Marsjańska konspiracja

Awatar użytkownika
UFOWORLDNEWS
Weteran Infranin
Posty: 1363
Rejestracja: śr sty 28, 2009 2:27 pm
Kontakt:

Marsjańska konspiracja

Post autor: UFOWORLDNEWS »


<iframe width="420" height="315" src="http://www.youtube.com/embed/wqjHbq_XbNU" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Dwa satelity wielkości mikrobusu każda, spadły ostatnio z orbity na Ziemię i nikt nie ma pojęcia gdzie spadło to, co zostało z nich po przejściu przez atmosferę ziemską. Lub… może raczej nie chce nam o tym powiedzieć. Podobnie jak nie mówi się nam wielu innych rzeczy. W końcu traktuje się nas jak dzieci, które nie tylko nie powinny wiedzieć, ale także nie mają prawa zapytać o to, jaka naprawdę wygląda sytuacja w której się znajdujemy. Ta skrywana tajemniczość jest być może związana z tym, że jesteśmy jako Ziemianie – na progu wielkich odkryć w przestrzeni kosmicznej, które w sposób znaczący zmienią życie każdego mieszkańca naszej planety. Jest niemalże pewne, że coś niezwykłego czai się tuż u naszych bram gdzieś w kosmosie, bo jak inaczej wytłumaczyć np. radykalny pomysł prezydenta Kennedy’ego aby lecieć na Księżyc? W tamtych czasach Ameryka miała wiele ważniejszych spraw do załatwienia niż ekscentryczna wyprawa na Srebrny Glob. Świat stał w oczekiwaniu na najstraszniejszą wojnę nuklearną w historii, a niecierpliwe palce decydentów nie raz prześlizgiwały się po guzikach, których naciśnięcie mogło wywołać holokaust na nieznaną do tej pory skalę – łącznie z wyginięciem całej ludzkości. W środku tego zamieszania Kennedy nieoczekiwanie zdecydował, że trzeba lecieć na Księżyc mimo, że USA w dniu ogłoszenia tego planu nie miały nawet technicznych środków by tam się dostać a na zewnątrz szalała nieobliczalna w swoich skutkach Zimna Wojna. Pytanie więc brzmi dlaczego? Co takiego znaleziono w przestrzeni kosmicznej, że dokonano gigantycznego zrywu technologicznego aby tam się dostać?



Na orbicie okołoziemskiej krąży szamoczący się w potrzasku satelita Fobos-Grunt, który miał w planach polecieć w kierunku Marsa. Teoretycznie wyprawa ta nie ma już żadnych szans, aby osiągnąć cel swojej misji o ile… o ile nie jesteśmy okłamywani. Tak Rosjanie jak i Amerykanie mają do swojej dyspozycji tą samą przestarzałą, opartą na fizyce Newtona technologię rakietową (rakiety chemiczne), którą wykorzystuje się do oficjalnych wypraw na Marsa. Taki typ rakiety wykorzystano tak w przypadku niedawnego startu laboratorium Curiosity jak i do odpalenia sondy Fobos-Grunt. Ale tu kończą się podobieństwa i to nie tylko z tego powodu, że Amerykanom udał się start a Rosjanie utknęli. Planując taką wyprawę, wyznacza się okno czasowe, w którym położenie Ziemi wobec innych planet, a w szczególności Marsa ustalone jest na tyle precyzyjnie, że pędząca w stronę Marsa rakieta nie będzie go szukać po orbicie a spotka się z nim w odpowiednim i przewidzianym wcześniej momencie. Takie okna czasowe zazwyczaj nie trwają zbyt długo. Pytanie więc brzmi: jak to się stało, że rosyjskie okno czasowe wypadło 2 tygodnie wcześniej niż amerykańskie? Oba statki kosmiczne miały lecieć dokładnie w tym samym kierunku. Oznacza to, że ktoś tu nie mówi całej prawdy…



Podobna w założeniach technologia lotów kosmicznych jaką używają Amerykanie i Rosjanie sprawia, że tak poważna różnica w ustalaniu okna czasowego, pozwalającego w optymalnym momencie polecieć w stronę Marsa, jest praktycznie niemożliwa. To skłania do stworzenia zupełnie innego wniosku. Być może awaria to ściema i Rosjanie wysłali Fobos-Grunt na orbitę okołoziemska absolutnie rozmyślnie? I zaparkowali tam czekając na realne okno czasowe, które otworzy się dla zupełnie innego celu niż marsjański księżyc Fobos?



