Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji
: sob mar 14, 2009 3:45 pm
Istnieje szereg przesłanek wskazujących na to,że nasza planeta ma ukrytego odpowiednika przesłoniętego przez Słońce i że starożytne cywilizacje zostały zasiane przez zaawansowane Istoty pozaziemskie znane Egipcjanom jako Neferu.
Okres, w którym zbudowano piramidy, sięga prehistorycznego antyku. U podstaw całego starożytnego państwa egipskiego i jego systemu religii leżały poglądy i wiedza przejęte od jeszcze starszej i bardziej rozwiniętej cywilizacji. Jej ślady, widoczne na wszystkich etapach historii starożytnego Egiptu, prowadzą do miejsca, w którym znajdujemy pierwsze wzmianki o piramidzie, a następnie do czasów legendarnej Atlantydy, którą pochłonęła później gigantyczna powódź.
Cofnijmy się w czasie o 15000 lat do okresu, który w tekstach pochodzących ze starożytnego Egiptu nazywany jest „Pierwszym Czasem" (Zep Tępi) lub erą Neferu („kiedy Neferu żyli na Ziemi i rozmawiali z ludźmi").
Słowo Neferu (Netheru), tłumaczone jako „bogowie", posiada złożoną wewnętrzną strukturę. Znajdowane w tekstach opisy wskazują, że były to istoty ludzkie o boskich zdolnościach. To właśnie te istoty przekazały ludziom wiedzę matematyczną, architektoniczną, astronomiczną i medyczną, a także o budowie układu słonecznego, cyklicznych procesach i prawach leżących u podstaw wszechświata. Wszystko, co uczyniło Egipt wielkim, pochodzi od Neferu.
Znaczenie otrzymanej od Neferu wiedzy, która miała wpływ na wszystkie sfery życia, było tak wielkie, że wszystkie następne cywilizacje i pokolenia uznawały kontynuację władzy i zasadność istnienia czegoś tylko wtedy, gdy było to usankcjonowane, wyjaśnione lub związane z „Pierwszym Czasem" - erą Neferu.
Przenieśmy się teraz na wschód do kraju Sumerów (obecnie ten rejon należy do Iraku i Syrii). Ta zmiana miejsca nie jest przypadkowa, albowiem tam ludzie również wznosili budowle w formie piramid - schodkowe zigguraty. Zachowane do dziś teksty pisane i legendy starożytnych Sumerów również wspominają o wysoko rozwiniętej cywilizacji, która „zstąpiła z niebios na Ziemię" i ściśle współpracowała z elitą Sumeru. Wzajemne relacje między „bogami" i ludźmi były tak bliskie, że wiele starożytnych tekstów mówi otwarcie, iż „bogowie" współżyli z „ziemskimi pannami". Z tych związków rodziły się dzieci o niezwykłych zdolnościach, opisywane w legendach jako „półbogowie", którzy stali się władcami kraju Sumerów.
Niezliczone są naukowe osiągnięcia i techniczne innowacje Sumerów, którzy szczególną uwagę poświęcali studiowaniu nieba i ciał niebieskich, jak również Nefilim, bogom, którzy „zstąpili z niebios na Ziemię". Zecharia Sitchin, czołowy znawca i tłumacz sumeryjskich tekstów, podkreślając nieścisłości w interpretacji starożytnych tekstów, napisał w książce Schody do nieba (The Stairway to Heaven}\
Spiesznie oświadczamy, że ani Akadyjczycy, ani Sumerowie nie nazywali tych istot z nieba „bogami". Dopiero znacznie później, w czasach pogańskich, do myśli i języka starożytnych ludzi wdarła się koncepcja nadrzędnych istot lub bogów.
Akadyjczycy zwali tych z nieba „Ilu" („Ci Wielcy"). Kananejczycy i Fenicjanie zwali ich „Baal" („Panowie" lub „Wędrujący poza chmurami").
Wydaje się, że Neferu starożytnych Egipcjan i Nefilim Sumerów to przybysze z innej planety. Czy jest to możliwe? Trudno w to uwierzyć, a jeszcze trudniej rozważyć logiczne tego konsekwencje. W końcu w szkole i na studiach nasi wykładowcy podawali i wciąż podają całkowicie inną wersję historii. Jeśli jednak tak było, to skąd ci Neferu lub Baal przybyli? Czy egipskie przekazy zawierają jakąś wzmiankę, jakąś wskazówkę, która rzucałaby na tę sprawę światło? Otóż jest coś takiego!
Rewelacje z egipskiej Księgi Ziemi
Wróćmy do Egiptu do Doliny Królów i odwiedźmy grobowiec Ramzesa VI, faraona XX dynastii z okresu Nowego Państwa. Wejdźmy do środka na górny poziom J i udajmy się ku centralnej części ściany po prawej stronie (patrz ilustracja nr 1).
Postać w środku powyższej sceny jest pokryta żółtą farbą. Z jej fallusa na głowę małej ludzkiej postaci kapie nasienie. Jakie skojarzenia budzi to w nas? Egiptolodzy również się nad tym zastanawiali i wytłumaczyli to następująco: postać w środku to Słońce i stąd złoty kolor jej ciała, zaś fallus i nasienie to symboliczny dar życia!
Proszę jednak przyjrzeć się jeszcze raz. Przez środek głównej postaci przebiega krzywa. To orbita. Przechodzi przez trzecią czakrę (splot słoneczny), co bezpośrednio wskazuje położenie orbity. Na orbicie są pokazane dwie planety: jedna z przodu postaci i druga z tyłu. Ta kompozycja mówi jasno, że na ziemskiej orbicie (trzeciej od Słońca) poruszają się dwie planety: Ziemia i jakieś inne ciało. Słońce patrzy na Ziemię, której rozmiary (masa) są mniejsze od rozmiarów planety usytuowanej za nim. Ta druga planeta znajduje się dokładnie po przeciwnej stronie Słońca, za nim, przez co nie możemy jej widzieć!
Najwyraźniej Egipcjanie starali się przekazać w ten sposób informację uzyskaną od Neferu. Przetrwała ona nie tylko na ścianach grobowca w Dolinie Królów, ale również w kosmologii Filolaosa pitagorejczyka (ok. 480-405 p.n.e.), który także twierdził, że za Słońcem (które zwał Hestią, centralnym paleniskiem) znajduje się ciało podobne do naszej planety - Przeciw-Ziemia lub Anty-Ziemia.
Dziwne obserwacje astronomów
Wczesnym rankiem 25 stycznia 1662 roku Gian Domenico Cassini, dyrektor Paryskiego Obserwatorium, odkrył w pobliżu Wenus nieznane ciało w kształcie półkola, które rzucało cień, co było bezpośrednim dowodem, że była to planeta a nie gwiazda. Wenus również miała w tym momencie kształt półkola i w pierwszym momencie Cassini pomyślał, że odkrył jej satelitę. Ciało było bardzo duże. Cassini oszacował jego średnicę na jedną czwartą średnicy Wenus. Następny jego zapis dotyczący obserwacji tej planety pochodzi z roku 1672. Czternaście lat później, 18 sierpnia 1686 roku, znowu zobaczył to samo ciało i odnotował to w swoim dzienniku.
