Strona 1 z 1

Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: sob mar 14, 2009 3:45 pm
autor: Lazy
Istnieje szereg przesłanek wskazujących na to,że nasza planeta ma ukrytego odpowiednika przesłoniętego przez Słońce i że starożytne cywilizacje zostały zasiane przez zaawansowane Istoty pozaziemskie znane Egipcjanom jako Neferu.

Okres, w którym zbudowano piramidy, sięga prehistorycznego antyku. U pod­staw całego starożytnego państwa egipskiego i jego systemu religii leżały poglądy i wiedza przejęte od jeszcze starszej i bardziej rozwiniętej cywilizacji. Jej ślady, widoczne na wszystkich etapach historii starożytnego Egiptu, prowadzą do miejsca, w którym znajdujemy pierwsze wzmianki o piramidzie, a następnie do czasów legendarnej Atlantydy, którą pochłonęła później gigantyczna powódź.

Cofnijmy się w czasie o 15000 lat do okresu, który w tekstach pochodzących ze starożytnego Egiptu nazywany jest „Pierwszym Czasem" (Zep Tępi) lub erą Neferu („kiedy Neferu żyli na Ziemi i rozmawiali z ludźmi").

Słowo Neferu (Netheru), tłumaczone jako „bogowie", posiada złożoną we­wnętrzną strukturę. Znajdowane w tekstach opisy wskazują, że były to istoty ludz­kie o boskich zdolnościach. To właśnie te istoty przekazały ludziom wiedzę mate­matyczną, architektoniczną, astronomiczną i medyczną, a także o budowie układu słonecznego, cyklicznych procesach i prawach leżących u podstaw wszechświata. Wszystko, co uczyniło Egipt wielkim, pochodzi od Neferu.

Znaczenie otrzymanej od Neferu wiedzy, która miała wpływ na wszystkie sfery życia, było tak wielkie, że wszystkie następne cywilizacje i pokolenia uznawały kontynuację władzy i zasadność istnienia czegoś tylko wtedy, gdy było to usankcjo­nowane, wyjaśnione lub związane z „Pierwszym Czasem" - erą Neferu.

Przenieśmy się teraz na wschód do kraju Sumerów (obecnie ten rejon należy do Iraku i Syrii). Ta zmiana miejsca nie jest przypadkowa, albowiem tam ludzie również wznosili budowle w formie piramid - schodkowe zigguraty. Zachowane do dziś teksty pisane i legendy starożytnych Sumerów również wspominają o wyso­ko rozwiniętej cywilizacji, która „zstąpiła z niebios na Ziemię" i ściśle współpraco­wała z elitą Sumeru. Wzajemne relacje między „bogami" i ludźmi były tak bliskie, że wiele starożytnych tekstów mówi otwarcie, iż „bogowie" współżyli z „ziemskimi pannami". Z tych związków rodziły się dzieci o niezwykłych zdolnościach, opisy­wane w legendach jako „półbogowie", którzy stali się władcami kraju Sumerów.

Niezliczone są naukowe osiągnięcia i techniczne innowacje Sumerów, którzy szczególną uwagę poświęcali studiowaniu nieba i ciał niebieskich, jak również Nefilim, bogom, którzy „zstąpili z niebios na Ziemię". Zecharia Sitchin, czołowy znawca i tłumacz sumeryjskich tekstów, podkreślając nieścisłości w interpretacji starożytnych tekstów, napisał w książce Schody do nieba (The Stairway to Heaven}\

Spiesznie oświadczamy, że ani Akadyjczycy, ani Sumerowie nie nazywali tych istot z nieba „bogami". Dopiero znacznie później, w czasach pogańskich, do myśli i języka starożytnych ludzi wdarła się koncepcja nadrzędnych istot lub bogów.

Akadyjczycy zwali tych z nieba „Ilu" („Ci Wielcy"). Kananejczycy i Fenicjanie zwali ich „Baal" („Panowie" lub „Wędrujący poza chmurami").

Wydaje się, że Neferu starożytnych Egipcjan i Nefilim Sumerów to przybysze z innej planety. Czy jest to możliwe? Trudno w to uwierzyć, a jeszcze trudniej roz­ważyć logiczne tego konsekwencje. W końcu w szkole i na studiach nasi wykładow­cy podawali i wciąż podają całkowicie inną wersję historii. Jeśli jednak tak było, to skąd ci Neferu lub Baal przybyli? Czy egipskie przekazy zawierają jakąś wzmian­kę, jakąś wskazówkę, która rzucałaby na tę sprawę światło? Otóż jest coś takiego!