Być może wyprawa na Fobosa była tylko zasłoną dymną dla bacznie obserwujących poczynania Rosjan Amerykanów, Chińczyków a także innych nacji z kosmicznymi aspiracjami? Zasłona ta stała się kompletnie szczelna, gdy przez dwa tygodnie Rosjanie „nie mogli” nawiązać kontaktu ze swoim satelitą. Wreszcie udało się to przy pomocy radaru ESA-y w australijskim Perth. Można się zastanawiać, czy taka akcja Rosjan była ruchem zaplanowanym od dawna i trzymanym w tajemnicy przez lata, w obawie, że ktoś storpeduje supertajne przedsięwzięcie albo… Być może decyzję taką podjęto dosłownie w ostatniej chwili, na wysokim szczeblu, w okolicy miejsca z którego rządzi Putin. O tym możemy jedynie spekulować. Jednak trzytygodniowa odyseja rosyjskiej sondy na okołoziemskiej orbicie do takich spekulacji prowokuje. Media szybko kupiły historię o tym, że los Fobos-Grunt jest przesądzony i jest tylko kwestią czasu kiedy spali się w atmosferze. Tymczasem jak na dwa tygodnie milczenia satelita bez problemów rozłożył panele słoneczne, utrzymując wszystkie swoje systemy w pełnej gotowości. Teoretycznie satelita powinien także coraz bardziej obniżać swoją orbitę by w końcu spaść na Ziemię. Tymczasem po trzech tygodniach Fobos-Grunt jest o ok. 16 km wyżej niż był na początku. Co oznacza, że coś stabilizuje lot – niewątpliwie jego silniki odpalają na chwilkę aby skorygować położenie pojazdu.



Sam Fobos jest niezwykle intrygującym księżycem i tak Amerykanie jak i Rosjanie poświęcają mu dużo uwagi. Przyczyna jest oczywista, bo wszystko wskazuje na to, że Fobos jest tworem sztucznym i być może wrakiem bazy kosmicznej jaka została stworzona miliony lat temu, przez bliżej nieznaną cywilizację. Rosjanie w 1988 rpku wysłali w jego stronę dwa statki kosmiczne – Fobos-1 i Fobos-2. Fobos-1 po miesiącu lotu w stronę Marsa utracił łączność z centrum kontroli w Moskwie. Powodem miała być awaria paneli słonecznych – w co trudno uwierzyć. Fobos-2 dotarł szczęśliwie do księżyca Fobosa i dokonał wielu interesujących obserwacji jego powierzchni, przy użyciu podczerwieni. Do dziś panuje wiele teorii na temat tego, co się stało z tym sputnikiem, który nieoczekiwanie przerwał łączność i zniknął. Jedna z ostatnich fotografii zrobionych z tej satelity pokazywała powierzchnię Marsa i… cień jakiegoś potężnego pojazdu…tuż za rosyjską sondą. Niektórzy do dziś są przekonani, że satelitę zestrzelił pojazd kosmitów, jednak wszystko wskazuje na to, że był to cień Fobosa rzucony na Czerwoną Planetę. Wbrew pozorom nie jest to najbardziej interesujące zdjęcie zrobione przez rosyjski pojazd kosmiczny. Najciekawsza jest ostatnia fotografia jaką sonda wysłała do centrum kontroli lotów, która przedstawia zbliżający się statek kosmiczny przypominający swym kształtem ołówek. Ciekawe w tej historii jest to, że Rosjanie nie kryli tego spotkania a nawet wysłali jednego ze swoich kosmonautów na co większe konferencje poświęcone UFO, aby opowiedział tą niezwykłą historię. Taka chęć kooperacji ze strony zawsze skrytych Rosjan jest bardzo podejrzana i śmiało można uznać, że cała ta historia jest częścią dezinformacji.



Tak więc jeśli Rosjanie od samego początku nie mieli zamiaru lecieć na Fobosa, to w takim razie co jest celem całej tej maskarady? Richard Hoagland uważa, że prawdziwym celem rosyjskiej sondy jest… planetoida YU55 (!). Tak wynika z analizy wszystkich ewentualnych kierunków podróży dla sondy Fobos-Grunt.