23 października 1740 roku tajemniczą planetę zauważył James Short, członek Królewskiego Towarzystwa (Nauko-
wego) i astronom amator. Po wycelowaniu teleskopu na Wenus dostrzegł bardzo blisko niej „gwiazdkę". Celując w nią innym teleskopem, o powiększeniu 50-60 razy, wyposażonym w mikrometr, określił, że jej odległość od Wenus wynosi 10,2 stopnia. Widział Wenus wyjątkowo wyraźnie. Powietrze było bardzo przejrzyste i Short przyjrzał się tej „gwiazdce" w 240-krotnym powiększeniu, i ku swemu zdziwieniu odkrył, że znajduje się ona w tej samie fazie co Wenus, co oznaczało, że Wenus i ta tajemnicza planeta były oświetlone przez nasze Słońce - planeta miała ten sam rodzaj półkolistego cienia, jaki było widać na dysku Wenus. Pozorna średnica tej planety wynosiła w przybliżeniu jedną trzecią średnicy Wenus. Jej światło nie było tak jasne i wyraźne, ale miała wyjątkowo ostre, wyraziste krawędzie, co było efektem tego, że znajdowała się znacznie dalej od Słońca niż Wenus. Linia przechodząca przez środek Wenus i tej planety tworzyła kąt od 18 do 20 stopni w stosunku do równika Wenus. Short obserwował tę planetę przez około godzinę do około 8.15 rano, kiedy została przyćmiona przez światło słoneczne.
Następnej obserwacji dokonał 20 maja 1759 roku astronom Andreas Mayer w Greifswaldzie w Niemczech.
Wyjątkowa „usterka" w działaniu słonecznego „dynama", która trwała od końca XVII do połowy XVIII wieku (której objawy znajdujemy w minimum Maundera, w czasie którego przez 50 lat na Słońcu nie było prawie żadnych plam), najwyraźniej spowodowała niestabilność orbity Przeciw-Ziemi.
W roku 1761 Przeciw-Ziemię obserwowano najczęściej. Przez kilka kolejnych dni (10-12 lutego) o obserwacjach tej planety (sądzono, że to był satelita Wenus) donosił Joseph-Louis La-grange, słynny francuski matematyk z Marsylii. Jacąues Montaigne z Limoges we Francji obserwował tę planetę 3,4,7 i 11 marca. Również Monbarreaux z Auxerre we Francji widział 15, 28 i 29 marca w swoim teleskopie ciało niebieskie, które
wziął za „satelitę Wenus". W czerwcu, lipcu i sierpniu ośmiu obserwacji tego ciała dokonał Redner z Kopenhagi w Danii. W roku 1764 tajemniczą planetę zauważył Roedkier. Chri-stian Horrebow z Kopenhagi widział ją 3 stycznia 1768 roku. Ostatniej jej obserwacji dokonał 13 sierpnia 1892 roku amerykański astronom Edward Emerson Barnard, który dostrzegł w pobliżu Wenus (gdzie nie było gwiazd, z którymi można byłoby powiązać tę obserwację) nieznany obiekt siódmej wielkości gwiazdowej, który wycofał się następnie za Słońce.
Różne szacunki rozmiarów tego ciała podają wielkości od jednej czwartej do jednej trzeciej średnicy Wenus.
Skonsternowani czytelnicy mogą zaprotestować, powołując się na osiągnięcia współczesnej astronomii i dane przekazywane przez wysyłane do najdalszych krańców naszego układu słonecznego sondy.
Bardzo ważną sprawą, o której niespecj aliści zwykle nie wiedzą, jest to, że sondy lecące przez przestrzeń kosmiczną nie „rozglądają się na boki". W celu utrzymania i korekty ich kursu „elektroniczne oczy" pojazdów kosmicznych są skierowane na określone ciała niebieskie wykorzystywane jako punkty odniesienia, takie jak jasna gwiazda Kano-pus w gwiazdozbiorze Kila.
Odległość od Ziemi do Przeciw-Ziemi jest tak duża, że biorąc pod uwagę wielkość samego Słońca i wywoływane przez nie efekty, nawet stosunkowo duże ciało niebieskie może pozostawać nie zauważone.Zsłonięte przez Słońce może pozistawać niewidzialne z Ziemi przez długie okresy czasu.
Aby zorientować się, o co chodzi, proszę spojrzeć na ilustrację nr 2.
Średnia odległość Ziemi od Słońca wynosi 149 600 000 km i jest w przybliżeniu taka sama jak Przeciw-Ziemi, ponieważ krąży ona po takiej samej orbicie co Ziemia po drugiej stronie Słońca. Średnica Słońca wynosi 1390 600 km, co odpowiada 109 średnicom Ziemi (średnica równikowa Ziemi wynosi 12756 km). Jeśli dodamy razem odległość z Ziemi do Słońca, od Słońca do Przeciw-Ziemi i średnicę Słońca, to otrzymamy odległość z Ziemi do Przeciw-Ziemi wynoszącą 300590600 kilometrów, czyli 23565 średnic Ziemi (światło z Przeciw-Ziemi na Ziemię leci 1002 sekundy, czyli prawie 17 minut).
Wyobraźmy sobie teraz cały ten obraz w miniaturze, w której średnica Ziemi i Przeciw-Ziemi wyniesie l metr (czyli w skali 1:12756000), i zobaczmy, jak Przeciw-Ziemia będzie wyglądała na zdjęciu wykonanym z tej zminiaturyzowanej Ziemi. Jeśli pierwszą kulę (Ziemię) umieścimy tuż przy obiektywie aparatu, to zgodnie z naszym modelem Przeciw-Ziemię będziemy musieli usytuować w odległości 23565 metrów od aparatu (Ziemi).
Oglądana z takiej odległości druga kula (Przeciw-Ziemia) będzie tak mała, że prawie niezauważalna. Bez względu na parametry aparatu fotograficznego i rozmiary klatki filmu niemożliwe będzie
dojrzenie jej na zdjęciu, zwłaszcza że w połowie odległości między Ziemią i nią znajduje się imitujące Słońce potężne źródło światła o średnicy 109 metrów! Tak więc, biorąc pod uwagę odległość, względne wymiary, jasność Słońca oraz to, że uwaga nauki jest skierowana gdzie indziej, nie należy się dziwić, że Przeciw-Ziemia wciąż pozostaje nie zauważona.
Niewidoczny obszar zasłonięty przez Słońce, biorąc dodatkowo pod uwagę jego koronę, jest równy dziesięciu orbitom Księżyca lub sześciuset średnicom Ziemi. Jest więc tam więcej niż potrzeba przestrzeni, w której może ukrywać się tajemnicza planeta. Nawet amerykańscy astronauci lecący na Księżyc nie mogli jej zobaczyć. Aby było to możliwe, musieliby polecieć od 10 do 15 razy dalej.
Aby się raz na zawsze przekonać, że nie jesteśmy sami w kosmosie i że inne inteligentne życie znajduje się bardzo blisko, ale nie tam, gdzie szukają go astronomowie, musimy sfotografować odpowiedni odcinek ziemski ej orbity. Kosmiczny teleskop SOHO, który stale fotografuje Słońce, znajduje się blisko Ziemi i z wiadomego nam już powodu nie może zobaczyć planety położonej za Słońcem, chyba że ta planeta
znowu zmieni swoją pozycję, tak jak w XVII i XVIII wieku w czasie potężnych burz magnetycznych na Słońcu.
Sytuacja może ulec wyjaśnieniu za sprawą zdjęć wykonanych przez sondy znajdujące się na orbicie Marsa, ale żeby to było możliwe, należy odpowiednio dobrać kąt widzenia i powiększenie, w przeciwnym bowiem razie to odkrycie znowu się odwlecze.
Tajemnica Przeciw-Ziemi jest skrywana przed nami nie tylko przez bezmiar kosmicznej przestrzeni, ślepotę i obojętność nauki na to, co mówią nam historyczne przekazy, ale i przez jakąś niewidzialną rękę.
To sugeruje, że do zniknięcia radzieckiej sondy kosmicznej Fobos l doszło najprawdopodobniej dlatego, że stała się ona „niewygodnym świadkiem". Sondę wystrzelono 7 lipca 1988 roku z kosmodromu Bajkonur. Po wejściu na zaplanowaną orbitę zaczęła zgodnie z przewidzianym programem fotografować Słońce.
Przesłała na Ziemię 140 zdjęć rentgenowskich Słońca i gdyby kontynuowała fotografowanie, zrobiłaby również zdjęcie, które umożliwiłoby to historyczne odkrycie. Jednak nie doszło do tego i w roku 1988 agencje prasowe na całym świecie doniosły, że utracono kontakt z Fobosem 1.