Rewelacje z egipskiej Księgi Ziemi

Wróćmy do Egiptu do Doliny Królów i odwiedźmy grobowiec Ramzesa VI, faraona XX dynastii z okresu Nowego Państwa. Wejdźmy do środka na górny poziom J i udajmy się ku centralnej części ściany po prawej stronie (patrz ilustracja nr 1).
[ external image ]
Fragment Księgi Ziemi i grobowca Ramzesa VI w Dolinie Kró­lów (część A, scena 7).
Ten wizerunek zawiera kilka warstw informacji, ale na razie skupmy się na głównym temacie.

Postać w środku powyższej sceny jest pokryta żółtą farbą. Z jej fallusa na głowę małej ludzkiej postaci kapie nasienie. Jakie skojarzenia budzi to w nas? Egiptolodzy również się nad tym zastanawiali i wytłumaczyli to następująco: postać w środku to Słońce i stąd złoty kolor jej ciała, zaś fallus i na­sienie to symboliczny dar życia!

Proszę jednak przyjrzeć się jeszcze raz. Przez środek głów­nej postaci przebiega krzywa. To orbita. Przechodzi przez trzecią czakrę (splot słoneczny), co bezpośrednio wskazuje położe­nie orbity. Na orbicie są pokazane dwie planety: jedna z przodu postaci i druga z tyłu. Ta kompozycja mówi jasno, że na ziemskiej orbicie (trze­ciej od Słońca) poruszają się dwie planety: Ziemia i jakieś inne ciało. Słońce patrzy na Ziemię, której roz­miary (masa) są mniejsze od rozmiarów planety usytuowanej za nim. Ta druga planeta znajduje się dokładnie po przeciw­nej stronie Słońca, za nim, przez co nie możemy jej widzieć!

Najwyraźniej Egipcjanie starali się przekazać w ten spo­sób informację uzyskaną od Neferu. Przetrwała ona nie tylko na ścianach grobowca w Dolinie Królów, ale również w kosmologii Filolaosa pitagorejczyka (ok. 480-405 p.n.e.), który także twierdził, że za Słońcem (które zwał Hestią, centralnym paleniskiem) znajduje się ciało podobne do na­szej planety - Przeciw-Ziemia lub Anty-Ziemia.

Dziwne obserwacje astronomów

Wczesnym rankiem 25 stycznia 1662 roku Gian Domenico Cassini, dyrektor Paryskiego Obserwatorium, odkrył w po­bliżu Wenus nieznane ciało w kształcie półkola, które rzuca­ło cień, co było bezpośrednim dowodem, że była to planeta a nie gwiazda. Wenus również miała w tym momencie kształt półkola i w pierwszym momencie Cassini pomyślał, że odkrył jej satelitę. Ciało było bardzo duże. Cassini oszacował jego średnicę na jedną czwartą średnicy Wenus. Następny jego zapis dotyczący obserwacji tej planety pochodzi z roku 1672. Czternaście lat później, 18 sierpnia 1686 roku, znowu zoba­czył to samo ciało i odnotował to w swoim dzienniku.

23 października 1740 roku tajemniczą planetę zauważył James Short, członek Królewskiego Towarzystwa (Nauko-

wego) i astronom amator. Po wycelowaniu teleskopu na We­nus dostrzegł bardzo blisko niej „gwiazdkę". Celując w nią innym teleskopem, o powiększeniu 50-60 razy, wyposażo­nym w mikrometr, określił, że jej odległość od Wenus wynosi 10,2 stopnia. Widział Wenus wyjątkowo wyraźnie. Powietrze było bardzo przejrzyste i Short przyjrzał się tej „gwiazdce" w 240-krotnym powiększeniu, i ku swemu zdziwieniu odkrył, że znajduje się ona w tej samie fazie co Wenus, co oznacza­ło, że Wenus i ta tajemnicza planeta były oświetlone przez nasze Słońce - planeta miała ten sam rodzaj półkolistego cienia, jaki było widać na dysku Wenus. Pozorna średnica tej planety wynosiła w przybliżeniu jedną trzecią średnicy Wenus. Jej światło nie było tak jasne i wyraźne, ale miała wyjątkowo ostre, wyraziste krawędzie, co było efektem tego, że znajdowała się znacznie dalej od Słońca niż Wenus. Linia przechodząca przez środek Wenus i tej planety tworzyła kąt od 18 do 20 stopni w stosunku do równika Wenus. Short ob­serwował tę planetę przez około godzinę do około 8.15 rano, kiedy została przyćmiona przez światło słoneczne.

Następnej obserwacji dokonał 20 maja 1759 roku astro­nom Andreas Mayer w Greifswaldzie w Niemczech.

Wyjątkowa „usterka" w działaniu słonecznego „dynama", która trwała od końca XVII do połowy XVIII wieku (której objawy znajdujemy w minimum Maundera, w czasie którego przez 50 lat na Słońcu nie było prawie żadnych plam), najwy­raźniej spowodowała niestabilność orbity Przeciw-Ziemi.