Rosyjska sonda przez dwa pierwsze tygodnie była kompletnie nieuchwytna, aż do momentu, kiedy kontakt z nią nawiązała stacja naziemna ESA-y w Perth. Do tej chwili wszyscy eksperci w dziedzinie lotów kosmicznych byli przekonani, że ruski satelita jest już kawałkiem kosmicznego złomu. Nieoczekiwanie jednak Fobos-Grunt ożył i wysłał sygnał. Rosjanie poinformowali wówczas, że wysłali w stronę sondy (z tego samego, australijskiego radaru ESA-y) serię kodów, w nadziei przejęcia kontroli nad tym statkiem kosmicznym. Jednak od tego momentu sonda nie odezwała się już więcej. Hoagland – żywo zainteresowany całą historią – uważa, że poprzez upload nowych sekwencji kodów zmieniono częstotliwość nadawania Fobosa-Grunt, dzięki czemu już nikt nie będzie wiedział w jakim paśmie szukać sygnału z sondy. Tym samym wejdzie ona w stan głębokiej konspiracji. Dla odwrócenia uwagi Rosjanie postawili dodatkową zasłonę dymną oskarżając (w sposób nieoficjalny, ale wystarczająco głośno) Amerykanów o uszkodzenie ich sondy, za pomocą systemu HAARP.



Sonda Fobos-Grunt jest wśród podobnych sobie pojazdów kosmicznych absolutnym gigantem. Waży ok. 15 ton z czego 13 to paliwo. Można się zastanawiać po co jest go aż tyle? Faktem jest, że manewry wokół Fobosa – gdyby rosyjska misja rzeczywiście chciała do niego dotrzeć – byłyby niezwykle kosztowne energetycznie. Jednak w obecnej sytuacji, kiedy okno czasowe na Marsa już się właściwie zatrzasnęło, przy tej ilości paliwa na pokładzie, Fobos-Grunt jest w stanie dolecieć do Księżyca, zrobić dookoła niego rundkę, nabrać rozpędu w grawitacyjnej procy i wystrzelić się w kierunku planetoidy YU55.



YU55 przeleciał właśnie za rufą Ziemi w odległości ok. 2,5 mln km, co jak na warunki kosmiczne jest jak najbardziej w zasięgu takiego lotu. Dlaczego YU55 jest tak interesujący dla Rosjan? To proste: bo jest on tworem sztucznym! Jest on kolejnym antycznym pojazdem kosmicznym dryfującym w naszym Układzie Słonecznym. Skąd jest o tym wiadomo? Ano stąd, że YU55 jest ściśle powiązany matematycznie z… tak, tak… – wszyscy już chyba zapomnieli – z kometą Elenin. Elenin jest ważnym elementem tej układanki, ale nie w sensie w jakim – przez niemalże rok – tego oczekiwano. Na NA jest seria artykułów poświęcona analizie fenomenu Elenin i od samego początku redakcja NA konsekwentnie wykluczała apokaliptyczne wizje związane z tą kometą. Ważność Elenin leży w czymś zupełnie innym. Elenin jest posłańcem a wiadomość jaką ze sobą niesie zawiera się w matematyce. Jeśli ktoś nie rozumie tego języka – nie zrozumie także tego przesłania. Wbrew temu co mówiono, Elenin wcale nie rozpadła się na kawałki a ostatnie zdjęcia Elenin zrobiono w połowie października.



W prezentowanym w „Marsjańskiej konspiracji” scenariuszu YU55 byłby pozostałością po starożytnej flotylli kosmicznej, reliktem jaki przetrwał po wielkiej kosmicznej wojnie, która miała miejsce miliony lat temu. Kwestią tej wojny zajmuje się obecnie kilku badaczy jak choćby inny faworyt redakcji NA – Joseph Farrell. Hoagland też dorzuca do tego swoje trzy centy i uważa on, że wojna miała miejsce dokładnie 65 milionów lat temu. Jest to wg niego związane z wydarzeniem, które przyczyniło się do zagłady dinozaurów. Świadomość istnienia takiej wojny w kosmosie wynika z badań jakie w przestrzeni kosmicznej dokonali w ciągu ostatniego pól wieku Amerykanie, Rosjanie czy inne narody.