Los wystrzelonego 12 lipca 1988 roku Fobosa 2 był podobny, aczkolwiek udało mu się dotrzeć w pobliże Marsa - przypuszczalnie dlatego, że nie fotografował Słońca. Kiedy jednak 28 marca 1989 roku
ta sonda dotarła do księżyca Marsa Fobosa, utraciła kontakt z Ziemią. Ostatnie zdjęcie, jakie przesłała na Ziemię, przedstawiało ogromny, cygarowaty obiekt, który przypuszczalnie odchylił jej kurs.
Jesteśmy jeszcze bardzo daleko od poznania wszystkich „dziwnych rzeczy", do jakich dochodzi w naszym układzie słonecznym, o których oficjalna nauka woli milczeć. Proszę osądzić to samemu. Oto, co powiedział astrofizyk dr Kirył Batusow:
Na obecność planety za Słońcem wskazują i racjonalność zachowania pewnych związanych z nie sił tłumaczą niezwykle komety, o których zgromadzono już stosunkowo dużo danych, le komety chowają się czasami za Słońce i nie wylatują zza niego, tak jakby były statkami kosmicznymi.
Albo jeszcze inny interesujący przykład - kometa Arenda-Rolanda, którą odkryto na częstotliwościach radiowych. Jej promieniowanie odkryli radioastronomowie. Kiedy kometa wyłoniła się zza Słońca, w jej ogonie znajdował się nadajnik pracujący na falach o długości około 30 metrów. Następnie nadajnik w ogonie zaczął pracować w zakresie fal o długości pół metra, po czym oddzielił się od komety i wrócił na pozycję położone za Słońcem.
Kolejną niezwykłością są komety, które dokonały swego rodzaju lotu inspekcyjnego, przelatując kolejno w pobliżu planet naszego układu słonecznego.
To bardzo ciekawe, ale wróćmy do głównego tematu. Wróćmy do przeszłości.
To częściowo zacienione ciało wyłaniające się zza Słońca to 12 planeta, której brakowało w eleganckim i stabilnym obrazie budowy układu słonecznego, który przekazali nam starożytni. Sumerowie twierdzili, że to właśnie z dwunastej planety układu słonecznego „Bogowie Niebios" zstąpili na Ziemi?.
Należy podkreślić, że położenie tej planety na naszej orbicie, tyle że po drugiej stronie Słońca, sprawia, iż znajduje się ona w sprzyjającej życiu sferze, w przeciwieństwie do (wymienianej przez Sitchina) planety Marduk, której okres obiegu wzdłuż orbity wynosi 3600 lat i której orbita wychodzi daleko poza „pas życia" i granice układu słonecznego, sprawiając, że życie na niej jest niemożliwe.
Przy takim założeniu wszystko zaczyna do siebie pasować i pierwszy wniosek z tego, co zostało powiedziane, który powinniśmy umieścić w naczelnym miejscu, winien głosić, że „źródło" wiedzy starożytnych wydaje się być pozaziemskiego pochodzenia!
To z kolei zmusza nas do radykalnej rewizji poglądów na ocalałe dzieła starożytnych, jako że prawdopodobnie zawierają one bezcenne
informacje na temat otaczającego nas świata, ludzkości, prawdziwej historii Ziemi i naszych zadziwiających przodków.
Zapomniane dzieje
Teraz, kiedy już mamy podstawowe pojęcie o „źródle" wiedzy, możemy przejść do następnego etapu: rozważenia powodów zbudowania piramid.
W celu zrozumienia zainteresowań starożytnych i roli, jaką w ich realizacji odgrywały piramidy, będziemy musieli zrobić coś, czego nikt przedtem nie robił: sformułować podstawową koncepcję w sprawie losu naszej cywilizacji. Nie będzie to łatwe, ale też i nie należy szukać łatwych dróg wiodących ku prawdzie...
Jeśli zdecydujemy się słuchać krzykliwej i głoszącej sprzeczne opinie zgrai konwencjonalnych historyków, nasze szansę odkrycia prawdy w tym życiu będą równe zeru. Odwołajmy się do naszych własnych umysłów i logiki, a otworzy się przed nami pewna szansa poznania prawdy. W tym celu wróćmy do początku tej historii, która, jak się już przekonaliśmy, ma wyraźnie pozaziemskie pochodzenie. Z tego też względu nie powinniśmy zastanawiać się nad tym, co wydarzyło się na Ziemi, w izolacji od tego, co zaszło w całym układzie słonecznym. Wszystko to się ze sobą wiąże.
Przesuńmy astronomiczny zegar o 15 000 lat wstecz.
Mimo iż wzajemne interakcje między Ziemianami i Neferu miary już wówczas znaczną historię, kontakt ten nigdy nie był otwarty i był jeszcze mniej uniwersalny w swoim charakterze. Dla większości mieszkańców Ziemi, która wiedziała o istnieniu Neferu, pozostawali oni tajemniczy i byli otoczeni aurą półbogów. Taka sytuacja odpowiadała im, ponieważ
oddawanie im przez Ziemian czci jako „istotom boskim" dawało im nieograniczone możliwości załatwiania własnych spraw, których część miała bardzo praktyczny charakter.
Kontakty między Ziemianami i Neferu zaczęły się dużo wcześniej przed opisanymi tu wydarzeniami i to z inicjatywy samych Neferu, w trakcie eksploracji przez nich planet układu słonecznego.
W tym obiecującym okresie rozwoju układu słonecznego „strefa życia" obejmowała trzy planety, na których istniało życie: Marsa, ojczyznę Neferu Faetona (Maldek) i Ziemię.
Każdy, kto posiadł pewną wiedzę astronomiczną, natychmiast zauważy trochę inną konfigurację ówczesnego układu planet. Po pierwsze, wszystkie trzy zamieszkałe planety znajdowały się bliżej Słońca, przez co ich klimaty były znacznie cieplejsze. Ale to nie wszystko, co różniło „harmonię sfer" w tamtym czasie od tego, co mamy obecnie.
Otóż obok Ziemi nie było Księżyca ani Wenus.
Ogólna konfiguracja układu słonecznego była bardzo optymistyczna: rozwój centralnych planet, Marsa i Faetona, posuwał się żywo do przodu. Ziemia odstawała trochę od tej pary, ale i z nią były wzajemne oddziaływania, choć w mniejszym zakresie.
Na długo przed opisywanymi tu wydarzeniami cywilizacje na Marsie, a później na Faetonie, odkryły na swoich planetach artefakty, które wskazywały na istnienie życia w galaktyce. Badania tych artefaktów - wszelkiego rodzaju obiektów o charakterze technicznym, podobnych do tych, które są obecnie porozrzucane po całej
Jakucji w północno-wschodniej Syberii - znacząco przyspieszyły rozwój tych cywilizacji.
Po pewnym czasie osiągnęły one niezwykły poziom. Bez przesady można powiedzieć, że większość dzisiejszych mieszkańców Ziemi, ujrzawszy geniusz, techniczne osiągnięcia i parapsychiczne zdolności Neferu tamtych czasów, zaczęłaby ich wielbić i oddawać im religijną cześć.
Poziom rozwoju Neferu był tak wysoki, że nasza obecna wiedza nie byfaby w stanie go zaakceptować, mimo iż zdołaliśmy już przyswoić sobie dużo zadziwiających rzeczy. Najbardziej fantastycznym fizycznym dowodem naukowego i technicznego geniuszu Neferu jest gigantyczny podziemny system obrony przed meteorytami i asteroidami zbudowany na terenie dzisiejszej zachodniej Syberii.1
Ten zbudowany tysiące lat temu kompleks (o czym mówią podania Jakutów) wciąż funkcjonuje w sposób automatyczny. To właśnie on zniszczył w roku 1908 meteoryt tunguski, w roku 1947 meteoryt Sichote-Aliń2, w roku 1984 bolid Chulym3, a nocą 24 września 2002 roku meteoryt Witim.
