Minęła połowa idiotycznego filmu pt. „Kill Bill”, zanim zasnę przed ekranem dokończę swoją opowiastkę piktowo – gadżeciarską.
Wpierw odpowiem Arkowi. Otóż, najprostszym sposobem na wykonanie grawimetru jest wykorzystanie tego co jest pod ręką. W moim wypadku, wykorzystałem statyw fotograficzny, który kupiłem w jakimś sklepie. To coś składa się, zajmując bardzo niewiele miejsca, co do reszty opiszę ci to w liście. To banalna rzecz, a jest przydatną i cieszy tym, że zwyczajnie działa.
Co do Fosarowej… nie ufam jej podobnie jak Bludorfowi, złapałem ich na mocnych rozbieżnościach z prawdą. Od tamtego czasu traktuję ich jak liderkę BSL, w większości przypadków opowiadają baśnie, choć Fosarowa ma świetne wykształcenie, jednak nie znaczy to, że nie ma wyobraźni. Moim zdaniem, aż w nadmiarze.
Co do Bzowskiego, nie powiem ani słowa z wyjątkiem jednego…był wyjątkowy, co nie znaczy, że akceptuję jego opowieści.
Jeżeli chodzi o tłumy osób, które zadeptały Wylatowo, cóż, mówiłem, ostrzegałem, przekonywałem: dajcie nam w spokoju popracować. Niestety, na pierwszym miejscu były tam media takie i siakie, a czary goryczy dopełniła ta cholerna ekipa filmowa pod wezwaniem szkoły Wajdy (Cuskie), która nie uszanowała, żadnych świętości, byli gotowi (i robili to) wcisnąć mikrofon i kamerę nawet do toalety, jakiś koszmar.
Nie mam zdrowia opowiadać o przekroju osób, które pojawiły się w Wylatowie. Mam na ten temat swoje zdanie, prócz naprawdę wspaniałych ludzi, przyjeżdżali tam chyba autentyczni kosmici, którzy mówili takie bzdury, że można było dostać zawału na przemian z wściekłości lub ze śmiechu. Nikt z nas nie przypuszczał tego, że Wylatowo stanie się podwaliną dla ruchu New Age w Polsce, a to zakrawało już na skandal. Byłem jednym z nielicznych, który się w tym wszystkim połapał i powiedział dosyć!
Ale to już zupełnie inna bajka jak to mówi Robert Leśniakiewicz – wierny swoim ideałom, które popieram i podzielam.
***
Wróćmy do tematu.
Jest rok 2006, oficjalna „Akcja Wylatowo 2006” zakończyła się i jak na „medialnych ufologów” przystało, wszyscy ulotnili się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zapominając z nielicznymi wyjątkami o Wylatowie na cały Boży rok.
Kiedy wreszcie wieś opustoszała, a ostatni szaleńcy rozpłynęli się w mroku nocy, powróciłem trzeciego dnia z nieistniejącą KKP. Cel był jeden – teren należący do Filipczaka – miejscowego rolnika, na którego polu na początku lipca opisywanego roku doszło do niezwykłych, lub jak kto woli, zwariowanych wydarzeń.
Pole Filipczaka jest charakterystyczne, są na nim umiejscowione dwa silosy i zabudowania gospodarskie, które służą mu, jako „graciarnia”. Rolnik jest miły, ma zacięcie ufologiczne, cóż nie dziwota, widział tam nie jedno.
Prawdopodobnie większość naszych czytelników nie zdaje sobie sprawy z tego, że tuż obok Wylatowa usytuowana jest miejscowość Powidz. Dla interesujących się sprawami wojskowości czymś jasnym jest to, że znajduje się tam wojskowe, natowskie lotnisko. To właśnie tam lądują nasze orły – nieloty – F-16, tam lądują samoloty wczesnego ostrzegania Awacs, to tam odbywają się loty ćwiczebne do tzw. strefy. Cóż, być może owa strefa od czasu do czasu „wydłużała się” nad Wylatowo, co cieszyło ufoentuzjastów, mieli możliwość uknucia zupełnie niezłej teorii spiskowej na ten temat.
Loty myśliwców odbywały się często na bardzo niskim pułapie, co według mojej wiedzy kwalifikowało się do napisania zażalenia mieszkańców do władz wojskowych w sprawie zakłócania spokoju.
Poszedłem w tej sprawie nawet do miejscowego sołtysa, jednak facet zdawał się pogodzony z losem, lub dosadniej mówiąc miał wszystko w d…
I latały jak pokręcone śmigłowce, myśliwce, samoloty rozpoznawcze, nawet prywatne. To właśnie dzięki jednemu z takich prywatnych lotów, pojawił się w Wylatowie major Makieła (obecnie, śp.), który uległ magii tego miejsca. Poznałem go, nawet doszło między nami do różnicy zdań w sprawie Pustyni Błędowskiej, której dawne znaczenie strategiczne budziło wątpliwości Majora. Potem jakoś sprawa rozeszła się po kościach i mieliśmy w planach wspólnie dokończyć sprawę NOL w Nadarzycach, z mojej winy do tego nie doszło, a materiały częściowo wyciekły bez mojej zgody i wiedzy. Śmierć Majora przerwała współpracę, skazując mnie na samodzielnie dokończenie tej sprawy.
Akcja Wylatowo każdego roku zaczynała się podobnie, od konferencji prasowej, jednak zanim do niej doszło, ostatnia noc tuż przed nią miał przynieść nieoczekiwany rozwój wydarzeń.
Na polu Filipczaka rozbiła swój mały namiocik rodzina Krokowskich ( choć ich wzajemne koligacje były powiedzmy… nieformalne).
Ponieważ nie chce mi się dalej pisać posłużę się starym artykułem, który zamieściła „Polityka”, i choć dzisiaj zmieniłbym w tym tekście 90% informacji, to pomimo wszystko użyję go.
