Rok 1986 ;)
: śr lip 03, 2013 11:01 am
Witam,
trafiłam tutaj przypadkiem, ale wciągnęło mnie czytanie i pomyślałam, że podzielę się z Wami moją "przygodą".
Historia miała miejsce w latach 80-tych (prawdopodobnie w 1986 roku), na jednym ze zwykłych wielkopłytowych osiedli mieszkalnych, jakich do dzisiaj wiele w naszym kraju.
Był piękny słoneczny, bezchmurny letni dzień. Byłam wtedy 6-letnią dziewczynką, która wraz ze starszą siostrą bawiła się na podwórku, przy trzepaku. Kawałek dalej, na prowizorycznym boisku, inne dzieciaki grały w piłkę. O ile mnie pamięć nie myli, do zdarzenia musiało dojść około południa i był to raczej dzień weekendowy (pamiętam, bo nasi rodzice byli tego dnia w domu, a po cały zdarzeniu jechaliśmy na jakieś przyjęcie rodzinne).
Kiedy się bawiłyśmy, nagle zobaczyłyśmy nadlatujący obiekt, który przypominał ufo, jakie widuje się na obrazkach książek. Dwa połączone talerze, koloru szarego. Nie było to nic wielkiego, było raczej średnicy dużej pizzy. Owy obiekt nie leciał również wysoko, bo niewiele ponad trzepakiem. Kiedy to zobaczłyśmy od razu, zaczęłyśmy krzyczeć do dzieciaków grających w piłkę: "patrzcie, ufo!". Pamiętam, że ktoś spojrzał i odpowiedział: "to zwykły ptak"... Nic więcej się nie wydarzyło, owy obiekt przeleciał, a my pobiegłyśmy do domu, żeby pochwalić się rodzicóm.
Nie wiem, co to było i myślę, że nigdy do tego nie dojdziemy, jednak nie był to na pewno ptak (ciężko pomylić ptaka z talerzem), nie były to czasy zabawek zdalnie sterowanych, a już na pewno nie zabawek latających. Być może, czego nie wykluczam, mogło to być jakieś urządzenie szpiegowskie lub coś w tym stylu. Ciężko powiedzieć, co wtedy wypuszczano nad Polskę, dziwne było tylko to, że inne dzieciaki, z innego punktu widziały coś zupełnie innego, niż my, które byłyśmy najbliżej tego obiektu (przeleciał ok 2m nad naszymi głowami, a przynajmniej tak to widziałyśmy). Gdybym tylko ja to widziała, to z biegiem czasu pewnie doszłabym do wniosku, że sobie coś uroiłam, ale byłam ze starszą siostrą, która widziała to samo i pamięta to dokładnie tak samo, jak ja.
Pikanterii całej historii dodaje fakt, że w noc po tym zdarzeniu, mój dziadek, który był fotografem-amatorem i mieszkał na tym samym osiedlu, na ostatnim piętrze wysokiego wierzowca, postanowił nocą sfotografować miasto. Ustawił aparat na samowyzwalacz, a sam zajął się czymś innym. Nie znam dokładnie szczegółów tego, co się działo w tym czasie, ale wiem, że po wywołaniu kliszy okazało się, że na zdjęciach jest cała masa świetlistych obiektów o kształcie bączków (takich dla dzieci). Nie był to jeden obiekt, a kilkanaście, w różnych odległościach i na każdym kolejnym zdjęciu było widać, że nie tkwiły w jednym miejscu, tylko się przemieszczały, aż w końcu zniknęły. Z historii rodzinnych wiem, że zdjęcia zostały wówczas przebadane przez ekspertów, czy przypadkiem nie doszło do jakiegoś uszkodzenia kliszy, aparatu, czy zdjęcia nie zostały źle wywołane (dziadek sam wywoływał), ale wszystko to zostało odrzucone. Klisza była nieuszkodzona, aparat sprawny, a co znalazło się przypadkiem na zdjęciach, tego do dzisiaj nie wiadomo;)
trafiłam tutaj przypadkiem, ale wciągnęło mnie czytanie i pomyślałam, że podzielę się z Wami moją "przygodą".
