Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Nowy świat, nowi ludzie, nowe myślenie. A może to tylko iluzja?
Awatar użytkownika
Rysiek23
Homo Infranius Alfa
Posty: 3237
Rejestracja: sob cze 02, 2007 11:25 am
Kontakt:

Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Rysiek23 »

Od kiedy kryzys finansowy splądrował banki i poważnie nadwerężył przemysł samochodowy, epidemii głoszenia apokaliptycznych proroctw ulega coraz więcej osób. Co kryje się za katastroficzną retoryką naszych czasów?
Thomas Friedman - jeden z czołowych dziennikarzy "New York Timesa" - pisał w jednym ze swoich artykułów pod koniec 2008 roku: "Ostatnio często bywam w restauracjach, które zazwyczaj pełne są młodych ludzi. Przyglądam się im i mam niezwykłą potrzebę przejścia od stolika do stolika i zaapelowania do młodzieży: Nie wiecie, kim jestem, ale muszę wam powiedzieć, że nie powinno was tu być. Powinniście oszczędzać wasze pieniądze. Powinniście jeść w domu tuńczyka z puszki. Kryzys finansowy jeszcze nie minął. Przeciwnie, to dopiero początek! Proszę was, każcie zapakować wasze steki i idźcie do domu."



O artykule Friedmana pisał niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", jednak wydawca FAZ Frank Schirrmacher, zamiast zastanowić się nad faktem, czy wpływowy autor felietonów o gospodarce nie zachował się wysoce nieodpowiedzialnie, tworząc apokaliptycznego harlekina, wolał głosić mądrości o "dramatycznej ewolucji kryzysu, która wymaga coraz to nowych zabiegów retorycznych". Czy miał na myśli, że każdy, kto w obliczu obecnego kryzysu w pierwszej kolejności zastanawia się nad podjęciem racjonalnych kroków politycznych i gospodarczych, ma serce z kamienia?



Wizje apokalipsy



Łabędzi śpiew, współczesna wersja "Pieśni nad Pieśniami", traktująca tym razem o zbliżającej się wielkimi krokami zagładzie ludzkości, nie jest bynajmniej wymysłem naszych czasów. Już w siódmym rozdziale Biblii Pan Bóg zsyła ludzkości zapowiedź końca świata w postaci strasznego potopu; w eposie o Gilgameszu bogowie zalewają ziemię potwornym deszczem, a w islandzkiej Eddzie ludzkość dotyka potężny pożar. W średniowieczu panowało powszechne przekonanie, że ludzi zetrze z powierzchni Ziemi kometa lub zaraza. Również w XX wieku, zanim świat ogarnęła rzeczywista tragedia pierwszej wojny światowej, ludzie drżeli ze strachu przed Kometą Halley'a, natomiast gdy terror narodowego socjalizmu przeszedł do historii, nasze umysły opanował ogromny strach przed bombą atomową. W latach 70. Klub Rzymski odkrył ekologię jako szerokie pole do głoszenia zagłady, więc pojawiła się okazja do stworzenia kolejnej teorii o końcu świata. Natomiast typowo niemieckie proroctwa lat 80. bazowały na masowym obumieraniu tamtejszych lasów.
Nie jest więc niczym nowym, że współczesnych jeźdźców Apokalipsy widzi się na przemian to w ptasiej grypie, to w "pluskwie milenijnej", w niekorzystnym dla ludzkości rozwoju demograficznym, w ociepleniu klimatu czy wreszcie w dotykającym nas dziś bezpośrednio kryzysie gospodarczym. Niewykluczone, że zarabianie pieniędzy na ludzkim strachu to najstarszy biznes świata. Nasze czasy mają jednak jedną nową, bardzo charakterystyczną cechę - pomysły na apokalipsę zmieniają się niezwykle często. Podobnie jak kawiarnie Starbucks proponują swoim gościom "kawę miesiąca", tak środki masowego przekazu co miesiąc przedstawiają nam nową wizję końca świata. Nie jest więc tak, jak mówił wydawca FAZ, że zmieniające się z tygodnia na tydzień "nowe zabiegi retoryczne" konieczne są ze względu na "ewolucję kryzysu" - najbardziej potrzebuje ich prasa, która regulator głośności dźwięku kręcić potrafi widocznie tylko w jedną stronę.