W roku 1761 Przeciw-Ziemię obserwowano najczęściej. Przez kilka kolejnych dni (10-12 lutego) o obserwacjach tej planety (sądzono, że to był satelita Wenus) donosił Joseph-Louis La-grange, słynny francuski matema­tyk z Marsylii. Jacąues Montaigne z Limoges we Francji obserwował tę planetę 3,4,7 i 11 marca. Również Monbarreaux z Auxerre we Francji widział 15, 28 i 29 marca w swoim teleskopie ciało niebieskie, które

wziął za „satelitę Wenus". W czerwcu, lipcu i sierpniu ośmiu obserwacji tego ciała dokonał Redner z Kopenhagi w Danii. W roku 1764 tajemniczą planetę zauważył Roedkier. Chri-stian Horrebow z Kopenhagi widział ją 3 stycznia 1768 roku. Ostatniej jej obserwacji dokonał 13 sierpnia 1892 roku amery­kański astronom Edward Emerson Barnard, który dostrzegł w pobliżu Wenus (gdzie nie było gwiazd, z którymi można byłoby powiązać tę obserwację) nieznany obiekt siódmej wiel­kości gwiazdowej, który wycofał się następnie za Słońce.

Różne szacunki rozmiarów tego ciała podają wielkości od jednej czwartej do jednej trzeciej średnicy Wenus.

Skonsternowani czytelnicy mogą zaprotestować, powołu­jąc się na osiągnięcia współczesnej astronomii i dane prze­kazywane przez wysyłane do najdalszych krańców naszego układu słonecznego sondy.

Bardzo ważną sprawą, o której niespecj aliści zwykle nie wiedzą, jest to, że sondy lecące przez przestrzeń kosmiczną nie „rozglądają się na boki". W celu utrzymania i korek­ty ich kursu „elektroniczne oczy" pojazdów kosmicznych są skierowane na określone ciała niebieskie wykorzystywa­ne jako punkty odniesienia, takie jak jasna gwiazda Kano-pus w gwiazdozbiorze Kila.

Odległość od Ziemi do Przeciw-Ziemi jest tak duża, że bio­rąc pod uwagę wielkość samego Słońca i wywoływane przez nie efekty, nawet stosunkowo duże ciało niebieskie może pozostawać nie zauważone.Zsłonięte przez Słońce może pozistawać niewidzialne z Ziemi przez długie okresy czasu.

Aby zoriento­wać się, o co chodzi, proszę spojrzeć na ilustrację nr 2.
[ external image ]
Średnia odległość Ziemi od Słońca wynosi 149 600 000 km i jest w przybliżeniu taka sama jak Przeciw-Ziemi, ponie­waż krąży ona po takiej samej orbicie co Ziemia po drugiej stronie Słońca. Średnica Słońca wynosi 1390 600 km, co od­powiada 109 średnicom Ziemi (średnica równikowa Ziemi wynosi 12756 km). Jeśli dodamy razem odległość z Ziemi do Słońca, od Słońca do Przeciw-Ziemi i średnicę Słońca, to otrzymamy odległość z Ziemi do Przeciw-Ziemi wyno­szącą 300590600 kilometrów, czyli 23565 średnic Ziemi (światło z Przeciw-Ziemi na Ziemię leci 1002 sekundy, czyli prawie 17 minut).

Wyobraźmy sobie teraz cały ten obraz w miniaturze, w której średnica Ziemi i Przeciw-Ziemi wyniesie l metr (czyli w skali 1:12756000), i zobaczmy, jak Przeciw-Ziemia będzie wyglądała na zdjęciu wykonanym z tej zminiatury­zowanej Ziemi. Jeśli pierwszą kulę (Ziemię) umieścimy tuż przy obiektywie aparatu, to zgod­nie z naszym modelem Przeciw-Ziemię będziemy musieli usytu­ować w odległości 23565 metrów od aparatu (Ziemi).

Oglądana z takiej odległości druga kula (Przeciw-Ziemia) bę­dzie tak mała, że prawie niezauwa­żalna. Bez względu na parametry aparatu fotograficznego i rozmia­ry klatki filmu niemożliwe będzie

dojrzenie jej na zdjęciu, zwłaszcza że w połowie odległości między Ziemią i nią znajduje się imitujące Słońce potężne źródło światła o średnicy 109 metrów! Tak więc, biorąc pod uwagę odległość, względne wymiary, jasność Słońca oraz to, że uwaga nauki jest skierowana gdzie indziej, nie należy się dziwić, że Przeciw-Ziemia wciąż pozostaje nie zauważona.