Historia miała miejsce w latach 80-tych (prawdopodobnie w 1986 roku), na jednym ze zwykłych wielkopłytowych osiedli mieszkalnych, jakich do dzisiaj wiele w naszym kraju.
Był piękny słoneczny, bezchmurny letni dzień. Byłam wtedy 6-letnią dziewczynką, która wraz ze starszą siostrą bawiła się na podwórku, przy trzepaku. Kawałek dalej, na prowizorycznym boisku, inne dzieciaki grały w piłkę. O ile mnie pamięć nie myli, do zdarzenia musiało dojść około południa i był to raczej dzień weekendowy (pamiętam, bo nasi rodzice byli tego dnia w domu, a po cały zdarzeniu jechaliśmy na jakieś przyjęcie rodzinne).
Kiedy się bawiłyśmy, nagle zobaczyłyśmy nadlatujący obiekt, który przypominał ufo, jakie widuje się na obrazkach książek. Dwa połączone talerze, koloru szarego. Nie było to nic wielkiego, było raczej średnicy dużej pizzy. Owy obiekt nie leciał również wysoko, bo niewiele ponad trzepakiem. Kiedy to zobaczłyśmy od razu, zaczęłyśmy krzyczeć do dzieciaków grających w piłkę: "patrzcie, ufo!". Pamiętam, że ktoś spojrzał i odpowiedział: "to zwykły ptak"... Nic więcej się nie wydarzyło, owy obiekt przeleciał, a my pobiegłyśmy do domu, żeby pochwalić się rodzicóm.
Nie wiem, co to było i myślę, że nigdy do tego nie dojdziemy, jednak nie był to na pewno ptak (ciężko pomylić ptaka z talerzem), nie były to czasy zabawek zdalnie sterowanych, a już na pewno nie zabawek latających. Być może, czego nie wykluczam, mogło to być jakieś urządzenie szpiegowskie lub coś w tym stylu. Ciężko powiedzieć, co wtedy wypuszczano nad Polskę, dziwne było tylko to, że inne dzieciaki, z innego punktu widziały coś zupełnie innego, niż my, które byłyśmy najbliżej tego obiektu (przeleciał ok 2m nad naszymi głowami, a przynajmniej tak to widziałyśmy). Gdybym tylko ja to widziała, to z biegiem czasu pewnie doszłabym do wniosku, że sobie coś uroiłam, ale byłam ze starszą siostrą, która widziała to samo i pamięta to dokładnie tak samo, jak ja.
Pikanterii całej historii dodaje fakt, że w noc po tym zdarzeniu, mój dziadek, który był fotografem-amatorem i mieszkał na tym samym osiedlu, na ostatnim piętrze wysokiego wierzowca, postanowił nocą sfotografować miasto. Ustawił aparat na samowyzwalacz, a sam zajął się czymś innym. Nie znam dokładnie szczegółów tego, co się działo w tym czasie, ale wiem, że po wywołaniu kliszy okazało się, że na zdjęciach jest cała masa świetlistych obiektów o kształcie bączków (takich dla dzieci). Nie był to jeden obiekt, a kilkanaście, w różnych odległościach i na każdym kolejnym zdjęciu było widać, że nie tkwiły w jednym miejscu, tylko się przemieszczały, aż w końcu zniknęły. Z historii rodzinnych wiem, że zdjęcia zostały wówczas przebadane przez ekspertów, czy przypadkiem nie doszło do jakiegoś uszkodzenia kliszy, aparatu, czy zdjęcia nie zostały źle wywołane (dziadek sam wywoływał), ale wszystko to zostało odrzucone. Klisza była nieuszkodzona, aparat sprawny, a co znalazło się przypadkiem na zdjęciach, tego do dzisiaj nie wiadomo;)