"Istnieją ludzie, którzy cieszyliby się z końca świata tylko dlatego, że spełniłaby się ich przepowiednia" - pisał w 1845 roku Friedrich Hebbel w swoim pamiętniku. Natomiast dobre 100 lat później Friedrich Sieburg zanotował takie oto słowa: "Istotnym bodźcem, który napędza mechanizm strachu w naszym społeczeństwie, jest bogactwo barw, w jakich umiemy malować ludzkość, stojącą rzekomo na skraju przepaści. Niektórzy doskonale potrafią stworzyć katastroficzną wizję przyszłości, o której tak naprawdę nikt nie może mieć pojęcia."



Pragnienie końca



Sieburg nie ogranicza się jednak do szyderstw, ale proponuje też wyjaśnienie naszego "pragnienia końca świata". Stawia on diagnozę, że przyczyną jest tu powszechny stan ducha w przeżywającej cud gospodarczy Republice Federalnej Niemiec: "Codzienność demokracji z jej zwyczajnymi problemami jest nudna, natomiast zagrażające ludzkości katastrofy są czymś niezwykle fascynującym... Gdy nie wiemy, co można by jeszcze począć z naszym ziemskim bytem, chcemy przynajmniej stać się świadkami spektakularnego końca jakiegoś okresu w historii świata. Trudno jest dobrze żyć, ale ze sprawnym doprowadzeniem do swojej zagłady ludzkość powinna sobie poradzić..."



Czy w takim razie w człowieku rzeczywiście drzemie głęboka fascynacja śmiercią, opisana przez Zygmunta Freuda? Czy prawdą jest "wielkie marzenie o otchłani", o którym pisał niemiecki poeta Hölderlin? Na pierwszy rzut oka teorie te zdają się zupełnie absurdalne. Współczesnym zwiastunom końca świata daleko bowiem do duchowego stanu bohatera wagnerowskiego dramatu "Pierścień Nibelunga" Wotana, który grzmi: "Wszystko, czego pragnę, to końca! Końca!"



Wotan i dzisiejsi prorocy apokalipsy są w jednej kwestii frapująco zgodni - świat podąża w złym kierunku, a ludzkość w pełni zasługuje na upadek. Tak jak u Wagnera Bóg przeklina swoje dzieło cywilizacji jako "wielkopański przepych, hańbę chełpiącą się boską świetnością", również gniewni współcześni piętnują nasz obecny sposób życia, demaskują katastrofę, rozsadzającą fundamenty naszego indywidualistyczno-kapitalistycznego społeczeństwa. Nie ma tu miejsca na umiarkowany ton i na jakiekolwiek wątpliwości.



W Niemczech już od dłuższego czasu gruntownie i z zaangażowaniem kreuje się atmosferę katastrofy. O szykujących zemstę pradawnych siłach natury pisał już w latach 80. aktywista ekologiczny Carl Amery: "Obumieranie lasów to wyraźny znak, że matka-ziemia Gaja próbuje przy użyciu przemocy uwolnić się od nieudanego gatunku ludzkiego... Wymaga to całkowitej rewizji naszych tak zwanych wartości. Z tymi, które wyznajemy teraz, nie da się dalej egzystować."



