Re: Kręgi zbożowe czyli piktogramy
: śr mar 17, 2010 9:27 pm
Na czym to ja skończyłem? A, dyktafon. Ktoś zapyta, a po kiego czorta potrzebny był ci dyktafon w kręgach…? Ano do zapisywania złotych myśli i rejestracji… szumów, czasami zdarzało się, że miast szumów bywało coś więcej, np. audycja programu Pierwszego Polskiego Radia! Niesamowite? Wtedy też tak myślałem, dopóki nie znalazł się jakiś „cudak”, który coś podobnego usłyszał w magnetofonie kasetowym, który zapewne celowo wniósł do kręgu.
Wylatowo jest kompletnie zwariowane, tam naprawdę zdarzały się jakieś kompletnie „odjechane wariactwa”. Ponieważ w Wylatowie czymś normalnym w krajobrazie są wieże telefonii komórkowej, warto zaopatrzyć się w proste urządzenie, kosztuje bodaj 15 złotych, to taki gadżet – podstawka pod telefon komórkowy, która ma swoje zasilanie. Kiedy ktoś dzwoni, a telefon wsunięty jest w tę właśnie podstawkę, ona świeci. W Wylatowie, nie trzeba telefonu komórkowego, świeci zawsze i wszędzie!
W następnych latach moje instrumentarium powiększało się, kupiłem pierwsze powiedzmy porządne auto, które mogło wjechać prawie wszędzie, a we wnętrzu „upakować” było można coś więcej niż termos z kawą. Cóż, wybrałem amerykańską motoryzację, wielką ciężką i paliwożerną, „trupowóz” służył mi wiernie cztery lata, to dzięki niemu dotarłem do miejsc historycznych (historia, to moja druga pasja, polecam mój blog, który klecę od paru dni - http://mariuszfryckowski.wordpress.com/
Tam znajdziecie cząstkę efektów tych podróży, wreszcie postanowiłem o nich opowiedzieć).
To właśnie na nim przygotowałem coś w rodzaju platformy, na której znalazł się Furuno. Ki diabeł? Obejrzyjcie sobie tę zabawkę na YT. Urządzenie to zmodyfikowałem, tzn. dostosowałem je do pracy na lądzie w pozycji horyzontalnej i wertykalnej, a to za sprawą dwóch anten. Jedna tradycyjnie obraca się wokół własnej osi, druga tkwi nieruchomo. Na skraju platformy zamontowana jest kamera i aparat cyfrowy wraz z reflektorem. Sterowanie przeniesione jest do części mieszkalnej mojej starej salonki, która wreszcie po tysiącach kilometrów rozpadła się. Nawiasem mówiąc obiecałem starym ufologom film z ostatniej drogi tego grata, kiedy wyleci w powietrze, za mój stracony przez naprawy czas.
Dzisiaj mam troszeczkę wygodniej, ha opowiadałem to jakiś czas temu Edith. Obecny „trupowóz” w porównaniu do starego jest jak Enterprise do wahadłowca, zmieniło się wszystko. Każde urządzenie, ma swoje miejsce. Część salonu gdzie kontroluję pracę radaru jest niejako kopią współczesnego stanowiska dowodzenia, które produkuje Radwar. Właściwie wszystko jest takie samo z wyjątkiem tego, co wystawiane jest na dach.
Dobra, zostawmy te techniczne zabawki, które póki, co straszą tylko wróble i wzbudzają zainteresowanie Policji, a skupmy się na pewnym incydencie związanym z aparatami fotograficznymi, piktami i śmigłowcem, który pięknego dnia dał nam się ostro we znaki.
Koniec części drugiej.
Wylatowo jest kompletnie zwariowane, tam naprawdę zdarzały się jakieś kompletnie „odjechane wariactwa”. Ponieważ w Wylatowie czymś normalnym w krajobrazie są wieże telefonii komórkowej, warto zaopatrzyć się w proste urządzenie, kosztuje bodaj 15 złotych, to taki gadżet – podstawka pod telefon komórkowy, która ma swoje zasilanie. Kiedy ktoś dzwoni, a telefon wsunięty jest w tę właśnie podstawkę, ona świeci. W Wylatowie, nie trzeba telefonu komórkowego, świeci zawsze i wszędzie!
W następnych latach moje instrumentarium powiększało się, kupiłem pierwsze powiedzmy porządne auto, które mogło wjechać prawie wszędzie, a we wnętrzu „upakować” było można coś więcej niż termos z kawą. Cóż, wybrałem amerykańską motoryzację, wielką ciężką i paliwożerną, „trupowóz” służył mi wiernie cztery lata, to dzięki niemu dotarłem do miejsc historycznych (historia, to moja druga pasja, polecam mój blog, który klecę od paru dni - http://mariuszfryckowski.wordpress.com/
Tam znajdziecie cząstkę efektów tych podróży, wreszcie postanowiłem o nich opowiedzieć).
Padlina, zasłużyła tylko na TNT
To właśnie na nim przygotowałem coś w rodzaju platformy, na której znalazł się Furuno. Ki diabeł? Obejrzyjcie sobie tę zabawkę na YT. Urządzenie to zmodyfikowałem, tzn. dostosowałem je do pracy na lądzie w pozycji horyzontalnej i wertykalnej, a to za sprawą dwóch anten. Jedna tradycyjnie obraca się wokół własnej osi, druga tkwi nieruchomo. Na skraju platformy zamontowana jest kamera i aparat cyfrowy wraz z reflektorem. Sterowanie przeniesione jest do części mieszkalnej mojej starej salonki, która wreszcie po tysiącach kilometrów rozpadła się. Nawiasem mówiąc obiecałem starym ufologom film z ostatniej drogi tego grata, kiedy wyleci w powietrze, za mój stracony przez naprawy czas.
[ external image ]
[ external image ]
Podczas ładowania baterii w drodze na Wał Pomorski (zdjęcie wykonane w Wałczu)
[ external image ]
Podczas ładowania baterii w drodze na Wał Pomorski (zdjęcie wykonane w Wałczu)
Dzisiaj mam troszeczkę wygodniej, ha opowiadałem to jakiś czas temu Edith. Obecny „trupowóz” w porównaniu do starego jest jak Enterprise do wahadłowca, zmieniło się wszystko. Każde urządzenie, ma swoje miejsce. Część salonu gdzie kontroluję pracę radaru jest niejako kopią współczesnego stanowiska dowodzenia, które produkuje Radwar. Właściwie wszystko jest takie samo z wyjątkiem tego, co wystawiane jest na dach.
Dobra, zostawmy te techniczne zabawki, które póki, co straszą tylko wróble i wzbudzają zainteresowanie Policji, a skupmy się na pewnym incydencie związanym z aparatami fotograficznymi, piktami i śmigłowcem, który pięknego dnia dał nam się ostro we znaki.
Koniec części drugiej.