System obrony przed asteroidami był rezultatem badań historii układu słonecznego prowadzonych przez Neferu. Nasz planetarny żyroskop cyklicznie przechodzi na swojej drodze przez galaktykę przez strumień meteorów - raz na 33 miliony lat, kiedy przecina płaszczyznę galaktyki. Nawiasem mówiąc, 65 milionów lat temu ten strumień spowodował wyginięcie na Ziemi dinozaurów. Ten zabójczy deszcz nieraz niszczył ziemskie formy życia, które były zdolne do rozwinięcia inteligencji.
Już sama myśl o tym, jakie wyżyny mogła osiągnąć cywilizacja w układzie słonecznym pod przewodnictwem Neferu,jest fascynująca.
Ziemia w tym odległym „Pierwszym Czasie" była czymś w rodzaju stowarzyszonego członka cywilizacji Neferu, przy czym jakiekolwiek porównania między poziomami rozwoju Neferu i Ziemian są nie na miejscu. Ten brak równowagi odegrał w konsekwencji ważną rolę w losach Ziemi i układu słonecznego, niemniej Ziemia nie była pozostawiona sama sobie.
Przygotowanie Ziemian do głębszych kontaktów z Neferu zaczęło się od wyłonienia elity zdolnej do przyswojenia wiedzy Neferu i przekazania jej ludziom. W tym celu przedstawiciele Neferu weszli w bezpośrednie kontakty z przywódcami plemiennych sojuszy żyjących w tych częściach globu, które szczególnie ich interesowały.
Uderzającym przykładem na to może być Hyperborea, ogromna wyspa istniejąca niegdyś na północnym krańcu Ziemi, oraz sąsiednie ogromne terytoria północnej części euroazjatyckiego płaskowyżu. W tamtych odległych czasach klimat północnej części naszej planety był znacznie cieplejszy niż teraz.
Nawiązując bezpośrednie kontakty z przywódcami Hy-perborei, Neferu wspierali ich w ich zatargach z innymi plemiennymi sojuszami. W ten sposób powstało pierwsze państwo. Utworzenie państwa i rozwój Hyperborei rozpoczęły się w momencie, gdy Neferu zaczęli wydobywać rudę uranu w swojej kolonii na Hyperborei, o której wspominają mezopotamskie przekazy jako o „Ziemi Kopalń" mieszczącej się tam, gdzie obecnie leży Półwysep Kolski.
Następnym etapem było utworzenie ogómoplanetarnego systemu łączności, co miało rozszerzyć możliwości Neferu stymulacji rozwoju umysłów Ziemian. Aby zrealizować to skomplikowane zadanie, pewnej grupie Ziemian przekazano „instrukcje" mówiące, jak wznieść budowle, w których byliby oni zdolni słyszeć „głos boga" (Neferu) i komunikować się z nim.
Poprzez wizyty w „domu boga" (piramidzie) w dniach wyznaczonych przez „bogów", ci wybrańcy otrzymywali wiedzę „boskiego pochodzenia". Wykorzystując tę wiedzę, mogli poprawiać stan swojego zdrowia, nabywać wyjątkowych zdolności, „wsłuchiwać się w wszechświat" i widzieć miejsca położone w innych punktach Ziemi i poza nią. Krótko mówiąc, kapłani zrozumieli, że „bogowie" wybrali ich do wykonania wielkiej misji i że każdy krok, każde osiągnięcie zbliży ich do „bogów" i do „nadnaturalnych" umiejętności, jakie oni posiadali. Przed ludźmi otworzyły się niezwykłe możliwości. No i z zapałem przystąpili do pracy.
Ludzie zaczęli wznosić piramidy w różnych częściach świata według planów i instrukcji „bogów". Dzięki temu bezprecedensowemu wysiłkowi Ziemian powstał kompleks, który objął całą Ziemię spiralnym ciągiem z południa na północ.
W skład tego kompleksu wchodziły piramidy, stele, dolmeny, wzgórza i szczyty górskie, którym nadano kształt piramidy. Wszystkie jego elementy wzniesiono w specjalnie wybranych miejscach połączonych z energetycznie aktywnymi geologicznymi uskokami, które w egipskich przekazach religijnych były znane jako „Święte Wzgórza Pierwszego Czasu". Ogółem wybrano ich 64. Odległość pomiędzy piramidami należącymi do kompleksu wynosiła 5000 kilometrów. Dolmeny, które (podobnie jak komory piramid) działały jako rezonatory wzmacniające przepływ określonych energii, były umieszczane bezpośrednio na tych uskokach z wejściem skierowanym ku odległemu obiektowi należącemu do kompleksu, tworząc w ten sposób obwód przenoszący energię. Z kolei piramidy były budowane w ścisłej orientacji ich boków w linii północ-południe...
0 autorze
Dr Walery Michajfowicz Uwarow jest szefem Departamentu Badań UFO, Paleonauk i Paleotechnologii Państwowej Akademii Bezpieczeństwa Rosji. Od prawie 20 lat prowadzi badania w zakresie ufologii
1 spuścizny po starożytnych cywilizacjach. Jest autorem licznych prac z zakresu paleotechnologii i paleonauki oraz ufologii i ezoteryki publikowanych w rosyjskiej i zagranicznej prasie. Inicjował i uczestniczył w wielu ekspedycjach do Indii, Egiptu i Syberii w poszukiwaniu materialnych dowodów potwierdzających wiedzę starożytnych. Uczestniczy w międzynarodowych konferencjach ufologicznych i wygłasza odczyty w Rosji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Skandynawii. Niniejszy artykuł jest zredagowanym fragmentem jego mającej się wkrótce ukazać drukiem książki The Pymmids (Piramidy), która jest obecnie dostępna w formacie PDF do pobrania za oplata ze strony Ne-xusa zamieszczonej pod adresem www.nexusmagazine.com. Skontaktować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej pisząc na adres nsa@homeuser.ru lub departament13@mail.ru.
Przełożył Jerzy Florczykowski
Przypisy:
1. Obszerny artykuł Walerego Uwarowa na ten temat zatytułowany „Tajemnice syberyjskiej «Doliny Smierci»" ukazał się po raz pierwszy w języku angielskim w numerach l, 2 i 3 Nexusa z 2005 roku, a następnie został przetłumaczony na język polski i opublikowany w tym samym roku w kwartalniku UFO w numerach 61 i 62. - Przyp. red.
2. Meteoryt Sichote-Aliń spadł 12 lutego 1947 roku w Związku Radzieckim w miejscu o współrzędnych geograficznych 46°09'36"N, 134°39'12"E. Przed południem widziano nad górami Sichote-Aliń jasny bolid pędzący z północy na południe, który ciągnął za sobą ognisty ogon i sypał iskrami. Zostawiał za sobą ślad w postaci szerokiego pasa kłębiącego się dymu. Zjawisko to obserwował i uwiecznił na obrazie malarz P.J. Miedwiediew. Przed zniknięciem bolid rozpadł się na części. Potem rozległy się potężne detonacje przypominające ogień z ciężkich dział, a następnie trzaski przywodzące na myśl odgłos wydawany przez karabiny maszynowe. Po trzech dniach zauważono z samolotu w tajdze wyraźnie widoczne na tle śniegu rude doły. Po dwóch tygodniach w to miejsce dotarła ekspedycja geologów, którzy naliczyli około 30 dołów o średnicy od l do 28 m. Na zboczach dołów wśród rozbitych skał leżały odłamki żelaznego meteorytu. Masę tego meteorytu oceniono na 100 ton - Przyp. tłum.