Teoria, że ludzkość nie może dalej tak żyć, pojawia się dobre 20 lat wcześniej w książce Karla Jaspersa "Die Atombombe und die Zukunft des Menschen" ("Bomba atomowa i przyszłość człowieka"). Autor przedstawia tę tezę w formie nieco bardziej ambitnej pod względem filozoficznym, ale formułuje ją w sposób równie uniwersalny: "Niebezpieczeństwo totalnego zniszczenia zmusza nas do refleksji na temat sensu naszego życia. Możliwość całkowitej zagłady świata stawia wyzwanie naszej rzeczywistości."
Potrzeba zmian



W katastroficznej retoryce kryje się głębokie marzenie jednostki ludzkiej o radykalnej zmianie. Nie wystarcza tu nazywanie po imieniu ryzykownych ekscesów naszego gatunku czy poszukiwanie konkretnych, pragmatycznych rozwiązań. Kryzysy są zjawiskiem z tego świata i w pełni przynależą do normalnego rozwoju ludzkości. Katastrofy są za to wielkimi wydarzeniami, które raptownie przerywają bieg świata. To erupcje rozsadzające doczesne kontinuum, będące w stanie radykalnie zmienić bieg historii. Kryzysy w spektakularny sposób utrudniają nam życie i wymagają od nas skrupulatnej, mozolnej pracy nad poprawą i precyzyjnym dostosowaniem się do panujących warunków. Natomiast katastrofy to czas wielkich czynów. Katastrofa wyrywa uśpione indywiduum ze snu i pozwala mu urosnąć do rangi wyzwoliciela ludzkości.



Nikt w rolę przerażonego obecnym stanem rzeczy proroka nie wcielił się lepiej niż Al Gore. Nie można przejść obojętnie wobec faktu, że na początku filmu "Niewygodna prawda" Gore przedstawia się słowami: "Dawniej miałem być kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki". Później Gore zaczyna opowiadać, jak doszło do jego przemiany z walczącego o najwyższą funkcję w państwie polityka w bohatera ratującego środowisko naturalne. Jego 6-letni syn miał wypadek samochodowy, po którym przez długie tygodnie walczył ze śmiercią. Ta osobista tragedia zmieniła spojrzenie Ala Gore'a na rzeczywistość. Laureat Nagrody Nobla z 2007 roku z nutą autoironii przyznaje też, że jego globalna ekologiczna wyprawa krzyżowa była dobrą odskocznią od rozczarowania, jakie przyniosła mu przegrana w walce o fotel prezydencki w 2000 roku. Do tej pory chyba nie pojawił się człowiek, który zdołałby tak dobrze połączyć show własnego ego z zaangażowaniem w ratowanie świata.



Od początku przepowiednie o końcu świata mają na celu powściągnąć ludzką manię wielkości i przypomnieć o tym, że istnieją siły znacznie potężniejsze od człowieka. Czy jednak głośne nawoływanie zwiastunów zagłady ludzkości do refleksji nad samym sobą i do nawrócenia nie jest nieco nadęte i obcesowe? Zdaje się ono być świadectwem ich rosnącej pychy, która każe im potępić całe nasze społeczeństwo i nakazać nam "totalną rewizję norm i wartości". Czy w obrzydzeniu, jakie prorocy apokalipsy najwyraźniej odczuwają w stosunku do codzienności, nie tkwi jakaś wrogość do naszej ziemskiej egzystencji? Czy ten wstręt nie jest w pewien sposób bliski freudowskiej fascynacji śmiercią?



"Nie! Za nic w świecie!" - oburzyliby się wszyscy dobroczyńcy ludzkości, gromadzący się na szczytach klimatycznych, demograficznych czy G8. Są oni zdania, że przestrogi i przywoływanie ludzkości do porządku wynikają tylko z bezgranicznej miłości do życia, z pragnienia uratowania naszego gatunku i niedopuszczenia do tego, aby następne pokolenia musiały żyć na spustoszonej planecie. Ich obrzydzenie nie dotyczy życia jako takiego, ale życia fałszywego, życia w bezwzględnym kapitalizmie i wyzysku, życia oddalającego ludzi od siebie nawzajem, życia powierzchownego i egoistycznego. Co prawda cechy te rzeczywiście są charakterystyczne dla zachodniego społeczeństwa, ale dlaczego wielcy prorocy końca świata spostrzegają jedynie czarną stronę społeczeństwa, a zamykają oczy na to, co dobre? Dlaczego widzą tylko chciwych menadżerów, biedę, z którą do tej pory nie udało się wygrać, konsumpcjonizm i tanią, plastikową kulturę? Dlaczego nie chcą zwrócić uwagi na odpowiedzialnych przedsiębiorców czy na stale poprawiające się warunki życia również wśród biedniejszych warstw społeczeństwa? Dlaczego nie zachwycą się muzeami, operami czy parkami ochrony przyrody, które stworzyła właśnie ta nasza rzekomo zdemoralizowana cywilizacja?