Niewidoczny obszar zasłonięty przez Słońce, biorąc do­datkowo pod uwagę jego koronę, jest równy dziesięciu orbi­tom Księżyca lub sześciuset średnicom Ziemi. Jest więc tam więcej niż potrzeba przestrzeni, w której może ukrywać się tajemnicza planeta. Nawet amerykańscy astronauci lecący na Księżyc nie mogli jej zobaczyć. Aby było to możliwe, mu­sieliby polecieć od 10 do 15 razy dalej.

Aby się raz na zawsze przekonać, że nie jesteśmy sami w kosmosie i że inne inteligentne życie znajduje się bardzo blisko, ale nie tam, gdzie szukają go astronomowie, musimy sfotografować odpowiedni odcinek ziemski ej orbity. Kosmicz­ny teleskop SOHO, który stale fotografuje Słońce, znajduje się blisko Ziemi i z wiadomego nam już powodu nie może zobaczyć planety położonej za Słońcem, chyba że ta planeta

znowu zmieni swoją pozycję, tak jak w XVII i XVIII wieku w czasie potężnych burz magnetycznych na Słońcu.

Sytuacja może ulec wyjaśnieniu za sprawą zdjęć wykona­nych przez sondy znajdujące się na orbicie Marsa, ale żeby to było możliwe, należy odpowiednio dobrać kąt widzenia i powiększenie, w przeciwnym bowiem razie to odkrycie znowu się odwlecze.

Tajemnica Przeciw-Ziemi jest skrywana przed nami nie tylko przez bezmiar kosmicznej przestrzeni, ślepotę i obo­jętność nauki na to, co mówią nam historyczne przekazy, ale i przez jakąś niewidzialną rękę.

To sugeruje, że do zniknięcia radzieckiej sondy kosmicz­nej Fobos l doszło najprawdopodobniej dlatego, że stała się ona „niewygodnym świadkiem". Sondę wystrzelono 7 lipca 1988 roku z kosmodromu Bajkonur. Po wejściu na zaplano­waną orbitę zaczęła zgodnie z przewidzianym programem fotografować Słońce.

Przesłała na Ziemię 140 zdjęć rentgenowskich Słońca i gdyby kontynuowała fotografowanie, zrobiłaby również zdjęcie, które umożliwiłoby to hi­storyczne odkrycie. Jednak nie do­szło do tego i w roku 1988 agencje prasowe na całym świecie doniosły, że utracono kontakt z Fobosem 1.

Los wystrzelonego 12 lipca 1988 roku Fobosa 2 był podobny, aczkol­wiek udało mu się dotrzeć w po­bliże Marsa - przypuszczalnie dla­tego, że nie fotografował Słońca. Kiedy jednak 28 marca 1989 roku

ta sonda dotarła do księżyca Marsa Fobosa, utraciła kon­takt z Ziemią. Ostatnie zdjęcie, jakie przesłała na Ziemię, przedstawiało ogromny, cygarowaty obiekt, który przypusz­czalnie odchylił jej kurs.

Jesteśmy jeszcze bardzo daleko od poznania wszystkich „dziwnych rzeczy", do jakich dochodzi w naszym układzie słonecznym, o których oficjalna nauka woli milczeć. Proszę osądzić to samemu. Oto, co powiedział astrofizyk dr Kirył Batusow:

Na obecność planety za Słońcem wskazują i racjonalność zachowania pewnych związanych z nie sił tłumaczą niezwy­kle komety, o których zgromadzono już stosunkowo dużo da­nych, le komety chowają się czasami za Słońce i nie wylatują zza niego, tak jakby były statkami kosmicznymi.

Albo jeszcze inny interesujący przykład - kometa Arenda-Rolanda, którą odkryto na częstotliwościach radiowych. Jej promieniowanie odkryli radioastronomowie. Kiedy kometa wyłoniła się zza Słońca, w jej ogonie znajdował się nadajnik pracujący na falach o długości około 30 metrów. Następnie nadajnik w ogonie zaczął pracować w zakresie fal o długości pół metra, po czym oddzielił się od komety i wrócił na pozy­cję położone za Słońcem.

Kolejną niezwykłością są komety, które dokonały swego rodzaju lotu inspekcyjnego, przelatując kolejno w pobliżu planet naszego układu słonecznego.


To bardzo ciekawe, ale wróćmy do głównego tematu. Wróćmy do przeszłości.

To częściowo zacienione ciało wyłaniające się zza Słońca to 12 planeta, której brakowało w eleganckim i stabilnym ob­razie budowy układu słonecznego, który przekazali nam staro­żytni. Sumerowie twierdzili, że to właśnie z dwunastej planety układu słonecznego „Bogowie Niebios" zstąpili na Ziemi?.

