Wróż p. Marcinkowski (imienia nie pamiętam)
: śr kwie 18, 2012 9:44 pm
Wspomniałam przed chwilą w innym temacie o dość słynnym wróżu Marcinkowskim, więc teraz do tego powrócę. Na wstępie dodam, że jestem bardzo sceptyczna, co do przepowiedni, wróżb itp. Uważam, że nie powinno się korzystać z takich szarlatańskich usług, ponieważ niechcący taki wróż, wróżka może zaindukować komuś przebieg pewnych zdarzeń, które wcale nie musiały się wydarzyć.
Rok 1973 lub 1974 - byłam wtedy bardzo młoda. Starsza koleżanka z mojej pierwszej pracy poprosiła mnie, abym z nią poszła do jakiegoś wróża, ponieważ ona sama nie ma odwagi, a ma problemy i musi się coś dowiedzieć. Nie odmówiłam. Prosto po pracy pojechałyśmy na ul. Sienną w Warszawie. Stary przedwojenny budynek. Idąc po schodach ja rechotałam, że takie wróżby to lipa... itp. Jakiś człowiek wychodzący ze swojego mieszkania powiedział nam żeby się nie śmiać bo p. Marcinkowski potrafi przewidzieć przyszłość. Bodajże na II pietrze znajdowało się mieszkanie wróża. Dwuskrzydłowe stare drzwi, duży przedpokój-poczekalnia z krzesłami, jakoś ciemno i brudno tam było. Opłata za wróżbę 80 zł. - drogo i niedrogo jak na tamte czasy. Paczka papierosów "klubowych" kosztowała wtedy około 4 zł. i jak dobrze pamiętam chleb też 4 zł. Miałam tylko towarzyszyć p. Mirce, ale stwierdziłam, że też sobie powróżę. Po Mirce weszłam do gabinetu p. Marcinkowskiego. Ciemny pokój, brudny, okno wychodziło chyba na t.zw. studnię. Pan Marcinkowski też jakiś ciemny, szaro-bury, mocno śniady. Zwróciłam uwagę na bardzo gęste czarne, obcięte na jeża włosy i niskie czoło. Rozłożył karty z obrazkami - pewnie tarot, jednak na końcu rozłożonych kart zauważyłam kartę z dużym numerem 49. Tak....., bardzo dokładnie pamiętam, ponieważ to co mi powiedział trochę mną wstrząsnęło.
Popatrzył na mnie i mówi jakby znał moje myśli; wiem, że pani nie wierzy we wróżby i przyszła tu pani z koleżanką, ale proszę się nie śmiać tylko dokładnie posłuchać moich wskazówek. Proszę unikać do końca marca przyszłego roku (tu wspomniał coś o Saturnie) wody oraz bardzo uważać na ulicy. Musi pani wygrać z przeznaczeniem. Zaczął na biurku pokazywać "rysując" palcami, że jak nawet przechodzę przez pasy na światłach to mam się starać zawsze być gdzieś pośrodku między ludźmi dawał mi temu podobne wskazówki. Jeśli tego pani uniknie do marca przyszłego roku, to mogę tylko powiedzieć, że będzie pani w przyszłości służbowo podróżowała i coś tam jeszcze mówił, ale tego już nie zapamiętałam bo się mocno wystraszyłam.
Po kilku dniach w czasie pracy około 14.00 wyszłam do sklepu, aby kupić sobie coś do zjedzenia. Dochodzę do ulicy gdzie jeżdżą tramwaje i widzę kilkanaście osób rannych lub zabitych. Szok! samochód Żuk wjechał na wysepkę tramwajową (ul. Marymoncka), koło której musiałabym przejść, aby dojść do sklepu po drugiej stronie ulicy. Tak się wystraszyłam tego widoku, że nie wiem jak wróciłam do biura. Zaczęłam kojarzyć tę sprawę z wróżbą. Tego roku moi rodzice kupili działkę blisko Warszawy. Zatelefonował do mnie Tata, abym pojechała prosto po pracy i zerwała truskawki (posadzone przez poprzednich właścicieli). Poprosiłam przyjaciółkę, aby ze mną pojechała, czułam już niezłego stracha po tej wróżbie i tym wypadku. Pojechałyśmy razem. Do działki trzeba było dojść od autobusu ok. 2 km na piechotę wówczas wiejską żużlową drogą. Idziemy gadamy i słyszymy jadący z niesamowitą prędkością warczący, piszczący wręcz samochód. Byłyśmy wtedy na zakręcie drogi. Powiedziałam do koleżanki; zatrzymajmy się i zejdźmy z tej drogi,, i znów szok! samochód Fiat 125p wylądował na drzewie - starej wierzbie kilka metrów od nas. Kierowcy i dzieciom nic się nie stało (dzieci mówiły po francusku). Głupi młody wujek zabrał dzieci na przejażdżkę... Po tym incydencie stwierdziłam, że ten Marcinkowski jednak ma jakiś dar. Wyobraźcie sobie, że ja ze strachu bałam się nawet wchodzić do wanny i nie wyjechałam na wakacje. Poza tym
w tamtym okresie także na przejściu dla pieszych na zielonym świetle samochód mi przejechał prawie po plecach. Nie mogłam się doczekać marca następnego roku. Później po 10 latach sprawdziła się jego przepowiednia dot. podróży służbowych, z tym że ta ostatnia jak wiecie zakończyła się niezbyt ciekawie. Czy p. Marcinkowski miał jakiś dar? Chyba On tak.