Obserwację nadlatującej planetoidy YU55 miał przeprowadzić radar Arecibo, mieszczący się na wyspie Puerto Rico na Karaibach. Jednak zdjęcia jakie zrobił – więcej niż rozczarowują. Za to szeregu interesujących obserwacji nadlatującego YU55 dokonał kalifornijski radar Goldstone. Przy tej klasie sprzętu, zdjęcia planetoidy powinny być doskonałe. Nie pokazano nam jednak ani jednego z nich. BBC przeprowadziło wówczas wywiad z szefem obserwatorium Goldstone. Podekscytowany opowiadał m. in. o tym że na YU55 zobaczono dziwaczne…. struktury. Nie nazwał je formacjami geologicznymi a strukturami co sugeruje, że nie są one pochodzenia naturalnego! Po tym wywiadzie do sprawy nie powrócono już więcej. 9 listopada (2011) kiedy YU55 przelatywał w najbliższej Ziemi odleglości, w kalifornijskiej bazie wojskowej Vandenberg panowało niecodzienne poruszenia. Baza nie tylko pracowała na pełnych obrotach, ale na wyrzutni stała gotowa do odpalenia rakieta typu Atlas Centaur, której zadanie jakie ewentualnie miala wykonać, pozostało do dziś nieznane. Taka nadzwyczajna aktywność bazy natychmiast wywołała wiele rozmaitych plotek, związanych z celem w jaki wymierzona byla ta rakieta. Tymczasem prawdopodobnie była to przykrywka pod zupelnie inną działalność. Baza Vandenberg jest także największą stacją nasłuchową na zachodniej półkuli, która zbiera z eteru rozmaite informacje i przekazuje je do bazy lotniczej Schriever w Kolorado.



Dlaczego ta akurat baza lotnicza jest taka ważna??? Bo z niej kontroluje się pracę samolotu kosmicznego X-37B – dziwacznego samolotu zwiadowczego, który jest w stanie całymi miesiącami przebywać poza Ziemią. Samolot ten jest ściśle tajny i nikt nie ma pojęcia jakie jest jego zadanie w kosmosie. Tego dnia, kiedy YU55 przemykał pomiędzy Ziemią a Księżycem, samolot kosmiczny X-37B dokonał najprawdopodobniej bezpośredniego przelotu nad asteroidą(!). Można sobie jedynie wyobrazić jak doskonałe zdjęcia z niego nakręcono. Co jest niezwykle interesujące, samolot ten po opuszczeniu Ziemi, nigdy nie wysłał żadnej transmisji radiowej do swojej bazy. Nawet na niskiej orbicie okołoziemskiej przestrzeń na której krążą stosunkowo niewielkie satelity jest olbrzymia. Jedyny sposób aby mieć na nie oko i trzymać je pod kontrolą to utrzymywać z nimi komunikację. Wystarczy krótki sygnał by natychmiast zlokalizować miejsce takiego satelity. Jednak, gdy z jakiś powodów łączność zostaje przerwana i satelita milknie – szybko wtapia się w mroki kosmosu i bardzo trudno jest określić jego pozycję. Jeśli taki statek kosmiczny wędruje przez wielkie przestrzenie Układu Słonecznego, utrata łączności oznacza zgubienie go na zawsze. Dlatego fakt braku łączności z X-37B jest zdumiewający! Wciąż znajdujący się obecnie w przestrzeni kosmicznej X-37B nieoczekiwanie skrócił swoją misję i wyląduje w bazie Vandenberg jutro (03.12.11), co oznacza, że przynosi ze sobą jakąś niezwykłą wiadomość.