3. Bolid Chulym spadł w roku 1984 wzdłuż dokładnie takiej samej trajektorii co meteoryt tunguski. - Przyp. tłum.

Okres, w którym zbudowano piramidy, sięga prehistorycznego antyku. U podstaw całego starożytnego państwa egipskiego i jego systemu religii leżały poglądy i wiedza przejęte od jeszcze starszej i bardziej rozwiniętej cywilizacji. Jej ślady, widoczne na wszystkich etapach historii starożytnego Egiptu, prowadzą do miejsca, w którym znajdujemy pierwsze wzmianki o piramidzie, a następnie do czasów legendarnej Atlantydy, którą pochłonęła później gigantyczna powódź.
Cofnijmy się w czasie o 15000 lat do okresu, który w tekstach pochodzących ze starożytnego Egiptu nazywany jest „Pierwszym Czasem" (Zep Tępi) lub erą Neferu („kiedy Neferu żyli na Ziemi i rozmawiali z ludźmi").
Słowo Neferu (Netheru), tłumaczone jako „bogowie", posiada złożoną wewnętrzną strukturę. Znajdowane w tekstach opisy wskazują, że były to istoty ludzkie o boskich zdolnościach. To właśnie te istoty przekazały ludziom wiedzę matematyczną, architektoniczną, astronomiczną i medyczną, a także o budowie układu słonecznego, cyklicznych procesach i prawach leżących u podstaw wszechświata. Wszystko, co uczyniło Egipt wielkim, pochodzi od Neferu.
Znaczenie otrzymanej od Neferu wiedzy, która miała wpływ na wszystkie sfery życia, było tak wielkie, że wszystkie następne cywilizacje i pokolenia uznawały kontynuację władzy i zasadność istnienia czegoś tylko wtedy, gdy było to usankcjonowane, wyjaśnione lub związane z „Pierwszym Czasem" - erą Neferu.
Przenieśmy się teraz na wschód do kraju Sumerów (obecnie ten rejon należy do Iraku i Syrii). Ta zmiana miejsca nie jest przypadkowa, albowiem tam ludzie również wznosili budowle w formie piramid - schodkowe zigguraty. Zachowane do dziś teksty pisane i legendy starożytnych Sumerów również wspominają o wysoko rozwiniętej cywilizacji, która „zstąpiła z niebios na Ziemię" i ściśle współpracowała z elitą Sumeru. Wzajemne relacje między „bogami" i ludźmi były tak bliskie, że wiele starożytnych tekstów mówi otwarcie, iż „bogowie" współżyli z „ziemskimi pannami". Z tych związków rodziły się dzieci o niezwykłych zdolnościach, opisywane w legendach jako „półbogowie", którzy stali się władcami kraju Sumerów.
Niezliczone są naukowe osiągnięcia i techniczne innowacje Sumerów, którzy szczególną uwagę poświęcali studiowaniu nieba i ciał niebieskich, jak również Nefilim, bogom, którzy „zstąpili z niebios na Ziemię". Zecharia Sitchin, czołowy znawca i tłumacz sumeryjskich tekstów, podkreślając nieścisłości w interpretacji starożytnych tekstów, napisał w książce Schody do nieba (The Stairway to Heaven}\
Spiesznie oświadczamy, że ani Akadyjczycy, ani Sumerowie nie nazywali tych istot z nieba „bogami". Dopiero znacznie później, w czasach pogańskich, do myśli i języka starożytnych ludzi wdarła się koncepcja nadrzędnych istot lub bogów.
Akadyjczycy zwali tych z nieba „Ilu" („Ci Wielcy"). Kananejczycy i Fenicjanie zwali ich „Baal" („Panowie" lub „Wędrujący poza chmurami").
Wydaje się, że Neferu starożytnych Egipcjan i Nefilim Sumerów to przybysze z innej planety. Czy jest to możliwe? Trudno w to uwierzyć, a jeszcze trudniej rozważyć logiczne tego konsekwencje. W końcu w szkole i na studiach nasi wykładowcy podawali i wciąż podają całkowicie inną wersję historii. Jeśli jednak tak było, to skąd ci Neferu lub Baal przybyli? Czy egipskie przekazy zawierają jakąś wzmiankę, jakąś wskazówkę, która rzucałaby na tę sprawę światło? Otóż jest coś takiego!
Rewelacje z egipskiej Księgi Ziemi
Wróćmy do Egiptu do Doliny Królów i odwiedźmy grobowiec Ramzesa VI, faraona XX dynastii z okresu Nowego Państwa. Wejdźmy do środka na górny poziom J i udajmy się ku centralnej części ściany po prawej stronie (patrz ilustracja nr 1).
Fragment Księgi Ziemi i grobowca Ramzesa VI w Dolinie Królów (część A, scena 7).
Ten wizerunek zawiera kilka warstw informacji, ale na razie skupmy się na głównym temacie.Postać w środku powyższej sceny jest pokryta żółtą farbą. Z jej fallusa na głowę małej ludzkiej postaci kapie nasienie. Jakie skojarzenia budzi to w nas? Egiptolodzy również się nad tym zastanawiali i wytłumaczyli to następująco: postać w środku to Słońce i stąd złoty kolor jej ciała, zaś fallus i nasienie to symboliczny dar życia!
Proszę jednak przyjrzeć się jeszcze raz. Przez środek głównej postaci przebiega krzywa. To orbita. Przechodzi przez trzecią czakrę (splot słoneczny), co bezpośrednio wskazuje położenie orbity. Na orbicie są pokazane dwie planety: jedna z przodu postaci i druga z tyłu. Ta kompozycja mówi jasno, że na ziemskiej orbicie (trzeciej od Słońca) poruszają się dwie planety: Ziemia i jakieś inne ciało. Słońce patrzy na Ziemię, której rozmiary (masa) są mniejsze od rozmiarów planety usytuowanej za nim. Ta druga planeta znajduje się dokładnie po przeciwnej stronie Słońca, za nim, przez co nie możemy jej widzieć!
Najwyraźniej Egipcjanie starali się przekazać w ten sposób informację uzyskaną od Neferu. Przetrwała ona nie tylko na ścianach grobowca w Dolinie Królów, ale również w kosmologii Filolaosa pitagorejczyka (ok. 480-405 p.n.e.), który także twierdził, że za Słońcem (które zwał Hestią, centralnym paleniskiem) znajduje się ciało podobne do naszej planety - Przeciw-Ziemia lub Anty-Ziemia.
Dziwne obserwacje astronomów
Wczesnym rankiem 25 stycznia 1662 roku Gian Domenico Cassini, dyrektor Paryskiego Obserwatorium, odkrył w pobliżu Wenus nieznane ciało w kształcie półkola, które rzucało cień, co było bezpośrednim dowodem, że była to planeta a nie gwiazda. Wenus również miała w tym momencie kształt półkola i w pierwszym momencie Cassini pomyślał, że odkrył jej satelitę. Ciało było bardzo duże. Cassini oszacował jego średnicę na jedną czwartą średnicy Wenus. Następny jego zapis dotyczący obserwacji tej planety pochodzi z roku 1672. Czternaście lat później, 18 sierpnia 1686 roku, znowu zobaczył to samo ciało i odnotował to w swoim dzienniku.
23 października 1740 roku tajemniczą planetę zauważył James Short, członek Królewskiego Towarzystwa (Nauko-
wego) i astronom amator. Po wycelowaniu teleskopu na Wenus dostrzegł bardzo blisko niej „gwiazdkę". Celując w nią innym teleskopem, o powiększeniu 50-60 razy, wyposażonym w mikrometr, określił, że jej odległość od Wenus wynosi 10,2 stopnia. Widział Wenus wyjątkowo wyraźnie. Powietrze było bardzo przejrzyste i Short przyjrzał się tej „gwiazdce" w 240-krotnym powiększeniu, i ku swemu zdziwieniu odkrył, że znajduje się ona w tej samie fazie co Wenus, co oznaczało, że Wenus i ta tajemnicza planeta były oświetlone przez nasze Słońce - planeta miała ten sam rodzaj półkolistego cienia, jaki było widać na dysku Wenus. Pozorna średnica tej planety wynosiła w przybliżeniu jedną trzecią średnicy Wenus. Jej światło nie było tak jasne i wyraźne, ale miała wyjątkowo ostre, wyraziste krawędzie, co było efektem tego, że znajdowała się znacznie dalej od Słońca niż Wenus. Linia przechodząca przez środek Wenus i tej planety tworzyła kąt od 18 do 20 stopni w stosunku do równika Wenus. Short obserwował tę planetę przez około godzinę do około 8.15 rano, kiedy została przyćmiona przez światło słoneczne.