Należy podkreślić, że położenie tej planety na naszej orbicie, tyle że po drugiej stronie Słońca, sprawia, iż znaj­duje się ona w sprzyjającej życiu sferze, w przeciwieństwie do (wymienianej przez Sitchina) planety Marduk, której okres obiegu wzdłuż orbity wynosi 3600 lat i której orbita wychodzi daleko poza „pas życia" i granice układu słonecz­nego, sprawiając, że życie na niej jest niemożliwe.

Przy takim założeniu wszystko zaczyna do siebie pasować i pierwszy wniosek z tego, co zosta­ło powiedziane, który powinniśmy umieścić w naczelnym miejscu, winien głosić, że „źródło" wiedzy starożytnych wydaje się być poza­ziemskiego pochodzenia!

To z kolei zmusza nas do rady­kalnej rewizji poglądów na ocalałe dzieła starożytnych, jako że prawdo­podobnie zawierają one bezcenne

informacje na temat otaczającego nas świata, ludzkości, praw­dziwej historii Ziemi i naszych zadziwiających przodków.

Zapomniane dzieje

Teraz, kiedy już mamy podstawowe pojęcie o „źródle" wiedzy, możemy przejść do następnego etapu: rozważenia powodów zbudowania piramid.

W celu zrozumienia zainteresowań starożytnych i roli, jaką w ich realizacji odgrywały piramidy, będziemy musie­li zrobić coś, czego nikt przedtem nie robił: sformułować podstawową koncepcję w sprawie losu naszej cywilizacji. Nie będzie to łatwe, ale też i nie należy szukać łatwych dróg wiodących ku prawdzie...

Jeśli zdecydujemy się słuchać krzykliwej i głoszącej sprzeczne opinie zgrai konwencjonalnych historyków, nasze szansę odkrycia prawdy w tym życiu będą równe zeru. Od­wołajmy się do naszych własnych umysłów i logiki, a otwo­rzy się przed nami pewna szansa poznania prawdy. W tym celu wróćmy do początku tej historii, która, jak się już prze­konaliśmy, ma wyraźnie pozaziemskie pochodzenie. Z tego też względu nie powinniśmy zastanawiać się nad tym, co wy­darzyło się na Ziemi, w izolacji od tego, co zaszło w całym układzie słonecznym. Wszystko to się ze sobą wiąże.

Przesuńmy astronomiczny zegar o 15 000 lat wstecz.

Mimo iż wzajemne interakcje między Ziemianami i Neferu miary już wówczas znaczną historię, kontakt ten nigdy nie był otwarty i był jeszcze mniej uniwersalny w swoim charak­terze. Dla większości mieszkańców Ziemi, która wiedziała o istnieniu Neferu, pozostawali oni tajemniczy i byli otocze­ni aurą półbogów. Taka sytuacja odpowiadała im, ponieważ

oddawanie im przez Ziemian czci jako „istotom boskim" dawało im nieograniczone możliwości załatwiania własnych spraw, których część miała bardzo praktyczny charakter.

Kontakty między Ziemianami i Neferu zaczęły się dużo wcześniej przed opisanymi tu wydarzeniami i to z inicjaty­wy samych Neferu, w trakcie eksploracji przez nich planet układu słonecznego.

W tym obiecującym okresie rozwoju układu słonecznego „strefa życia" obejmowała trzy planety, na których istniało życie: Marsa, ojczyznę Neferu Faetona (Maldek) i Ziemię.

Każdy, kto posiadł pewną wiedzę astronomiczną, natych­miast zauważy trochę inną konfigurację ówczesnego układu planet. Po pierwsze, wszystkie trzy zamieszkałe planety znaj­dowały się bliżej Słońca, przez co ich klimaty były znacznie cieplejsze. Ale to nie wszystko, co różniło „harmonię sfer" w tamtym czasie od tego, co mamy obecnie.

Otóż obok Ziemi nie było Księżyca ani Wenus.

Ogólna konfiguracja układu słonecznego była bardzo optymistyczna: rozwój centralnych planet, Marsa i Faeto­na, posuwał się żywo do przodu. Ziemia odstawała trochę od tej pary, ale i z nią były wzajemne oddziaływania, choć w mniejszym zakresie.

Na długo przed opisywany­mi tu wydarzeniami cywilizacje na Marsie, a później na Faetonie, odkryły na swoich planetach arte­fakty, które wskazywały na istnie­nie życia w galaktyce. Badania tych artefaktów - wszelkiego rodzaju obiektów o charakterze technicz­nym, podobnych do tych, które są obecnie porozrzucane po całej

Jakucji w północno-wschodniej Syberii - znacząco przyspie­szyły rozwój tych cywilizacji.