Podstawową rakietą nośną w amerykańskim programie kosmicznym jest rakieta Atlas. To Atlas wyniósł na swoim pokładzie Curiosity, który leci teraz w kierunku Marsa. Także dzięki tej rakiecie sonda New Horizon leci w stronę Plutona (jest tam spodziewana ok. 2015 roku). Atlas wyniósł również sondę LCROSS na Księżyc – to naprawdę potężna rakieta. Używana jest także do tego aby wynieść w przestrzeń kosmiczną X-37B, co budzi lekkie zdumienie, bo taka rakieta wydaje się być grubą przesadą, ponieważ kosmiczny samolot jest raczej niewielki. Chyba że… chyba, że lata on nie dookoła Ziemi a dookoła Księżyca! Jest to idealny pojazd, za pomocą którego można dokonać regularnych patroli dookoła Księżyca i zbadać dokładnie jego powierzchnię, zwłaszcza w kwestii legendarnych baz księżycowych po jego ciemnej stronie. Księżyc wciąż jest słabo poznanym ciałem niebieskim. Np. ostatnie badania dokonane przez hinduskiego satelitę Chandrayaan-1 wykazały, że atmosfera na Księżycu jest 40 razy gęstsza niż uważano do tej pory. X-37B jest doskonałym narzędziem, żeby zweryfikować tą i inne tajemnice Srebrnego Globu.



Przez całe lata wiedziano o tym, że 9 listopada 2011 roku, YU55 znajdzie się bardzo blisko Ziemi. Mając tak doskonały pojazd kosmiczny jak X-37B można dokonać szczegółowych oględzin planetoidy w sposób absolutnie unikalny. I wykonanie takiego zadania wydaje się być logiczną przyczyną skrócenia misji kosmicznego samolotu i jego powrotu do bazy Vandenberg właśnie dziś – 03.12.11. Jeśli X-37B dokonałby transmisji radiowej tych danych, zdradziłby swoją pozycję. Dlatego wszelkie zdobyte przez niego informacje magazynowane są w dysku informacji i trzeba je fizycznie przywieźć na Ziemię. Niewielki kosmiczny samolocik taki jak X-37B, z którego nawet pokpiwano sobie trochę – gdy porównywano go do wahadłowców – jeśli tylko nie dokona transmisji radiowej, jest trudniejszy do znalezienie w przestrzeni kosmicznej niż igła w stogu siana. Jest praktycznie niewidzialny nawet przy zastosowaniu do jego poszukiwań wyrafinowanych technologii. Rosjanie mają oczywiście pełną świadomość możliwości tego samolotu. Być może to stało się przyczyną zmiany celu wyprawy ich sondy z Fobosa na YU55. Rosyjski satelita mógłby wówczas wylądować na tej mocno podejrzanej asteroidzie i nie tylko zrobić jej zdjęcia, ale także pobrać próbki gruntu.



O ile YU55 jest obiektem niezwykle interesującym, to przełomowym punktem w podboju przestrzeni kosmicznej jest z pewnością misja Curiosity. Marsjańskie laboratorium doleci do Czerwonej Planety w sierpniu przyszłego roku i niemalże natychmiast, bez krążenia po orbicie, przystąpi do lądowania zbliżając się do powierzchni Marsa (z prędkością 25-30 tys. km/h). Kiedy Curiosity przejdzie przez atmosferę, zrzuci wówczas ochronną kapsułę, chroniącą go przed spaleniem. Po tym nastąpi tzw. 6 min piekła, kiedy trzeba będzie zwolnić spadanie pojazdu do kilkuset km/h. Z zaczepionego do pojazdu pojemnika odpalonych zostanie 8 rakiet maksymalnie zwalniających opadanie rovera. Kiedy całość znajdzie się kilkadziesiąt metrów nad powierzchnią Marsa, Curiosity zostanie opuszczony w dół na stalowych linach. Utworzone zostanie w ten sposób coś, w rodzaju podniebnego dźwigu, który delikatnie posadzi laboratorium na ziemię. Kiedy Curiosity stanie na własnych kołach, wówczas liny zostaną przecięte za pomocą dołączonych do nich niewielkich ładunków wybuchowych i odciągnięte na bezpieczną odległość przez wciąż pracujące rakiety. Podniebny dźwig będzie latał tak długo, na jak długo wystarczy mu paliwa, po czym spadnie (a właściwie rozbije się) na powierzchni planety. Takie przedsięwzięcie nigdy wcześniej nie miało miejsca i rover o takich rozmiarach (wielkości Mini Coopera) nigdy wcześniej nie został wysłany poza Ziemię.



Na miejsce lądowania wybrano krater Gale’a. Jest to bardzo dziwny krater. Ma ok. 154 km średnicy a w samym jego środku znajduje się olbrzymia góra i nikt nie ma pojęcia w jaki sposób się tam ona znalazła. Jeśli jednak przyjrzeć się tej górze uważnym okiem, to ze zdumieniem zauważymy, że nie jest to wcale zwykła góra lecz całkiem regularny czworościan, który często nazywamy… piramidą.