POLSKIE ROSWELL
Kiedy przed półwieczem Stany Zjednoczone zelektryzowała wiadomość o katastrofie latającego spodka sprawę utajniono rzekomo, choć samo zjawisko weszło na stałe do annałów światowej ufologii. Obecnie Polska ma miejsce do, którego jak do “Mekki” co roku zdążają naukowcy, badacze i poszukiwacze obcych cywilizacji w nadziei, że może teraz uda się zidentyfikować sposób powstawania dziwnych znaków w zbożu, a może stać się świadkiem czegoś bardziej niesamowitego.
Wylatowo to mała wieś na peryferiach województwa kujawsko – pomorskiego bo o niej tu mowa, stanowi teraz polskie Roswell chociaż katastrofy UFO nigdy tutaj nie było. Nikt nie spodziewał się tego, że na kilkanaście godzin przed oficjalnym otwarciem akcji “Wylatowo 2006” Forum Nowej Cywilizacji do spółki z innymi grupami badawczymi weźmie udział w scenach jak z filmu sensacyjnego.
Tuż po godzinie pierwszej w nocy do szefa akcji dotarł łącznik jednego z patroli i poinformował go w kilku słowach o obserwacji dziwnego obiektu, który zamanifestował swoją obecność kilkaset metrów od budynku badaczy zwanego “bazą”, a należącego do jednego z mieszkańców “niesamowitej wsi”. Na miejsce zdarzenia natychmiast udał się wóz patrolowy badaczy.
Po dotarciu na miejsce dokonano wizji lokalnej i wnikliwie zanotowano relacje trzech świadków. Wszyscy mieli nadzieję, że być może właśnie tej nocy powstał jeden ze “słynnych wylatowskich piktogramów”. Niestety sukces był tylko połowiczny, ale co tam, jest materiał filmowy!
Minęło trochę czasu i badacze zarówno z patrolu jak i z bazy powrócili do swoich zajęć, jednak jak się później okazało tylko na chwilę.
“Ratujcie nas!”, “Pomóżcie mojej rodzinie!”
Takie słowa odebrano w bazie za pośrednictwem telefonu komórkowego przez, który pomocy wołał ten sam badacz, któremu udało się kilka chwil wcześniej nakręcić latający obiekt. Natychmiast na pomoc wyruszyły dwa wozy patrolowe, z których jeden to auto sportowe. Dystans dzielący miejsce zdarzenia od bazy to raptem ok. 300 metrów, więc dotarcie zajęło kilkadziesiąt sekund szaleńczej jazdy po polnych wertepach. W połowie dystansu wozy patrolowe natknęły się na wołającego pomocy badacza. Pierwsze auto kontynuowało jazdę, a załoga drugiego auta zajęła się przerażonym mężczyzną.
Po dotarciu na miejsce udzielono pomocy pozostałym członkom patrolu, a następnie zlikwidowano ich mini-obóz i zabezpieczono miejsce zdarzenia. Już wtedy miano pewność, że z tym, co się tam zdarzyło powiązane są jakieś tajemnicze siły, a nie jak wstępnie przypuszczano... chuligański wybryk.
Po powrocie do bazy cała rodzina udzieliła szczegółowych wyjaśnień. Kto lub co zaatakowało niefortunnych badaczy i co wydarzyło się później odnajdzie czytelnik na oficjalnej stronie “Wylatowa 2006”.*
Następnego dnia punktualnie o jedenastej nastąpiło oficjalne otwarcie sezonu “ Wylatowo 2006”, konferencja prasowa zgromadziła różne media oraz pasjonatów rodzimych i ze świata. Po uroczystym przywitaniu badacze zjawisk niewyjaśnionych przedstawili obszerne materiały z poprzedniej nocy oraz skupili się na przedstawieniu faktów i towarzyszących im zdarzeń ustami osób przybyłych z różnych zakątków Polski. Od tej chwili towarzyszy wszystkim ekipa filmowa ze Studia Andrzeja Wajdy dokumentująca wszystko, co dzieje się w bazie.
W trakcie spotkania światło dzienne ujrzały nieznane fakty, które w sposób bardzo treściwy, przynależny człowiekowi nauki przedstawił doktor Jan Szymański. Zapoznał on wszystkich z wynikami rejestracji, których dokonał jego wyjątkowo wyrafinowany sprzęt elektroniczny. Jak się okazało nastąpiła istotna zbieżność rejestracji doktora z dramatycznymi wydarzeniami w mikro – obozie badaczy.
Wygenerowany w celu sprawdzenia sprzętu sygnał radiowy z bazy poprzez specjalnej konstrukcji antenę powrócił do odbiornika, jako identyczny z niewielka zmiana czasową!
Czy nawiązano kontakt z istotami z kosmosu? Analizy trwają.
Z ostatniej chwili...
Trzy dni temu doszło do niezwykłego zdarzenia w bazie badaczy. W sposób całkowicie niewyjaśniony poważnemu uszkodzeniu uległy trzy pojazdy. Rodzaj usterki w tych przypadkach był identyczny, zniszczeniu uległy łożyska!
Więcej ciekawych informacji na
www.ufotv.pl
Cdn
Prosto z WYlatowa, Mariusz R. Fryckowski
***
Tak, byłem pierwszym, który udzielił pomocy wpierw Krokowskiemu, a później jego rodzinie, a potem? Wykonaliśmy swoją pracę.
Kiedy wreszcie wszyscy wynieśli się z gruntu Filipczaka, wzięliśmy wykrywacz metali i wstępnie sprawdziliśmy teren w promieniu 70 metrów. Detektor sygnalizował znalezisko…
Koniec części trzeciej.
cdn