...pokazujac mi szczescie jakim byla ta podroz w nieznane mi swiaty...kiedy kilka nocy wczesniej mialam to uczucie ze moja dusza chce sie wyrwac i poleciec,napotkal opor poniewaz wtedy ogarnal mnie strach...wiec znalazl inna droge by uchylic mi rabka tajemnicy....
Po smierci mojej babci nie czulam zalu,wrecz przeciwnie,bylam jakby lzejsza o mysl ze nie bedzie musiala sie meczyc w tej chorobie no i oczywiscie dlatego ze pozegnalam sie z nia i w pewnym sensie przekonalam ja do tego ze moze przestac trwac w zawieszeniu..ze moze odejsc...
Na stypie rozmawialam z moja siostra,wyciagnelam swoj pamietnik w ktrym spisuje wszystkie swoje doznania,odszukalam strone na ktorej opisalam noc smierci dziadka i jego pozniejsze odwiedziny gdzie podawal mi jakies numery......dwie pierwsze cyfry umnknely mojej pamieci,jakby podane mi byly ale z zamierzeniem ze ich nie mam zapamietac......??082010.........
Moja babcia zmarla 18.08.2010.....nie moge definitywnie powiedziec czy dziadek,mowiac ze przyszedl po babcie ale nie moze jaj zabrac bo nie ma pozwolenia....podal mi date kiedy to pozwolenie otrzyma...a dwie pierwsze cyfry musialam zapomniec z jakis powodow?!
Nie dzialo sie nic specjalnego...moja babcie nie snila mi sie,nie snil mi sie dziadek ani moj przyjaciel...minal tydzien...wrocilam do Norwegii i wrocilam do codziennosci....
Pewnej nocy,kiedy ulozylam sie do snu,podsumowywalam miniony dzien....nie myslalam o sprwach wyzszej rangi ale zwyczajnie o tym co i jak mam zmienic w swojej firmie....zmeczona juz gotowa do snu zamykajac oczy zobaczylam bardzo duzo twarzy...nie wszystkie moglam nazwac po imieniu...przewijaly sie w jakims nerwowym tempie....uczucie jakie mnie ogarnelo bylo raczej stresujace..otworzylam oczy zeby przerwac ten galimatjas...zaczelam w sobie odmawiac paciez...po czym,sobie znanym sposobem zapytalam....czy jest ze mna Darek,zeby dal mi znak jezeli czuwa...i po jakiejs krotkiej sekundzie poczulam znajomy dotyk na glowie w postaci podobnej do pradu..znane mi z wczesniejszych doznan..po tym dotyku uspokoily sie moje nerwy...i...niegdy tego wczesniej nie robilam,przyszlo to jakby z wewnetrznej potrzeby....zaczelam mowic do mojego dziadka....ta znana mi negatywna energia byla jego energia....Dziadek,babcia jest juz z toba,nic wiecej sie jej nie stanie....nie martw sie o to co zostawiles tu,posprzatam ten balagan...mozesz byc spokojny i mozesz odejsc...nie czulam sie glupio mowiac te slowa...Przez 7 miesiecy bardzo czestych spotkan z tym co lezy ponad naszym doczesnym pojeciem,przyzwyczailam sie juz do obacowania z tym czego golym okiem nie widac...inna czestotliwoscia..
Zasnelam....w moim snie przysnila mi sie babcia....spokojna i naturalna..bylo w niej tyle spokoju ze ten sen byl jakby kolyska.....wrcilam do jej pogrzebu ale w pewnym sensie od wewnatrz....widzialam ja niezywa,lezala w jakiems worku przypominajacym koperte..nioslam ja do kaplicy wraz z ta ciotka,ktorej dziadek nakazal mi pomoc...ta koperta byla bardzo ciezka..nie dawalam sobie rady wiec polozylam ja pod drzwiami tej kaplicy.....pojawil sie moj wujek niezyjacy od 2002 roku,ziec mojej babci..podniols ja wraz z innymi mezczyznami mowic do mnie...Daj ja to zrobie..podniesli koperte z cialem babci i niesli ja w przeciwnym kierunku do kaplicy...oddalajac sie z cialem babci,slyszalam jak moj wujek mowil...oj mamuska<tak nazywal swoja tesciowa>,masz takie potargane wloski,trezba je poprawic i widzialam jak gladzil jej siwe wlosy...odeszli...
Kiedy w srodku nocy sie obudzilam,moja babcia byla ze mna w tej sypialni...jej dotyk byl taki jak robila to zyjac....polozyla mi reke na glowie i nie byl to dotyk podobny do produ jak robi to moj przyjaciel ale byl to dotyk jaki daje osoba fizyczna...polozyla mi reke na glowie lekko dociskajac palce..robial tak zawsze...bylam w stanie jawy...czulam to i moja swiadomosc odebrala sygnal towarzyszacy temu dotykowi...bylo to.....Nie matrw sie wszystko bedzie dobrze....
zasypiajac nie czulam strachu ani nic innego czulam spokoj....