Następnej obserwacji dokonał 20 maja 1759 roku astronom Andreas Mayer w Greifswaldzie w Niemczech.
Wyjątkowa „usterka" w działaniu słonecznego „dynama", która trwała od końca XVII do połowy XVIII wieku (której objawy znajdujemy w minimum Maundera, w czasie którego przez 50 lat na Słońcu nie było prawie żadnych plam), najwyraźniej spowodowała niestabilność orbity Przeciw-Ziemi.
W roku 1761 Przeciw-Ziemię obserwowano najczęściej. Przez kilka kolejnych dni (10-12 lutego) o obserwacjach tej planety (sądzono, że to był satelita Wenus) donosił Joseph-Louis La-grange, słynny francuski matematyk z Marsylii. Jacąues Montaigne z Limoges we Francji obserwował tę planetę 3,4,7 i 11 marca. Również Monbarreaux z Auxerre we Francji widział 15, 28 i 29 marca w swoim teleskopie ciało niebieskie, które
wziął za „satelitę Wenus". W czerwcu, lipcu i sierpniu ośmiu obserwacji tego ciała dokonał Redner z Kopenhagi w Danii. W roku 1764 tajemniczą planetę zauważył Roedkier. Chri-stian Horrebow z Kopenhagi widział ją 3 stycznia 1768 roku. Ostatniej jej obserwacji dokonał 13 sierpnia 1892 roku amerykański astronom Edward Emerson Barnard, który dostrzegł w pobliżu Wenus (gdzie nie było gwiazd, z którymi można byłoby powiązać tę obserwację) nieznany obiekt siódmej wielkości gwiazdowej, który wycofał się następnie za Słońce.
Różne szacunki rozmiarów tego ciała podają wielkości od jednej czwartej do jednej trzeciej średnicy Wenus.
Skonsternowani czytelnicy mogą zaprotestować, powołując się na osiągnięcia współczesnej astronomii i dane przekazywane przez wysyłane do najdalszych krańców naszego układu słonecznego sondy.
Bardzo ważną sprawą, o której niespecj aliści zwykle nie wiedzą, jest to, że sondy lecące przez przestrzeń kosmiczną nie „rozglądają się na boki". W celu utrzymania i korekty ich kursu „elektroniczne oczy" pojazdów kosmicznych są skierowane na określone ciała niebieskie wykorzystywane jako punkty odniesienia, takie jak jasna gwiazda Kano-pus w gwiazdozbiorze Kila.
Odległość od Ziemi do Przeciw-Ziemi jest tak duża, że biorąc pod uwagę wielkość samego Słońca i wywoływane przez nie efekty, nawet stosunkowo duże ciało niebieskie może pozostawać nie zauważone.Zsłonięte przez Słońce może pozistawać niewidzialne z Ziemi przez długie okresy czasu.
Aby zorientować się, o co chodzi, proszę spojrzeć na ilustrację nr 2.
Średnia odległość Ziemi od Słońca wynosi 149 600 000 km i jest w przybliżeniu taka sama jak Przeciw-Ziemi, ponieważ krąży ona po takiej samej orbicie co Ziemia po drugiej stronie Słońca. Średnica Słońca wynosi 1390 600 km, co odpowiada 109 średnicom Ziemi (średnica równikowa Ziemi wynosi 12756 km). Jeśli dodamy razem odległość z Ziemi do Słońca, od Słońca do Przeciw-Ziemi i średnicę Słońca, to otrzymamy odległość z Ziemi do Przeciw-Ziemi wynoszącą 300590600 kilometrów, czyli 23565 średnic Ziemi (światło z Przeciw-Ziemi na Ziemię leci 1002 sekundy, czyli prawie 17 minut).
Wyobraźmy sobie teraz cały ten obraz w miniaturze, w której średnica Ziemi i Przeciw-Ziemi wyniesie l metr (czyli w skali 1:12756000), i zobaczmy, jak Przeciw-Ziemia będzie wyglądała na zdjęciu wykonanym z tej zminiaturyzowanej Ziemi. Jeśli pierwszą kulę (Ziemię) umieścimy tuż przy obiektywie aparatu, to zgodnie z naszym modelem Przeciw-Ziemię będziemy musieli usytuować w odległości 23565 metrów od aparatu (Ziemi).
Oglądana z takiej odległości druga kula (Przeciw-Ziemia) będzie tak mała, że prawie niezauważalna. Bez względu na parametry aparatu fotograficznego i rozmiary klatki filmu niemożliwe będzie
dojrzenie jej na zdjęciu, zwłaszcza że w połowie odległości między Ziemią i nią znajduje się imitujące Słońce potężne źródło światła o średnicy 109 metrów! Tak więc, biorąc pod uwagę odległość, względne wymiary, jasność Słońca oraz to, że uwaga nauki jest skierowana gdzie indziej, nie należy się dziwić, że Przeciw-Ziemia wciąż pozostaje nie zauważona.
Niewidoczny obszar zasłonięty przez Słońce, biorąc dodatkowo pod uwagę jego koronę, jest równy dziesięciu orbitom Księżyca lub sześciuset średnicom Ziemi. Jest więc tam więcej niż potrzeba przestrzeni, w której może ukrywać się tajemnicza planeta. Nawet amerykańscy astronauci lecący na Księżyc nie mogli jej zobaczyć. Aby było to możliwe, musieliby polecieć od 10 do 15 razy dalej.
Aby się raz na zawsze przekonać, że nie jesteśmy sami w kosmosie i że inne inteligentne życie znajduje się bardzo blisko, ale nie tam, gdzie szukają go astronomowie, musimy sfotografować odpowiedni odcinek ziemski ej orbity. Kosmiczny teleskop SOHO, który stale fotografuje Słońce, znajduje się blisko Ziemi i z wiadomego nam już powodu nie może zobaczyć planety położonej za Słońcem, chyba że ta planeta
znowu zmieni swoją pozycję, tak jak w XVII i XVIII wieku w czasie potężnych burz magnetycznych na Słońcu.
Sytuacja może ulec wyjaśnieniu za sprawą zdjęć wykonanych przez sondy znajdujące się na orbicie Marsa, ale żeby to było możliwe, należy odpowiednio dobrać kąt widzenia i powiększenie, w przeciwnym bowiem razie to odkrycie znowu się odwlecze.
Tajemnica Przeciw-Ziemi jest skrywana przed nami nie tylko przez bezmiar kosmicznej przestrzeni, ślepotę i obojętność nauki na to, co mówią nam historyczne przekazy, ale i przez jakąś niewidzialną rękę.
To sugeruje, że do zniknięcia radzieckiej sondy kosmicznej Fobos l doszło najprawdopodobniej dlatego, że stała się ona „niewygodnym świadkiem". Sondę wystrzelono 7 lipca 1988 roku z kosmodromu Bajkonur. Po wejściu na zaplanowaną orbitę zaczęła zgodnie z przewidzianym programem fotografować Słońce.
Przesłała na Ziemię 140 zdjęć rentgenowskich Słońca i gdyby kontynuowała fotografowanie, zrobiłaby również zdjęcie, które umożliwiłoby to historyczne odkrycie. Jednak nie doszło do tego i w roku 1988 agencje prasowe na całym świecie doniosły, że utracono kontakt z Fobosem 1.