"Nie podoba mi się kierunek, w którym idziemy" - to powiedzenie cesarza Wilhelma II mogłoby być mottem również współczesnych, niemiłosiernych kaznodziejów. Jeżeli jednak obecny kierunek nie jest właściwy, to którą drogą powinniśmy podążać?



Jednocząca siła nieszczęścia



Nadzieję, jaką żywią prorocy apokalipsy, najlepiej obrazują katastroficzne produkcje kinowe, jak na przykład "The Day After Tomorrow". W filmie tym samotny ojciec, któremu dzień przed katastrofą nie udaje się nawet punktualnie dowieźć syna na lotnisko, podąża pieszo przez świat, niespodziewanie ogarnięty epoką lodowcową. Mężczyzna idzie ratować syna z zatopionego w lodzie i śniegu Nowego Jorku. Włóczędzy i dzieci milionerów, którzy jeszcze przed chwilą obchodzili się nawzajem dalekim łukiem, teraz dzielą się ostatnim ciepłym swetrem.



Komu ten scenariusz wydaje się zbyt trywialny, powinien przeczytać "Trzęsienie ziemi w Chile" Heinricha von Kleista z 1807 roku. Ten mroczny, niemiecki pisarz rozwodzi się tu również nad bezklasową idyllą. W świecie spowitym katastrofą naturalną tworzy pełną miłości bliźniego sielankę. Główny bohater ma poczucie - przynajmniej przelotne - że "ogólne nieszczęście połączyło w jedną rodzinę wszystko to, co zdołało uratować się z katastrofy". Czy człowiek musi doświadczyć ekstremalnego nieszczęścia, aby zrozumieć, że literacki motyw cierpienia, mającego jakoby szczególnie humanizujące oddziaływanie, to jedynie ckliwy kicz? Czy trzeba przeżyć koszmar - jak na przykład ocalała z obozu w Auschwitz Ruth Klüger - aby się o tym przekonać?



Człowiek nie może uwolnić się od wyrzutów sumienia, dręczących go od kiedy Prometeusz wykradł z Olimpu ogień, a Ewa z Adamem skosztowali jabłka z Drzewa Poznania. Pojawiające się co chwilę nowe przepowiednie o kolejnym końcu świata nie pomogą nam odnaleźć krętej drogi do raju. Na razie wszystkie prowadzące tam ścieżki są niedostępne. Ludzkości nie uda się stworzyć sprawiedliwego społeczeństwa, jeśli tak kurczowo będzie się trzymała utopijnych idei. Światowy pokój zapanuje dopiero wtedy, gdy wyeliminowane zostaną wszystkie konflikty, przeciwieństwa i sprzeczności, a wszelakie rozłamy zespolone zostaną w jeden wielki, ogólnoświatowy, serdeczny uścisk. Istota ludzka przypomina krzywą gałąź. Jeszcze nikt nie zdołał jej wyprostować. Wręcz przeciwnie - każda dotychczasowa próba tworzyła prawdziwe piekło na ziemi.



Źródło: gazeta.pl za Der Spiegel
Awatar użytkownika
Yedyny
Początkujący
Posty: 21
Rejestracja: czw sie 30, 2007 12:29 pm
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Yedyny »

Dokladnie, katastrowy jednocza.Kazdy wtedy jest rowny.I co by bylo, gdyby nagle zabraklo np. elektrycznosci - a co za tym idzie telewizji, internetu? Ludzie wyszli by z domow, zaczeli rozmawiac z sasiadami NORMALNIE oprocz codziennego "Dzien dobry".Nawet w wypadku najwiekszej katastrofy - jesli oczywiscie nie dojdzie do calkowitego zniszczenia planety- ludzie przetrwaja; jestesmy jak robaczki - wszedzie nas pelno i do tego w miare szybko sie mnozymy.