Nastepnego dnia...bylam niesamowicie zmeczona...budzilam sie przeciez w srodku nocu i mijalo kilka chwil zanim zasypialam i tak w kolko....nie mowilam tego glosno ale w sobie pomyslam w swojej nieswiadomoaci....dlaczego oni wszyscy przychodz do nie ja chyba juz nie dam rady...zaczynam byc zmeczona...
Mijaly dni i noce....zaczynaly sie pojawiac pierwsze oznaki tego balaganu zaostawionego po dziadku...tego balaganu,ktory zaklocal jego spokoj i nie pozwolil mu jakby na naprawienie swoich bledow ktore popelnil za zycia....Nie moge naprawic jego bledow ale moge mu pomoc poprzez wybaczenie i zapomnienie..przeciez dla mnie nie byl zly....kiedy odbieralam sygnaly od mojej rodziny w Polsce ze skargami na dziadka....namawialam zeby dali sobie spokoj z ta nienawiscia...zeby pomysleli o dziadku jak o ojcu a nie jak o wrogu a ich zloscia nie zmienia juz nic..mowilam im ze nienawiscia popelniaja albo kontunuuja jego dzielo....
Nie wiem czy dotarlo do wszystkich ale napewno dotarlo do wiekszosci....przedstawilam im to w innym swietle nie mowiac o moich przezyciach i nie tlumaczac im innych wymiarow,bo wiedzialam ze tego nie mozna sie nauczyc...na to trzeba sie otworzyc innymi slowy przezyc samemu....
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 12:15 pm
autor: soudak040771
.dwie pierwsze cyfry umnknely mojej pamieci,jakby podane mi byly ale z zamierzeniem ze ich nie mam zapamietac......??082010.........
Moja babcia zmarla 18.08.2010.....nie moge definitywnie powiedziec czy dziadek,mowiac ze przyszedl po babcie ale nie moze jaj zabrac bo nie ma pozwolenia....podal mi date kiedy to pozwolenie otrzyma...a dwie pierwsze cyfry musialam zapomniec z jakis powodow?!
Główne wydarzenia są dla nas ,,zakryte'', a śmierć Twojej babci, jest właśnie takim wydarzeniem. Możemy o nim trochę wiedzieć, ale nie powinniśmy wiedzieć wszystkiego.
dlaczego oni wszyscy przychodz do nie ja chyba juz nie dam rady...zaczynam byc zmeczona...
Ponieważ otwarłaś się na świat duchowy, masz obecnie w sobie swego rodzaju wrażliwość, która jest związana z pewnym darem. Od Ciebie tylko i wyłącznie zależy, czy go będziesz dalej rozwijać, czy nic z tym nie będziesz robić. Gdy zaczniesz rozwijać , wtedy wszystko się nasili...
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 6:08 pm
autor: soudak040771
Ten dar nazywa się wyobraźnia. Nazywajmy rzeczy po imieniu.
Tak jak pisałem wcześniej... Trudno jest to do zrozumienia dla osoby, która tego nie przeżyła.
Na innym forum pisałem nie dawno z kobietą, która od dwóch lat miała problemy ogromne z duchem. Nikt jej nie potrafił pomóc, żaden lekarz, trafiła nawet do szpitala psychiatrycznego, żaden ksiądz, który przeprowadził na niej egzorcyzmy. Jej temat na tamtym forum, to wołanie o pomoc...
Napisze Ci tylko tyle w ogromnym skrócie, że lekarze i ksiądz próbowali ,,leczyć'' skutek, a nie przyczynę. Tylko zrozumienie czego duch chce, przywróciło jej spokój. Tego jej ducha osobiście doświadczyłem, bo wykorzystał on połączenie mentalne, miedzy mną a nią...Obecnie ma się bardzo dobrze. Nie jest jej potrzebny żaden lekarz, ani żaden ksiądz.
Ps. Napisze teraz tak jak Ty.... Miałem tego tu nie pisać, ale co mi tam...
Cześć,
Znalazłam to forum w nadziei że może Wy mi coś doradzicie. Poczytałam tu trochę i widzę że różne osoby tu piszą a inni w miarę możliwości starają się wyjaśnić to co gnębi autorów postów.