Los wystrzelonego 12 lipca 1988 roku Fobosa 2 był podobny, aczkolwiek udało mu się dotrzeć w pobliże Marsa - przypuszczalnie dlatego, że nie fotografował Słońca. Kiedy jednak 28 marca 1989 roku
ta sonda dotarła do księżyca Marsa Fobosa, utraciła kontakt z Ziemią. Ostatnie zdjęcie, jakie przesłała na Ziemię, przedstawiało ogromny, cygarowaty obiekt, który przypuszczalnie odchylił jej kurs.
Jesteśmy jeszcze bardzo daleko od poznania wszystkich „dziwnych rzeczy", do jakich dochodzi w naszym układzie słonecznym, o których oficjalna nauka woli milczeć. Proszę osądzić to samemu. Oto, co powiedział astrofizyk dr Kirył Batusow:
Na obecność planety za Słońcem wskazują i racjonalność zachowania pewnych związanych z nie sił tłumaczą niezwykle komety, o których zgromadzono już stosunkowo dużo danych, le komety chowają się czasami za Słońce i nie wylatują zza niego, tak jakby były statkami kosmicznymi.
Albo jeszcze inny interesujący przykład - kometa Arenda-Rolanda, którą odkryto na częstotliwościach radiowych. Jej promieniowanie odkryli radioastronomowie. Kiedy kometa wyłoniła się zza Słońca, w jej ogonie znajdował się nadajnik pracujący na falach o długości około 30 metrów. Następnie nadajnik w ogonie zaczął pracować w zakresie fal o długości pół metra, po czym oddzielił się od komety i wrócił na pozycję położone za Słońcem.
Kolejną niezwykłością są komety, które dokonały swego rodzaju lotu inspekcyjnego, przelatując kolejno w pobliżu planet naszego układu słonecznego.
To bardzo ciekawe, ale wróćmy do głównego tematu. Wróćmy do przeszłości.
To częściowo zacienione ciało wyłaniające się zza Słońca to 12 planeta, której brakowało w eleganckim i stabilnym obrazie budowy układu słonecznego, który przekazali nam starożytni. Sumerowie twierdzili, że to właśnie z dwunastej planety układu słonecznego „Bogowie Niebios" zstąpili na Ziemi?.
Należy podkreślić, że położenie tej planety na naszej orbicie, tyle że po drugiej stronie Słońca, sprawia, iż znajduje się ona w sprzyjającej życiu sferze, w przeciwieństwie do (wymienianej przez Sitchina) planety Marduk, której okres obiegu wzdłuż orbity wynosi 3600 lat i której orbita wychodzi daleko poza „pas życia" i granice układu słonecznego, sprawiając, że życie na niej jest niemożliwe.
Przy takim założeniu wszystko zaczyna do siebie pasować i pierwszy wniosek z tego, co zostało powiedziane, który powinniśmy umieścić w naczelnym miejscu, winien głosić, że „źródło" wiedzy starożytnych wydaje się być pozaziemskiego pochodzenia!
To z kolei zmusza nas do radykalnej rewizji poglądów na ocalałe dzieła starożytnych, jako że prawdopodobnie zawierają one bezcenne
informacje na temat otaczającego nas świata, ludzkości, prawdziwej historii Ziemi i naszych zadziwiających przodków.
Zapomniane dzieje
Teraz, kiedy już mamy podstawowe pojęcie o „źródle" wiedzy, możemy przejść do następnego etapu: rozważenia powodów zbudowania piramid.
W celu zrozumienia zainteresowań starożytnych i roli, jaką w ich realizacji odgrywały piramidy, będziemy musieli zrobić coś, czego nikt przedtem nie robił: sformułować podstawową koncepcję w sprawie losu naszej cywilizacji. Nie będzie to łatwe, ale też i nie należy szukać łatwych dróg wiodących ku prawdzie...
Jeśli zdecydujemy się słuchać krzykliwej i głoszącej sprzeczne opinie zgrai konwencjonalnych historyków, nasze szansę odkrycia prawdy w tym życiu będą równe zeru. Odwołajmy się do naszych własnych umysłów i logiki, a otworzy się przed nami pewna szansa poznania prawdy. W tym celu wróćmy do początku tej historii, która, jak się już przekonaliśmy, ma wyraźnie pozaziemskie pochodzenie. Z tego też względu nie powinniśmy zastanawiać się nad tym, co wydarzyło się na Ziemi, w izolacji od tego, co zaszło w całym układzie słonecznym. Wszystko to się ze sobą wiąże.
Przesuńmy astronomiczny zegar o 15 000 lat wstecz.
Mimo iż wzajemne interakcje między Ziemianami i Neferu miary już wówczas znaczną historię, kontakt ten nigdy nie był otwarty i był jeszcze mniej uniwersalny w swoim charakterze. Dla większości mieszkańców Ziemi, która wiedziała o istnieniu Neferu, pozostawali oni tajemniczy i byli otoczeni aurą półbogów. Taka sytuacja odpowiadała im, ponieważ
oddawanie im przez Ziemian czci jako „istotom boskim" dawało im nieograniczone możliwości załatwiania własnych spraw, których część miała bardzo praktyczny charakter.
Kontakty między Ziemianami i Neferu zaczęły się dużo wcześniej przed opisanymi tu wydarzeniami i to z inicjatywy samych Neferu, w trakcie eksploracji przez nich planet układu słonecznego.
W tym obiecującym okresie rozwoju układu słonecznego „strefa życia" obejmowała trzy planety, na których istniało życie: Marsa, ojczyznę Neferu Faetona (Maldek) i Ziemię.
Każdy, kto posiadł pewną wiedzę astronomiczną, natychmiast zauważy trochę inną konfigurację ówczesnego układu planet. Po pierwsze, wszystkie trzy zamieszkałe planety znajdowały się bliżej Słońca, przez co ich klimaty były znacznie cieplejsze. Ale to nie wszystko, co różniło „harmonię sfer" w tamtym czasie od tego, co mamy obecnie.
Otóż obok Ziemi nie było Księżyca ani Wenus.
Ogólna konfiguracja układu słonecznego była bardzo optymistyczna: rozwój centralnych planet, Marsa i Faetona, posuwał się żywo do przodu. Ziemia odstawała trochę od tej pary, ale i z nią były wzajemne oddziaływania, choć w mniejszym zakresie.
Na długo przed opisywanymi tu wydarzeniami cywilizacje na Marsie, a później na Faetonie, odkryły na swoich planetach artefakty, które wskazywały na istnienie życia w galaktyce. Badania tych artefaktów - wszelkiego rodzaju obiektów o charakterze technicznym, podobnych do tych, które są obecnie porozrzucane po całej
Jakucji w północno-wschodniej Syberii - znacząco przyspieszyły rozwój tych cywilizacji.
Po pewnym czasie osiągnęły one niezwykły poziom. Bez przesady można powiedzieć, że większość dzisiejszych mieszkańców Ziemi, ujrzawszy geniusz, techniczne osiągnięcia i parapsychiczne zdolności Neferu tamtych czasów, zaczęłaby ich wielbić i oddawać im religijną cześć.
Poziom rozwoju Neferu był tak wysoki, że nasza obecna wiedza nie byfaby w stanie go zaakceptować, mimo iż zdołaliśmy już przyswoić sobie dużo zadziwiających rzeczy. Najbardziej fantastycznym fizycznym dowodem naukowego i technicznego geniuszu Neferu jest gigantyczny podziemny system obrony przed meteorytami i asteroidami zbudowany na terenie dzisiejszej zachodniej Syberii.1
Ten zbudowany tysiące lat temu kompleks (o czym mówią podania Jakutów) wciąż funkcjonuje w sposób automatyczny. To właśnie on zniszczył w roku 1908 meteoryt tunguski, w roku 1947 meteoryt Sichote-Aliń2, w roku 1984 bolid Chulym3, a nocą 24 września 2002 roku meteoryt Witim.
