Katastrofa UFO w Węgorzewie? (1997)
: śr lip 25, 2012 8:34 am
Katastrofa UFO w Węgorzewie?
To zapomniana karta w kronice polskiej ufologii. W dodatku wielce kontrowersyjna. Według informacji przekazanych Bronisławowi Rzepeckiemu, w 1997 r. w Węgorzewie doszło do katastrofy dziwnego obiektu latającego. Czy była to prawda? I jaki udział w rozsiewaniu informacji na ten temat mogło mieć wojsko?
Artykuł B. Rzepeckiego z "Czasu UFO" poświęcony temu wydarzeniu można znaleźć na blogu WMGU: Domniemana katastrofa UFO w Węgorzewie (1997)
Oto jak opisywała sprawę "Gazeta Olsztyńska":
Lądowisko UFO pod Węgorzewem
Bronisław Rzepecki z Krakowa jest czołowym polskim ufologiem, koordynatorem Grupy Badań NOL. Sygnał jaki nam przesłał ostatnio jest wprost niewiarygodny.
Początek marca br. [1997]. Dwa plutony Pułku Specjalnego z Warszawy jadą na poligon w Orzyszu. 14 marca śmigłowiec wysadza ich w lesie, 18 km na północny-zachód od Węgorzewa.
Następnego dnia popołudniu, ok. 17:30 dwudziestu dwóch żołnierzy widzi dużą smugę jasnego ognia przemieszczjącą się z południa na północ w kierunku z nieba do ziemi. Zjawisko trwało zaledwie minutę. Obiekt znika. Raptem słychać przytłumiony przez drzewa huk. Meteoryt? Nagle sygnał z radiostacji: Udać sie na miejsce katastrofy. Niczego nie dotykać, zabezpieczyć miejsce wypadku "wojskowego statku powietrznego".
10 km marszu na północ, w kierunku granicy z Rosją. Małe 20-metrowe jeziorko.
Bronisław Rzepecki opiera się na relacji naocznego świadka: W jego południowy brzeg był wbity pod kątem ok. 15 stopni jasnosrebrny obiekt o kształcie spłaszczonej kuli. Jego wystająca nad wodę część emanowała zielonkawożółtą poświatą. Z góry kadłuba wystawał długi jakby na metr wysięgnik zakończony czymś co przypominało duże strusie jajo postawione na sztorc. Owe jajo świeciło trupiobladym blaskiem. Jak ocenili żołnierze, obiekt miał pięć m. długości, dwa m. wysokości. Żadnych śladów nitów, spawów, złączeń, jeden kawałek materii.
Informacja o znalezisku dociera do przełożonych. Ponownie rozkaz, by otoczyć kordonem obiekt, w ciszy radiowej czekać na posiłki.
Po kilku godzinach oczekiwania, kilkanaście minut po północy, nad głowami pojawiły się dwa odrzutowce, po nich wylądowały śmigłowce. Wysiedli z nich... żołnierze z elitarnej jednostki GROM. Oprócz nich przybyło parę wysokich stopniem oficerów. Pluton, który pilnował znaleziska, załadowano do helikopterów i bez słowa odesłano do Orzysza.
Oficjalne pytania Rzepeckiego wojsko kwituje śmiechem i komentarzem, że nie było żadnego UFO. Nasz informator w artyleryjskiej jednostce wojskowej w Węgorzewie zareagował tak samo:
- Gdyby coś takiego się wydarzyło, całe miasto huczałoby od plotek - uważa oficer w stopniu majora. - Tutaj nie udałoby się utrzymać takiej sensacji w tajemnicy.
To zapomniana karta w kronice polskiej ufologii. W dodatku wielce kontrowersyjna. Według informacji przekazanych Bronisławowi Rzepeckiemu, w 1997 r. w Węgorzewie doszło do katastrofy dziwnego obiektu latającego. Czy była to prawda? I jaki udział w rozsiewaniu informacji na ten temat mogło mieć wojsko?
Artykuł B. Rzepeckiego z "Czasu UFO" poświęcony temu wydarzeniu można znaleźć na blogu WMGU: Domniemana katastrofa UFO w Węgorzewie (1997)
Oto jak opisywała sprawę "Gazeta Olsztyńska":
Lądowisko UFO pod Węgorzewem
Bronisław Rzepecki z Krakowa jest czołowym polskim ufologiem, koordynatorem Grupy Badań NOL. Sygnał jaki nam przesłał ostatnio jest wprost niewiarygodny.
Początek marca br. [1997]. Dwa plutony Pułku Specjalnego z Warszawy jadą na poligon w Orzyszu. 14 marca śmigłowiec wysadza ich w lesie, 18 km na północny-zachód od Węgorzewa.
Następnego dnia popołudniu, ok. 17:30 dwudziestu dwóch żołnierzy widzi dużą smugę jasnego ognia przemieszczjącą się z południa na północ w kierunku z nieba do ziemi. Zjawisko trwało zaledwie minutę. Obiekt znika. Raptem słychać przytłumiony przez drzewa huk. Meteoryt? Nagle sygnał z radiostacji: Udać sie na miejsce katastrofy. Niczego nie dotykać, zabezpieczyć miejsce wypadku "wojskowego statku powietrznego".
10 km marszu na północ, w kierunku granicy z Rosją. Małe 20-metrowe jeziorko.
Bronisław Rzepecki opiera się na relacji naocznego świadka: W jego południowy brzeg był wbity pod kątem ok. 15 stopni jasnosrebrny obiekt o kształcie spłaszczonej kuli. Jego wystająca nad wodę część emanowała zielonkawożółtą poświatą. Z góry kadłuba wystawał długi jakby na metr wysięgnik zakończony czymś co przypominało duże strusie jajo postawione na sztorc. Owe jajo świeciło trupiobladym blaskiem. Jak ocenili żołnierze, obiekt miał pięć m. długości, dwa m. wysokości. Żadnych śladów nitów, spawów, złączeń, jeden kawałek materii.
Informacja o znalezisku dociera do przełożonych. Ponownie rozkaz, by otoczyć kordonem obiekt, w ciszy radiowej czekać na posiłki.
Po kilku godzinach oczekiwania, kilkanaście minut po północy, nad głowami pojawiły się dwa odrzutowce, po nich wylądowały śmigłowce. Wysiedli z nich... żołnierze z elitarnej jednostki GROM. Oprócz nich przybyło parę wysokich stopniem oficerów. Pluton, który pilnował znaleziska, załadowano do helikopterów i bez słowa odesłano do Orzysza.
Oficjalne pytania Rzepeckiego wojsko kwituje śmiechem i komentarzem, że nie było żadnego UFO. Nasz informator w artyleryjskiej jednostce wojskowej w Węgorzewie zareagował tak samo:
- Gdyby coś takiego się wydarzyło, całe miasto huczałoby od plotek - uważa oficer w stopniu majora. - Tutaj nie udałoby się utrzymać takiej sensacji w tajemnicy.