Nie będę się wysiłał nad nazwą
: wt sty 05, 2010 1:43 pm
Witam, dziś pierwszy raz zajrzałem na to forum. Moje życie wygląda normalnie, nic niezwykłego, jestem studentem,mam raczej typowe podejście do codzienności,ale kilka spraw nie daje mi spokoju.Od dzieciństwa zdarzały mi się różne "dziwne rzeczy", zazwyczaj przechodzę obok nich obojętnie, chociaż czasem zdarza mi się trochę podekscytować, ale mój zapał zaraz studzą koledzy lub rodzina. Przytoczę tu kilka mniej lub bardziej znaczących przykładów w kolejności chronologicznej.
Miałem 4 może 5 lat, zacząłem widzieć dziwne światełka wokół mnie, latające, migoczące kropki średnicy około 1 cm (sam się z tego teraz śmieję), czułem się wśród nich bezpiecznie, tak jakby mnie chroniły,byłem szczęśliwy.Opowiadałem o tym rodzicom, którzy traktowali to z przymrużeniem oka, ale nie dali mi tego odczuć, nieraz dzisiaj to jeszcze opowiadają jako zabawne historie z dzieciństwa.Parę lat póżniej zupełnie o tym zapomniałem, szkoła te sprawy i emocje z tym związane,nowe środowisko i tak dalej. Byłem wtedy dość zamknięty, żyłem oczami wyobrażni , często odcinając się od rzeczywistości.Pamiętam że moja pierwsza nauczycielka radziła rodzicom by do szkoły posłali mnie dopiero za rok, że wtedy lepiej sobie poradzę.W tym okresie swojego życia zszedłem na ziemię, dostosowałem się do szkolnego trybu życia i zacząłem radzić sobie bardzo dobrze.Zycie toczyło się normalnym rytmem, z tego okresu pamiętam niewiele, do czasu gdy skończyłem 10 lat.
Pamiętam, to jak dziś, wyszliśmy całą rodzina na balkon naszego mieszkania, a ja na niebie zobaczyłem wielkie smugi świateł, sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Tym razem rodzice podeszli do tematu nieco poważniej, popytali trochę znajomych, trochę po rodzinie, ale w końcu doszli do wniosku,że naoglądałem się za dużo telewizji.Po pewnym czasie znów wszystko wróciło do normy.
Po paru latach (miałem wtedy może 12,13 lat) z siostrą , ojcem i jego znajomym z córką, wybralismy się pod namioty gdzieś nad Sanem (nazwy miejscowości nie pamiętam). Tata i jego znajomy w celach wędkarskich, my wypoczynkowych
(wakacje
). Fajnie się bawiliśmy, pogoda dopisywała, namioty były rozbite około 100 metrów od brzegu, na polanie otoczonej drzewami. Wszystko wyglądało normalnie, aż do pewnego wieczoru.Siostra z córka znajomego spały w namiocie,a ja towarzyszyłem tacie i jego koledze w wędkowaniu.Nagle zerwał się porywisty wiatr,nastąpiło nagłe załamanie pogody, nadchodziła potężna burza .Tata i jego znajomy zaczęli zbierać sprzęt i zanosić do auta, ja miałem iść zaraz za nimi,ale nie wiedzieć czemu zostałem jeszcze chwilę nad brzegiem.Wpatrywałem się w taflę wody ze sprzętem w rękach, z której znienacka wyłoniło się coś czarnego.Miało około 1 metra wzrostu i zaczęło poruszać się w moim kierunku.Zatrzymało się około 3-4 m ode mnie i pozostawało w bezruchu, tak jak ja.Nie krzyczałem i nawet specjalnie się nie bałem, mój stan lepiej opisywałoby określenie- totalne zaskoczenie.Po upływie 15, może 20 sekund czarne "coś" zaczęło się kierować z powrotem w stronę toni wodnej, w tym samym czasie wrócił tata po resztę sprzętu, gdy opowiedziałem mu co się stało powiedział,że to pewnie jakiś ssak wodny( kuna etc.). To tłumaczenie nie przekonało mnie, ale lepiej wyjaśnić tego tez nie potrafiłem.
Do ukończenia przeze mnie 19 lat w zasadzie nic nadzwyczajnego mnie nie spotkało, zjawiska te nasiliły się ostatnio, ale to już opowieść na kiedy indziej...
Miałem 4 może 5 lat, zacząłem widzieć dziwne światełka wokół mnie, latające, migoczące kropki średnicy około 1 cm (sam się z tego teraz śmieję), czułem się wśród nich bezpiecznie, tak jakby mnie chroniły,byłem szczęśliwy.Opowiadałem o tym rodzicom, którzy traktowali to z przymrużeniem oka, ale nie dali mi tego odczuć, nieraz dzisiaj to jeszcze opowiadają jako zabawne historie z dzieciństwa.Parę lat póżniej zupełnie o tym zapomniałem, szkoła te sprawy i emocje z tym związane,nowe środowisko i tak dalej. Byłem wtedy dość zamknięty, żyłem oczami wyobrażni , często odcinając się od rzeczywistości.Pamiętam że moja pierwsza nauczycielka radziła rodzicom by do szkoły posłali mnie dopiero za rok, że wtedy lepiej sobie poradzę.W tym okresie swojego życia zszedłem na ziemię, dostosowałem się do szkolnego trybu życia i zacząłem radzić sobie bardzo dobrze.Zycie toczyło się normalnym rytmem, z tego okresu pamiętam niewiele, do czasu gdy skończyłem 10 lat.
Pamiętam, to jak dziś, wyszliśmy całą rodzina na balkon naszego mieszkania, a ja na niebie zobaczyłem wielkie smugi świateł, sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie. Tym razem rodzice podeszli do tematu nieco poważniej, popytali trochę znajomych, trochę po rodzinie, ale w końcu doszli do wniosku,że naoglądałem się za dużo telewizji.Po pewnym czasie znów wszystko wróciło do normy.
Po paru latach (miałem wtedy może 12,13 lat) z siostrą , ojcem i jego znajomym z córką, wybralismy się pod namioty gdzieś nad Sanem (nazwy miejscowości nie pamiętam). Tata i jego znajomy w celach wędkarskich, my wypoczynkowych
(wakacje

Do ukończenia przeze mnie 19 lat w zasadzie nic nadzwyczajnego mnie nie spotkało, zjawiska te nasiliły się ostatnio, ale to już opowieść na kiedy indziej...