Po pewnym czasie osiągnęły one niezwykły poziom. Bez przesady można powiedzieć, że większość dzisiejszych mieszkańców Ziemi, ujrzawszy geniusz, techniczne osią­gnięcia i parapsychiczne zdolności Neferu tamtych czasów, zaczęłaby ich wielbić i oddawać im religijną cześć.

Poziom rozwoju Neferu był tak wysoki, że nasza obec­na wiedza nie byfaby w stanie go zaakceptować, mimo iż zdołaliśmy już przyswoić sobie dużo zadziwiających rzeczy. Najbardziej fantastycznym fizycznym dowodem naukowego i technicznego geniuszu Neferu jest gigantyczny podziemny system obrony przed meteorytami i asteroidami zbudowany na terenie dzisiejszej zachodniej Syberii.1

Ten zbudowany tysiące lat temu kompleks (o czym mó­wią podania Jakutów) wciąż funkcjonuje w sposób automa­tyczny. To właśnie on zniszczył w roku 1908 meteoryt tunguski, w roku 1947 meteoryt Sichote-Aliń2, w roku 1984 bolid Chulym3, a nocą 24 września 2002 roku meteoryt Witim.

System obrony przed asteroidami był rezultatem badań historii układu słonecznego prowadzonych przez Neferu. Nasz planetarny żyroskop cyklicznie przechodzi na swo­jej drodze przez galaktykę przez strumień meteorów - raz na 33 miliony lat, kiedy przecina płaszczyznę galaktyki. Nawiasem mówiąc, 65 milionów lat temu ten strumień spo­wodował wyginięcie na Ziemi dinozaurów. Ten zabójczy deszcz nieraz niszczył ziemskie formy życia, które były zdol­ne do rozwinięcia inteligencji.

Już sama myśl o tym, jakie wyżyny mogła osiągnąć cywili­zacja w układzie słonecznym pod przewodnictwem Neferu,jest fascynująca.

Ziemia w tym odległym „Pierwszym Cza­sie" była czymś w rodzaju stowarzyszonego członka cywi­lizacji Neferu, przy czym jakiekolwiek porównania między poziomami rozwoju Neferu i Ziemian są nie na miejscu. Ten brak równowagi odegrał w konsekwencji ważną rolę w losach Ziemi i układu słonecznego, niemniej Ziemia nie była pozostawiona sama sobie.

Przygotowanie Ziemian do głębszych kontaktów z Nefe­ru zaczęło się od wyłonienia elity zdolnej do przyswojenia wiedzy Neferu i przekazania jej ludziom. W tym celu przed­stawiciele Neferu weszli w bezpośrednie kontakty z przy­wódcami plemiennych sojuszy żyjących w tych częściach globu, które szczególnie ich interesowały.

Uderzającym przykładem na to może być Hyperborea, ogromna wyspa istniejąca niegdyś na północnym krańcu Ziemi, oraz sąsiednie ogromne terytoria północnej części euroazjatyc­kiego płaskowyżu. W tamtych odległych czasach klimat północ­nej części naszej planety był znacznie cieplejszy niż teraz.

Nawiązując bezpośrednie kontakty z przywódcami Hy-perborei, Neferu wspierali ich w ich zatargach z innymi ple­miennymi sojuszami. W ten sposób powstało pierwsze pań­stwo. Utworzenie państwa i rozwój Hyperborei rozpoczęły się w momencie, gdy Neferu zaczęli wydobywać rudę uranu w swojej kolonii na Hyperborei, o której wspominają mezopotamskie przekazy jako o „Ziemi Kopalń" mieszczącej się tam, gdzie obecnie leży Półwysep Kolski.

Następnym etapem było utworzenie ogómoplanetarnego systemu łączności, co miało rozszerzyć możliwości Neferu sty­mulacji rozwoju umysłów Ziemian. Aby zrealizować to skom­plikowane zadanie, pewnej grupie Ziemian przekazano „in­strukcje" mówiące, jak wznieść budowle, w których byliby oni zdolni słyszeć „głos boga" (Neferu) i komunikować się z nim.

Poprzez wizyty w „domu boga" (piramidzie) w dniach wyznaczonych przez „bogów", ci wybrańcy otrzymywali wie­dzę „boskiego pochodzenia". Wykorzystując tę wiedzę, mo­gli poprawiać stan swojego zdrowia, nabywać wyjątkowych zdolności, „wsłuchiwać się w wszechświat" i widzieć miejsca położone w innych punktach Ziemi i poza nią. Krótko mó­wiąc, kapłani zrozumieli, że „bogowie" wybrali ich do wyko­nania wielkiej misji i że każdy krok, każde osiągnięcie zbliży ich do „bogów" i do „nadnaturalnych" umiejętności, jakie oni posiadali. Przed ludźmi otworzyły się niezwykłe możli­wości. No i z zapałem przystąpili do pracy.