Moje problemy zaczęły się dwa lata temu. Zaczęłam czasem słyszeć jakieś szepty, czy głosy (wiem wiem brzmi to jakbym zwariowała

) jednak nigdy nie były one na tyle wyraźne żeby coś mogła zrozumieć. Początkowo ignorowałam to, myślałam że to może z mieszkania niżej dochodzą te głosy. Potem co jakiś czas w nocy gdy budziłam się miałam wrażenie że w pokoju ktoś stoi - tłumaczyłam to sobie że jest ciemno, obudziłam się więc mózg pewno jeszcze nie do końca dobrze pracuje i że to ogólnie są zwidy. Zaczęłam się bać gdy raz, drugi i kolejny budziłam się ale nie sama tylko z uczuciem, że to ktoś mnie szturchał. Wtedy czułam zawsze straszny smród. Wtedy pomyślałam że jak mam omamy słuchowe, czuje coś czego tak naprawdę nie ma to pewno mam guza mózgu (wtedy tylko tą myśl do siebie dopuszczałam). Planowałam iść do neurologa ale właśnie sesja się zaczęła więc odkładałam to bo i wszystko jakby się uspokoiło. Jednak jakieś 2 - 3 tygodnie później wszystko znowu wróciło. Wieczorem słyszałam jakieś szepty i czułam ten okropny zapach zdenerwowałam się że znowu się zaczyna a ja mam jeszcze masę nauki. Zła trochę poprzeklinałam pod nosem i poszłam spać. Miałam jakieś koszmary, wiem że wystraszona obudziłam się rano i byłam jakaś zdezorientowana. Wtedy poczułam, że boli mnie ręka. Gdy na nią spojrzałam zobaczyłam pięć podłużnych ran - jakby mnie ktoś podrapał.
Nie miałam pojęcia co się stało, i bałam się czekać kolejnego wieczoru. Bałam się powiedzieć o tym komukolwiek bo przecież zaraz uznaliby mnie za wariatkę. Sama gdybym taką historię usłyszała nie bardzo bym uwierzyła. Stwierdziłam, że może mi pomóc tylko lekarz bo tak czy tak ze mną jest coś nie tak.
I tak znalazłam się na oddziale psychiatrycznym na 3 tygodnie. Szczegółów nie będę pisała bo to nie było nic miłego. Po rozmowach z psychiatrami, psychologami, tomografii i rezonansie lekarze stwierdzili że oni mi nie pomogą bo według nich jest ok. Jedynie zostałam skierowana na terapię grupową bo powiedzieli mi, że reaguje zbyt emocjonalnie na różne sprawy itd. Co do ran - wmawiali że musiałam to zrobić sama świadomie bo innej opcji nie widzą...
I tak wyszłam ze szpitala nadal nie wiedząc nic i w mega dołku psychicznym po tym pobycie tam. Liczyłam że lekarze mi pomogą jednak tak się nie stało. Chodziłam na terapię grupową jednak nie odniosłam wrażenia żeby mi coś pomagała. Nadal czasem budziłam się w nocy z wrażeniem że ktoś jest w moim pokoju i czułam ten smród. Do rodzinnego domu gdy przyjeżdżałam i widziałam ile obrazków świętych ma ułożone moja siostra czasem jakby nie wiem coś mną zawładnęło złościłam się na nią i je odwracałam. Jakiś roku po moim pobycie w szpitalu wydarzenie z ranami się powtórzyło. Wtedy zdecydowałam się pójść do egzorcysty. Bałam się tego jak nie wiem - łatwiej mi było pójść do psychiatry niż do księdza. Egzorcysta z którym udało mi się spotkać nie wzbudził mojego zaufania jednak stwierdziła że może być niesympatyczny byle by mi pomógł. Gdy zaczął odmawiać modlitwy na początku nic mi nie było, pod koniec poczułam że w głowie mi się kręci i jakbym spadała w jakąś przepaść. Ksiądz mnie przytrzymał na krześle bo inaczej bym z niego spadła. Na koniec stwierdził że już powinno być wszystko w porządku.
Jednak jak wróciłam na mieszkanie byłam przerażona. Czułam, że coś tam na mnie czeka. Zaczęłam zasypiać przy włączonym świetle w każdym pokoju i wydawało mi się że jak nie jestem wariatką to teraz już na pewno zwariuję.
Postanowiłam zmienić mieszkanie, myślałam że może zmiana otoczenia mi pomoże. Wyprowadziłam się i jakieś 3 miesiące było w miarę w porządku - co prawda nadal budziłam się ale mówiłam sobie że jest już ok a ja jestem po prostu przewrażliwiona. Znalazłam sobie modlitwy do Michała Archanioła i starała się je odmawiać codziennie przed snem - choć czasem mi to ciężko szło.
Po tych 3 miesiącach znowu się zaczęło, smród, ktoś w pokoju, ktoś mnie budził. Wtedy nie wiedziałam już gdzie mam udać się po pomoc i zaczęłam pić. Co wieczór po pracy bądź zajęciach siadałam i wypijałam początkowo dwie lampki wina. potem butelkę itd. Przez to że byłam pijana nie zwracałam uwagi na to co się dzieje, czasem się śmiałam z tego, przeklinałam do tego czegoś.