Być może p. Marcinkowski zajmował się też spirytyzmem? tego nie wiem - to odpowiedź dla Konstantiny.
Rok 1973 lub 1974 - byłam wtedy bardzo młoda. Starsza koleżanka z mojej pierwszej pracy poprosiła mnie, abym z nią poszła do jakiegoś wróża, ponieważ ona sama nie ma odwagi, a ma problemy i musi się coś dowiedzieć. Nie odmówiłam. Prosto po pracy pojechałyśmy na ul. Sienną w Warszawie. Stary przedwojenny budynek. Idąc po schodach ja rechotałam, że takie wróżby to lipa... itp. Jakiś człowiek wychodzący ze swojego mieszkania powiedział nam żeby się nie śmiać bo p. Marcinkowski potrafi przewidzieć przyszłość. Bodajże na II pietrze znajdowało się mieszkanie wróża. Dwuskrzydłowe stare drzwi, duży przedpokój-poczekalnia z krzesłami, jakoś ciemno i brudno tam było. Opłata za wróżbę 80 zł. - drogo i niedrogo jak na tamte czasy. Paczka papierosów "klubowych" kosztowała wtedy około 4 zł. i jak dobrze pamiętam chleb też 4 zł. Miałam tylko towarzyszyć p. Mirce, ale stwierdziłam, że też sobie powróżę. Po Mirce weszłam do gabinetu p. Marcinkowskiego. Ciemny pokój, brudny, okno wychodziło chyba na t.zw. studnię. Pan Marcinkowski też jakiś ciemny, szaro-bury, mocno śniady. Zwróciłam uwagę na bardzo gęste czarne, obcięte na jeża włosy i niskie czoło. Rozłożył karty z obrazkami - pewnie tarot, jednak na końcu rozłożonych kart zauważyłam kartę z dużym numerem 49. Tak....., bardzo dokładnie pamiętam, ponieważ to co mi powiedział trochę mną wstrząsnęło.
Popatrzył na mnie i mówi jakby znał moje myśli; wiem, że pani nie wierzy we wróżby i przyszła tu pani z koleżanką, ale proszę się nie śmiać tylko dokładnie posłuchać moich wskazówek. Proszę unikać do końca marca przyszłego roku (tu wspomniał coś o Saturnie) wody oraz bardzo uważać na ulicy. Musi pani wygrać z przeznaczeniem. Zaczął na biurku pokazywać "rysując" palcami, że jak nawet przechodzę przez pasy na światłach to mam się starać zawsze być gdzieś pośrodku między ludźmi dawał mi temu podobne wskazówki. Jeśli tego pani uniknie do marca przyszłego roku, to mogę tylko powiedzieć, że będzie pani w przyszłości służbowo podróżowała i coś tam jeszcze mówił, ale tego już nie zapamiętałam bo się mocno wystraszyłam.
Po kilku dniach w czasie pracy około 14.00 wyszłam do sklepu, aby kupić sobie coś do zjedzenia. Dochodzę do ulicy gdzie jeżdżą tramwaje i widzę kilkanaście osób rannych lub zabitych. Szok! samochód Żuk wjechał na wysepkę tramwajową (ul. Marymoncka), koło której musiałabym przejść, aby dojść do sklepu po drugiej stronie ulicy. Tak się wystraszyłam tego widoku, że nie wiem jak wróciłam do biura. Zaczęłam kojarzyć tę sprawę z wróżbą. Tego roku moi rodzice kupili działkę blisko Warszawy. Zatelefonował do mnie Tata, abym pojechała prosto po pracy i zerwała truskawki (posadzone przez poprzednich właścicieli). Poprosiłam przyjaciółkę, aby ze mną pojechała, czułam już niezłego stracha po tej wróżbie i tym wypadku. Pojechałyśmy razem. Do działki trzeba było dojść od autobusu ok. 2 km na piechotę wówczas wiejską żużlową drogą. Idziemy gadamy i słyszymy jadący z niesamowitą prędkością warczący, piszczący wręcz samochód. Byłyśmy wtedy na zakręcie drogi. Powiedziałam do koleżanki; zatrzymajmy się i zejdźmy z tej drogi,, i znów szok! samochód Fiat 125p wylądował na drzewie - starej wierzbie kilka metrów od nas. Kierowcy i dzieciom nic się nie stało (dzieci mówiły po francusku). Głupi młody wujek zabrał dzieci na przejażdżkę... Po tym incydencie stwierdziłam, że ten Marcinkowski jednak ma jakiś dar. Wyobraźcie sobie, że ja ze strachu bałam się nawet wchodzić do wanny i nie wyjechałam na wakacje. Poza tym
w tamtym okresie także na przejściu dla pieszych na zielonym świetle samochód mi przejechał prawie po plecach. Nie mogłam się doczekać marca następnego roku. Później po 10 latach sprawdziła się jego przepowiednia dot. podróży służbowych, z tym że ta ostatnia jak wiecie zakończyła się niezbyt ciekawie. Czy p. Marcinkowski miał jakiś dar? Chyba On tak.
Być może p. Marcinkowski zajmował się też spirytyzmem? tego nie wiem - to odpowiedź dla Konstantiny.