Ludzie zaczęli wznosić piramidy w różnych częściach świa­ta według planów i instrukcji „bogów". Dzięki temu bezpre­cedensowemu wysiłkowi Ziemian powstał kompleks, który objął całą Ziemię spiralnym ciągiem z południa na północ.

W skład tego kompleksu wchodziły piramidy, stele, do­lmeny, wzgórza i szczyty górskie, którym nadano kształt pi­ramidy. Wszystkie jego elementy wzniesiono w specjalnie wybranych miejscach połączonych z energetycznie aktywny­mi geologicznymi uskokami, które w egipskich przekazach religijnych były znane jako „Święte Wzgórza Pierwszego Czasu". Ogółem wybrano ich 64. Odległość pomiędzy pi­ramidami należącymi do kompleksu wynosiła 5000 kilome­trów. Dolmeny, które (podobnie jak komory piramid) dzia­łały jako rezonatory wzmacniające przepływ określonych energii, były umieszczane bezpośrednio na tych uskokach z wejściem skierowanym ku odległemu obiektowi należące­mu do kompleksu, tworząc w ten sposób obwód przenoszą­cy energię. Z kolei piramidy były budowane w ścisłej orien­tacji ich boków w linii północ-południe...

0 autorze

Dr Walery Michajfowicz Uwarow jest szefem Departamentu Badań UFO, Paleonauk i Paleotechnologii Państwowej Akademii Bezpieczeń­stwa Rosji. Od prawie 20 lat prowadzi badania w zakresie ufologii

1 spuścizny po starożytnych cywilizacjach. Jest autorem licznych prac z zakresu paleotechnologii i paleonauki oraz ufologii i ezoteryki pu­blikowanych w rosyjskiej i zagranicznej prasie. Inicjował i uczestniczył w wielu ekspedycjach do Indii, Egiptu i Syberii w poszukiwaniu mate­rialnych dowodów potwierdzających wiedzę starożytnych. Uczestniczy w międzynarodowych konferencjach ufologicznych i wygłasza odczyty w Rosji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Skandy­nawii. Niniejszy artykuł jest zredagowanym fragmentem jego mającej się wkrótce ukazać drukiem książki The Pymmids (Piramidy), która jest obecnie dostępna w formacie PDF do pobrania za oplata ze strony Ne-xusa zamieszczonej pod adresem www.nexusmagazine.com. Skontak­tować się z nim można za pośrednictwem poczty elektronicznej pisząc na adres nsa@homeuser.ru lub departament13@mail.ru.

Przełożył Jerzy Florczykowski

Przypisy:

1. Obszerny artykuł Walerego Uwarowa na ten temat zatytułowany „Tajemnice syberyjskiej «Doliny Smierci»" ukazał się po raz pierwszy w języku angielskim w numerach l, 2 i 3 Nexusa z 2005 roku, a na­stępnie został przetłumaczony na język polski i opublikowany w tym samym roku w kwartalniku UFO w numerach 61 i 62. - Przyp. red.

2. Meteoryt Sichote-Aliń spadł 12 lutego 1947 roku w Związku Radzieckim w miejscu o współrzędnych geograficznych 46°09'36"N, 134°39'12"E. Przed południem widziano nad górami Sichote-Aliń ja­sny bolid pędzący z północy na południe, który ciągnął za sobą ogni­sty ogon i sypał iskrami. Zostawiał za sobą ślad w postaci szerokiego pasa kłębiącego się dymu. Zjawisko to obserwował i uwiecznił na ob­razie malarz P.J. Miedwiediew. Przed zniknięciem bolid rozpadł się na części. Potem rozległy się potężne detonacje przypominające ogień z ciężkich dział, a następnie trzaski przywodzące na myśl od­głos wydawany przez karabiny maszynowe. Po trzech dniach zauwa­żono z samolotu w tajdze wyraźnie widoczne na tle śniegu rude doły. Po dwóch tygodniach w to miejsce dotarła ekspedycja geologów, któ­rzy naliczyli około 30 dołów o średnicy od l do 28 m. Na zboczach dołów wśród rozbitych skał leżały odłamki żelaznego meteorytu. Masę tego meteorytu oceniono na 100 ton - Przyp. tłum.

3. Bolid Chulym spadł w roku 1984 wzdłuż dokładnie takiej samej trajektorii co meteoryt tunguski. - Przyp. tłum.



:)

Re: Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: sob mar 14, 2009 4:11 pm
autor: Immortal_girl
Skoro oni byli aż tak rozwinięci gdy my dopiero"zaczynaliśmy" to do czego zdolni są teraz..

Fascynujący artykuł, ciekawi mnie tylko historia Fobosa 1, i Fobosa 2, dlaczego urawł sie z nimi kontakt, kto i dlaczego przeszkodził im w dalszym "zwiedzaniu" wszechświata..