Po kilku tygodniach przyjaciółka powiedziała mi że to nie jest normalne że ja co wieczór upijam się. Ciężko bo ciężko ale zaczęłam ograniczać alkohol jednak im mniej alkoholu tym bardziej zdawałam sobie sprawę że to nadal ze mną jest. Zaczęło być bardziej natarczywe, miałam wrażenie że coś mnie ciągnie za ubranie - choć nie spała jeszcze ( do tej pory takie coś działo się jak spałam i to mnie budziło), te głosy które słyszałam jakby śmiały się ze mnie. Tak było przez kilka dni potem na tydzień, dwa przerwa. I znowu to samo.
Trzy dni temu w nocy obudziłam się bo poczułam ból - wtedy na ręce znowu zobaczyłam rany.
Nie wiem co mam robić. Lekarze mi nie pomogli, egzorcysta też. Alkohol to żadna ucieczka. Czy ktoś z Was miał z czymś takim do czynienia?
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 6:24 pm
autor: soudak040771
Po prostu miała halucynacje.
Skoro to były halucynacje, to miałem takie same jak ona. Opisałem jej, jak on wygląda, jak się zachowuje i czego chce. Dokładnie tak samo go widziała, jak ja. Zrobiła dokładnie to, czego on chciał i wszystko ustało, bez leków i egzorcyzmów.
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 6:27 pm
autor: jasny punkt
Orasonie
Zgadzam sie z twoja wypowiedzia i szanuje tez sposob twojego myslenia,godze sie rowniez z twoja teza na temat stwarzania sobie fantazji....Twoim prawem jest miec twoje zdanie i twoj wlasny poglad na tematy tego typu ..Nazywajac rzeczy po imieniu jak to okreslasz,wyrazasz wlasne zdanie i nazywasz rzeczy swoja terminologia....Dziekuje za twoj wpis....
Na samym poczatku mojej historii,deklarowalam to i tamto,zgodnie prawda tak jest do dzis..nie cierpie na zadne choroby itd...
Piszesz ze stwarzam sobie swiat by bylo mi lzej pogodzic sie z odejsciem bliskiej mi osoby..tak pewnie ludzie robia na ogol...
Powiem ci moze tak.....Zycze ci zebys kiedykolwiek doswiadczyl obecnosci kogos z innych czestotliwosci...zebys kiedys doswiadczyl tego do czego sluzy zmysl,ktorego nie uzywamy na codzien,zmysl,ktory niesie w sobie wiecej niz zaspokajanie prymarnych potrzeb do funkcjonowania w codziennosci...
Gdybysmy mieli fantazje o takiej mocy jaka nam przypisujesz..wiekszosc oplakiwanych przez nas zmarlych wrocilaby do zycia za sprawa tej naszej sily...pozostaja oni jednak w swiecie nam zyjacym niedostepnym i kiedys wszyscy tam wrocimy...
Tak na marginesie dodam ze kilkanascie lat temu zmarlo moje dziecko,blizsze memu sercu niz moj przyjaciel i wtedy powinnam czuc wieksza potrzebe na tworzenie sobie fantazji,ktore pomoglby mi przetrwac okres zaloby...tak sie nie stalo,bo nie bylam wtedy gotowa.
Re: Strach...
: ndz gru 05, 2010 6:32 pm
autor: jasny punkt
[quote name='Orson' post='77243' date='05 grudzień 2010 - 20:17']Po prostu miała halucynacje. Mogę one mieć różne podłoże, czasami np: z powodów wyrzutu sumienia, innymi razy są elementem większej choroby psychicznej.
W tym przypadku najwidoczniej były elementem uzewnętrznionym jej problemów, lęków, czy też pragnień, których nie mogła spełnić. Nie ma tu rozmowy z duchem, bo i nie ma żadnego ducha, to fantazja, otoczka. Ludzie wolą wierzyć w to, że są opętani, albo, że odwiedzają ich duchy, a nie że mają problemy psychiczne. Choćby z tego powodu, że w społeczeństwie ludzie chorzy psychicznie są często wyśmiewani albo dyskryminowani. Nic zatem dziwnego, że ludzie nie chcą przyznawać się przed samym sobą o tym, że mają problemy mentalne.
To społeczeństwo kreuje nasze lęki i ono kreuje też duchy, demony i upiory.
Z resztą to widać w poście tej chorej kobiety: to lekarze jej COŚ wmawiali. To klasyczny sposób myślenia ,, Ja jestem zdrowa i dobra, i normalna, i porządna, i nie mam się czego wstydzić, tylko ten demon! Albo ten duch!."[/quote]
ORSONIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
PRZECZYTAJ RAZ JESZCZE CO SAM NAPISALES!!!!!
wg mnie to wmawia sie nam ze czegos nie ma!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!