Czy tzw. piramida w samym środku krateru Gale’a jest rzeczywiście budowlą, czy raczej tworem naturalnym z pewnością się przekonamy, gdy Curiosity doleci na miejsce. To dlatego ta wyprawa jest tak niezwykle ważna, bo ma ona potencjał, aby raz na zawsze odpowiedzieć na pytanie: czy jesteśmy sami w kosmosie?



Jeśli przyjąć, że formacja geologiczna stojąca w centrum krateru jest piramidą, to wyraźnie składa się ona z dwóch części. Samej piramidy, która jest zbudowana na konstrukcji znacznie starszej i jej podstawy wyglądającej na… pentagon. Curiosity wyląduje w miejscu, które uważane jest za dno starożytnego, wyschniętego jeziora. Jest ono zupełnie płaskie, nie ma tam głazów i z wyglądu przypomina Dolinę Śmierci w Kalifornii. Kiedy Curiosity szczęśliwie przejdzie moment lądowania, włączy swoje własne źródło energii (o które tak obawiał się Piotr w komentarzach), które jest absolutnie nowatorską baterią nuklearną. To duża nowinka techniczna. Bateria taka może pracować non stop 14 lat! i nie trzeba będzie się więcej martwić o zakurzone panele słoneczne, które stały się przyczyną „śmierci” marsjańskiego rovera Spirit. Curiosity z taką baterią będzie też mógł wjechać do środka tej struktury jeśli okaże się, że jest taki wjazd – bez obawy utraty źródła energii. Na dodatek 14-letnia gwarancja nie oznacza wcale, że po upływie tego czasu bateria się wyczerpie. Zazwyczaj podobne do tego systemy pracują jeszcze przez następne 10 lat i dłużej.



Nazwa najnowszego marsjańskiego rovera też wydaje się nie być przypadkowa. Teoretycznie wybierały ją dzieci szkolne, ale ich wybór był w jakiś sposób stymulowany i pojazd nazwano Curiosity. Bardzo stare angielskie przysłowie mówi że: „ciekawość zabiła kota, ale przynajmniej teraz wie czego szukał” (mniej więcej… zawsze jest problem z tymi dawnymi przysłowiami). Oczywiście ktoś zaraz zapyta co ma z tym wszystkim wspólnego kot, gdy szukamy gdzie jest pies pogrzebany… Hmmm… Może jednak ma. Każdy chyba zna tzw. „Twarz” na Marsie, czyli słynną strukturę na powierzchni planety, która przypomina z wyglądu jakąś twarz. Twarz jest położona w regionie Marsa zwanym Cydonią i pisał o niej szeroko mój ulubieniec Rysiek Hoagland. We wschodniej części terenu gdzie leży Twarz, można znaleźć inną twarz, która do złudzenia przypomina pysk kota! Twarz na Marsie ma… kocia naturę i być może nazwa rovera Curiosity do tej kociej natury nawiązuje. Ci, którzy uśmiechają się teraz z przekąsem, mogą dla równowagi rzucić okiem choćby na Sfinksa – monument znacznie starszy niż piramidy, wg wielu opinii przedstawia kota. Kot Bastet był świętym zwierzęciem w kulturze starożytnego Egiptu, której symbolem są piramidy – takie jak ta na Marsie.



Oczywiście rozumiem wszystkich tych, dla których powyższy scenariusz jest nie do przyjęcia, ale jedyna droga aby pojąć z zewnątrz wszystko to, co się dookoła nas dzieje jest budowanie takich właśnie scenariuszy na podstawie wydarzeń jakie rozgrywają się na naszych oczach. Weźmy na przykład sondę Fobos-Grunt. Być może wkrótce rzeczywiście przeczytamy w mediach oświadczenie, że sondy nie udało się uruchomić i że spali się w ziemskiej atmosferze. Większość pokiwa tylko głową i zajmie się swoimi sprawami. Nikogo nie zdziwi też fakt, że nie znaleziono ani kawałka spadającej sondy na Ziemi, bo w mediach napiszą, że albo nie wiadomo gdzie spadły, albo że spadły w najbardziej niedostępnej części Pacyfiku, gdzieś pomiędzy Wyspą Wielkanocną a Samoa. Szczątków UARS i ROSAT też się przecież nie „udało” odnaleźć… To wygląda jak przygotowanie gruntu pod podobną sytuacje po to, by nikt nie zadawał niewygodnych pytań. A tymczasem Fobos-Grunt lub inna sonda spokojnie może udać się ze swoją tajną misją gdzie chce, a my nie będziemy mieć o tym zielonego pojęcia…