System obrony przed asteroidami był rezultatem badań historii układu słonecznego prowadzonych przez Neferu. Nasz planetarny żyroskop cyklicznie przechodzi na swojej drodze przez galaktykę przez strumień meteorów - raz na 33 miliony lat, kiedy przecina płaszczyznę galaktyki. Nawiasem mówiąc, 65 milionów lat temu ten strumień spowodował wyginięcie na Ziemi dinozaurów. Ten zabójczy deszcz nieraz niszczył ziemskie formy życia, które były zdolne do rozwinięcia inteligencji.
Już sama myśl o tym, jakie wyżyny mogła osiągnąć cywilizacja w układzie słonecznym pod przewodnictwem Neferu,jest fascynująca.
Ziemia w tym odległym „Pierwszym Czasie" była czymś w rodzaju stowarzyszonego członka cywilizacji Neferu, przy czym jakiekolwiek porównania między poziomami rozwoju Neferu i Ziemian są nie na miejscu. Ten brak równowagi odegrał w konsekwencji ważną rolę w losach Ziemi i układu słonecznego, niemniej Ziemia nie była pozostawiona sama sobie.
Przygotowanie Ziemian do głębszych kontaktów z Neferu zaczęło się od wyłonienia elity zdolnej do przyswojenia wiedzy Neferu i przekazania jej ludziom. W tym celu przedstawiciele Neferu weszli w bezpośrednie kontakty z przywódcami plemiennych sojuszy żyjących w tych częściach globu, które szczególnie ich interesowały.
Uderzającym przykładem na to może być Hyperborea, ogromna wyspa istniejąca niegdyś na północnym krańcu Ziemi, oraz sąsiednie ogromne terytoria północnej części euroazjatyckiego płaskowyżu. W tamtych odległych czasach klimat północnej części naszej planety był znacznie cieplejszy niż teraz.
Nawiązując bezpośrednie kontakty z przywódcami Hy-perborei, Neferu wspierali ich w ich zatargach z innymi plemiennymi sojuszami. W ten sposób powstało pierwsze państwo. Utworzenie państwa i rozwój Hyperborei rozpoczęły się w momencie, gdy Neferu zaczęli wydobywać rudę uranu w swojej kolonii na Hyperborei, o której wspominają mezopotamskie przekazy jako o „Ziemi Kopalń" mieszczącej się tam, gdzie obecnie leży Półwysep Kolski.
Następnym etapem było utworzenie ogómoplanetarnego systemu łączności, co miało rozszerzyć możliwości Neferu stymulacji rozwoju umysłów Ziemian. Aby zrealizować to skomplikowane zadanie, pewnej grupie Ziemian przekazano „instrukcje" mówiące, jak wznieść budowle, w których byliby oni zdolni słyszeć „głos boga" (Neferu) i komunikować się z nim.
Poprzez wizyty w „domu boga" (piramidzie) w dniach wyznaczonych przez „bogów", ci wybrańcy otrzymywali wiedzę „boskiego pochodzenia". Wykorzystując tę wiedzę, mogli poprawiać stan swojego zdrowia, nabywać wyjątkowych zdolności, „wsłuchiwać się w wszechświat" i widzieć miejsca położone w innych punktach Ziemi i poza nią. Krótko mówiąc, kapłani zrozumieli, że „bogowie" wybrali ich do wykonania wielkiej misji i że każdy krok, każde osiągnięcie zbliży ich do „bogów" i do „nadnaturalnych" umiejętności, jakie oni posiadali. Przed ludźmi otworzyły się niezwykłe możliwości. No i z zapałem przystąpili do pracy.
Ludzie zaczęli wznosić piramidy w różnych częściach świata według planów i instrukcji „bogów". Dzięki temu bezprecedensowemu wysiłkowi Ziemian powstał kompleks, który objął całą Ziemię spiralnym ciągiem z południa na północ.
W skład tego kompleksu wchodziły piramidy, stele, dolmeny, wzgórza i szczyty górskie, którym nadano kształt piramidy. Wszystkie jego elementy wzniesiono w specjalnie wybranych miejscach połączonych z energetycznie aktywnymi geologicznymi uskokami, które w egipskich przekazach religijnych były znane jako „Święte Wzgórza Pierwszego Czasu". Ogółem wybrano ich 64. Odległość pomiędzy piramidami należącymi do kompleksu wynosiła 5000 kilometrów. Dolmeny, które (podobnie jak komory piramid) działały jako rezonatory wzmacniające przepływ określonych energii, były umieszczane bezpośrednio na tych uskokach z wejściem skierowanym ku odległemu obiektowi należącemu do kompleksu, tworząc w ten sposób obwód przenoszący energię. Z kolei piramidy były budowane w ścisłej orientacji ich boków w linii północ-południe...
0 autorze
Dr Walery Michajfowicz Uwarow jest szefem Departamentu Badań UFO, Paleonauk i Paleotechnologii Państwowej Akademii Bezpieczeństwa Rosji. Od prawie 20 lat prowadzi badania w zakresie ufologii
1 spuścizny po starożytnych cywilizacjach. Jest autorem licznych prac z zakresu paleotechnologii i paleonauki oraz ufologii i ezoteryki publikowanych w rosyjskiej i zagranicznej prasie. Inicjował i uczestniczył w wielu ekspedycjach do Indii, Egiptu i Syberii w poszukiwaniu materialnych dowodów potwierdzających wiedzę starożytnych. Uczestniczy w międzynarodowych konferencjach ufologicznych i wygłasza odczyty w Rosji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Skandynawii. Niniejszy artykuł jest zredagowanym fragmentem jego mającej się wkrótce ukazać drukiem książki The Pymmids (Piramidy), która jest obecnie dostępna w formacie PDF do pobrania za oplata ze strony Ne-xusa zamieszczonej pod adresem www.nexusmagazine.com. Skontaktować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej pisząc na adres nsa@homeuser.ru lub departament13@mail.ru.
Przełożył Jerzy Florczykowski
Przypisy:
1. Obszerny artykuł Walerego Uwarowa na ten temat zatytułowany „Tajemnice syberyjskiej «Doliny Smierci»" ukazał się po raz pierwszy w języku angielskim w numerach l, 2 i 3 Nexusa z 2005 roku, a następnie został przetłumaczony na język polski i opublikowany w tym samym roku w kwartalniku UFO w numerach 61 i 62. - Przyp. red.
2. Meteoryt Sichote-Aliń spadł 12 lutego 1947 roku w Związku Radzieckim w miejscu o współrzędnych geograficznych 46°09'36"N, 134°39'12"E. Przed południem widziano nad górami Sichote-Aliń jasny bolid pędzący z północy na południe, który ciągnął za sobą ognisty ogon i sypał iskrami. Zostawiał za sobą ślad w postaci szerokiego pasa kłębiącego się dymu. Zjawisko to obserwował i uwiecznił na obrazie malarz P.J. Miedwiediew. Przed zniknięciem bolid rozpadł się na części. Potem rozległy się potężne detonacje przypominające ogień z ciężkich dział, a następnie trzaski przywodzące na myśl odgłos wydawany przez karabiny maszynowe. Po trzech dniach zauważono z samolotu w tajdze wyraźnie widoczne na tle śniegu rude doły. Po dwóch tygodniach w to miejsce dotarła ekspedycja geologów, którzy naliczyli około 30 dołów o średnicy od l do 28 m. Na zboczach dołów wśród rozbitych skał leżały odłamki żelaznego meteorytu. Masę tego meteorytu oceniono na 100 ton - Przyp. tłum.
3. Bolid Chulym spadł w roku 1984 wzdłuż dokładnie takiej samej trajektorii co meteoryt tunguski. - Przyp. tłum.