Dobry art !
Awatar użytkownika
Erhion
Infrańczyk
Posty: 188
Rejestracja: śr kwie 30, 2008 12:09 pm
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Erhion »

Up:



Taki świat byłby przynajmniej bardziej naturalny i według MNIE lepszy.
Awatar użytkownika
Newsman
Weteran Infranin
Posty: 1379
Rejestracja: śr wrz 09, 2009 10:17 am
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Newsman »

TVP 2 wyemitowało ostatnio krótki materiał poświęcony zjawisku 2012.

Wśród komentatorów znaleźli się m.in. R.Bernatowicz, M. Mizera, J. Sieńczyłło oraz dr B.Woronowicz.

Program możemy znaleźć -tutaj-

Powstaje pytanie: Czy R.Bernatowicz wie, o czym mówi i czy naprawdę w to wierzy (połączył 2012 ze szczytem słonecznej aktywności i czeka na wyłonienie się Atlantydy)? Czy ogłupianie ludzi słowami o chanelingu od istot niefizycznych musi oznaczać koniec świata? Gdzie kończy się bujda, a zaczyna sekta? I czy nie miał racji dr Woronowicz mówiąc: "Wszystko zależy od tego, jak bardzo się w to angażujemy..."
Awatar użytkownika
Lazy
Full Active
Posty: 546
Rejestracja: pn paź 01, 2007 9:35 pm
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Lazy »

Yan_Volskee
Powstaje pytanie: Czy R.Bernatowicz wie, o czym mówi i czy naprawdę w to wierzy (połączył 2012 ze szczytem słonecznej aktywności i czeka na wyłonienie się Atlantydy)?
Super aktywność Słońca jest obliczona przez naukowców.Co zaś się z tym wiąże?Nie przebiegunowanie,kataklizmy owszem.Co do Atlantydy,moim zdaniem bujda.Czy Bernatowicz w to wierzy?Nie mam pojęcia.W FN wierzy się w wiele rzeczy. ;)
ŻYCIE JEST TYLKO GRĄ

WSZYSTKO,CZYM ONO JEST,TO ILUZJA,ALE WY,GRACZE,DOSZLIŚCIE DO PRZEKONANIA,ŻE TO JEDYNA RZECZYWISTOŚĆ
Awatar użytkownika
Kalatos
Infranin
Posty: 240
Rejestracja: czw gru 18, 2008 11:53 am
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Kalatos »

Dlaczego? Przecież to tak proste jak drut. Otóż ktoś na tym wszystkim zarabia pieniądze, wszak trzeba wydać książki o tym jak się chronić przed nadejściem kosmicznych jeźdźców apokalipsy, trzeba zrobić maskotki, emblematy itd itd i na tym ktoś komu ta cała histeria jest przydatna zarabia pieniądze. Dla mnie to jest oczywiste, zresztą nie wiem czemu ale jestem przekonany że w 2011 roku będzie szał na takie gadżety. I jedno jest pewne, jak długo istnieć będzie ludzkość tak długo będziemy mieli do czynienia z kolejnymi wizjami katastrof a nuż za 20 lat ktoś powie że bylem wróżbitą światowej sławy.. Tak tak właśnie myślę sobie że przeżyjemy ten 2012, 2030, 2050 jak przeżyliśmy 2001. Pozdrawiam!
"Fanatyzm religijny to największe zło tego świata"
Awatar użytkownika
Goodwill
Infrzak
Posty: 33
Rejestracja: wt gru 11, 2007 11:01 pm
Kontakt:

Re: Dlaczego straszą nas apokalipsą?

Post autor: Goodwill »

poprzez wysoka aktywonosc wlasnie zabraknie na ziemi pradu :) i bardzo sie ciesze czas by ludzie sie ogarneli ze nie wszytsko zloto co sie swieci :P
ODPOWIEDZ

Wróć do „NOWA ERA”