Źródło:Nowa Atlantyda
Ostatnio zmieniony sob gru 17, 2011 2:25 pm przez UFOWORLDNEWS, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
niedzwiec
Zaangażowany Infranin
Posty: 354
Rejestracja: śr sty 05, 2011 9:06 am
Kontakt:

Re: Marsjańska konspiracja

Post autor: niedzwiec »

Dokładnie tak, jak napisał autor postu - Rosjanie podali, że sonda spadła do Pacyfiku ponad tysiąc mil od jakiejś chilijskiej wyspy.



Nie da się ukryć, że jest to megapodejrzane.
Awatar użytkownika
Przemekkk666
Weteran Infranin
Posty: 1052
Rejestracja: wt maja 03, 2011 4:35 pm
Kontakt:

Re: Marsjańska konspiracja

Post autor: Przemekkk666 »

Mnie już nic nie zdziwi. Ogrom kłamstwa jakiego dopuszcza się NASA oraz cała ta władza (ta ukryta i ta oficjalna) jest PORAŻĄJĄCY. Gdyby to tak wszystko wyłożyć oficjalnie ludziom, to 80% by nie uwierzyła, to byłby taki szok. Istny matriks.
Awatar użytkownika
arek
Homo Infranius Alfa
Posty: 2146
Rejestracja: śr mar 08, 2006 9:55 am
Kontakt:

Re: Marsjańska konspiracja

Post autor: arek »

NASA po prostu działa w sposób "akademicki" wielu ludzi doszukuje się czegos w zdjęciach ,zwłaszcza że sama NASA mówi że nie jest w stanie przeanalizowac wszystkich zdjęc .Często na złączeniach klatek dochodzi do zbitki danych i wychodzi" późne rokokoko" .Bardzo czesto tez trole zakładaja strony publikują zdjęcia np. Marsa czy Księżyca orginalne tylko po to by wrzucic kilka podrasowanych i wywołac ferment .Dlatego oceniac nalezy zdjęcia pochodzace tylko z orginalnej strony NASA.
<a href="http://www.wmgu-olsztyn.prv.pl">wmgu-olsztyn.prv.pl</a>
Awatar użytkownika
arek
Homo Infranius Alfa
Posty: 2146
Rejestracja: śr mar 08, 2006 9:55 am
Kontakt:

Re: Marsjańska konspiracja

Post autor: arek »

Meteoryt, którego szczątki zeszłego lata spadły na Maroko, pochodził z Marsa - informuje agencja Associated Press.



Upadek marsjańskiego meteorytu zaobserwowano w północnej Afryce w lipcu 2011. To dopiero piąty potwierdzony przez ekspertów na podstawie badań laboratoryjnych przypadek świeżego upadku marsjańskich skał na Ziemię. Ostatnie takie zdarzenie miało miejsce w roku 1962.



Specjalny komitet ekspertów od meteorytów, w którego skład wchodzą naukowcy z NASA potwierdził wyniki badań we wtorek 17 stycznia. Udało się zebrać około 7 kilogramów szczątków, z których największy ważył około kilograma.



Zdaniem astronomów miliony lat temu jakiś duży obiekt uderzył w powierzchnię Marsa, wyrzucając fragmenty skał w przestrzeń kosmiczną. Szczątki te nadal krążą po Układzie Słonecznym i od czasu do czasu jakiś kawałek spada na Ziemię.
link do artykułu



Skoro tam pierdutnęło tak mocno ,że kawałki aż na ziemię dotarły to nic dziwnego ,że nie widac życia na powierzchni .
<a href="http://www.wmgu-olsztyn.prv.pl">wmgu-olsztyn.prv.pl</a>
ODPOWIEDZ

Wróć do „AREA 51, TAJNE PROJEKTY”