Według mnie planeta istnieje na pewno. Tylko kiedy ją w końcu odkryjemy oficjalnie?

Re: Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: ndz maja 17, 2009 2:42 am
autor: Ardai
Fajna bajka, ale bajka. Gdyby w punkcie L3 (czy gdziekolwiek "za Słońcem", L3 nie jest stabilny i nie potrzeba tu jakichkolwiek magnetycznych burz) znajdowała się jakakolwiek planeta, sondy wysłane na Wenus, Merkurego czy Marsa nigdy nie doleciałyby na miejsce z powodu dodatkowej siły grawitacji, której nie brano by pod uwagę w obliczeniach (pomijając już fakt, że nie zgadzałyby by się obliczenia orbit tych planet). Fobos 1 i 2 nie były w żadnym razie jedynymi sondami, które mogłyby zobaczyć, co znajduje się w punkcie L3 (Fobos 2 na pewno by go nie zobaczył w okolicach awarii, a przyczyna awarii Fobosa 1 jest doskonale znana - wgrano mu błędny zestaw instrukcji). Może to zrobić każda sonda, którą wysłaliśmy "ze zewnątrz" orbity Ziemi i takie, który wysłaliśmy poza jej płaszczyznę (np. Ulysses - http://upload.wikimedia.org/wikipedia/comm...ses_2_orbit.jpg ). Pomijając rozważania, które by mogły, na pewno zrobiły to kilka lat temu sondy STEREO i nic ciekawego tam nie ma.



Komety, które nie pojawiają się już po tym, jak znikną za Słońcem są przez nie po prostu niszczone. Zwykle się to zdarza z tzw. sungrazing comets (piękne słówko), po prostu przelatują za blisko (każda kometa z grupy Kreutza tak kończy, a to najliczniejsza grupa obserwowana przez SOHO). Nie zawsze się to zdarza na "oczach SOHO" (czy innego obserwatorium).

http://en.wikipedia.org/wiki/Sungrazing_comet

http://www.youtube.com/watch?v=59_E0hZi3aY



Kometa Arenda-Rolanda może się poszczycić mianem pierwszej, której radioastronomiczne obserwacje zostały poczynione, nie przyniosły one jednak żadnym rezultatów, tym bardziej ciekawych.

http://www.aanda.org/articles/aa/pdf/2002/31/aah3432.pdf



Bolidy rozpadają się na części i bez pomocy planetarnych systemów obronnych. Przez żaden strumień meteorów nie przemykamy, kiedy Ziemia przechodzi przez płaszczyznę galaktyki, tym bardziej taki, który powodowałby masowe wyginięcia (w zasadzie tylko jedno z nich powiązane jest z asteroidą).

http://curious.astro.cornell.edu/question.php?number=402



Dramatyczne porównania ukazujące małą wielkość planety są wewnętrznie sprzeczne z przytaczanymi przypadkami obserwacji dokonanymi w czasach, kiedy technologicznym szczytem był teleskop niewiele lepszy o tych, które dziś można kupić w supermarketach.

O ile obserwacje rzeczywiście miały miejsce, to szczegóły wydają się zmyślone.

http://en.wikipedia.org/wiki/Neith_(moon)

http://www.solarviews.com/eng/hypothet.htm#neith

Z drugiej strony, jeśli nie są, to po prostu kolejny argument za bajkowością tej bajki - planeta poruszająca się po ziemskiej orbicie będąca na linii wzroku blisko Wenus, nie mogłaby być w tej samej fazie, wystarczy narysować sobie sytuację na kartce.

Re: Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: ndz maja 17, 2009 7:58 am
autor: Erhion
Fajny artykuł nie ma co. Z dwojga złego jestem bardziej skłonny uwierzyć w to, że na tej drugiej Ziemi żyje lepiej rozwinięta cywilizacja niż gdzieś dalej.



Kto wie kto wie.



Ardai - nie zawsze słuchanie oficjalnych przyczyn jest dobre.

Re: Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: ndz maja 17, 2009 9:26 am
autor: M4K
Jak ta cywilizacja jest taka rozwinięta? To gdzie jest? Boją się słabych "człowieczków".

Re: Ukryty bliźniak Ziemi i narodziny cywilizacji

: ndz maja 17, 2009 11:03 am
autor: matino3
[quote name='M4K' post='53500' date='nie, 17 maj 2009 - 13:26']Jak ta cywilizacja jest taka rozwinięta? To gdzie jest? Boją się słabych "człowieczków".[/quote]



Albo cały czas są w ukryciu, obserwują nas i czekają na odpowiedni moment, aby zniszczyć Ziemię albo się ujawnić - gdy ludzkość się zmieni.