Pozwolę sobie przytoczyć mój punkt widzenia na tę sprawę. Z góry przepraszam tych, którzy z moimi poglądami się nie zgadzają.
Chemiczny ślad na niebie, czyli zabójstwo z premedytacją?
Od czasu, kiedy w niebo wzbił się pierwszy samolot z silnikiem tłokowym, rzesze sympatyków i wrogów lotnictwa spekulują nad tym, czym tak naprawdę są smugi kondensacyjne?
Dla jednych to czary, dla innych warkocz Matki Boskiej, a dla jeszcze innych zamarznięte drobinki wody. O ile proces kondensacji wody powinien być zjawiskiem powszechnie znanym, o tyle spekulacje dotyczące tego, że w smugach znajduje się coś więcej niż woda znalazło posłuch praktycznie na całym świecie. Prowadzą oczywiście Stany Zjednoczone, gdzie procent niedouczonych mieszkańców poraża każdego europejczyka. Cóż prawdy telewizyjne biorą tam górę nad słowem pisanym ( czy oni w ogóle potrafią czytać?). Przeciętny Amerykanin zapytany o Polskę kojarzy ją tylko z Wałęsą, białymi niedźwiedziami, które maszerują bezkarnie po centrum Warszawy i z rządowymi „samolotami” – nielotami.
Czym zatem są smugi kondensacyjne?
To nic innego jak zwyczajna chmura Cirrocumulus (Cc – chmura kłębiasto-pierzasta), która widziana z Ziemi ma rozmiar kątowy poniżej jednego stopnia. Tworzy się ona pomiędzy 5500, a 11000 metrów, chmura ta praktycznie nigdy nie wywołuje opadów. Smugi zwykle powstają pod tropopauzą, która zwykle ma grubość od kilometra do dwóch, to swoista strefa przejściowa pomiędzy troposferą, a stratosferą. W strefie tej temperatura może spaść nawet do -55, -60 stopni Celsjusza!
Już ta ostatnia informacja powinna dać obraz tego, z czym mamy do czynienia mówiąc o tzw. punkcie kondensacji ( przy danym składzie gazu lub mieszaniny gazów i ustalonym ciśnieniu, może rozpocząć się proces skraplania gazu lub wybranego składnika mieszaniny gazu), który jest ściśle określony, a rozgrzane spaliny silników tylko ten proces ułatwiają.
Temperatura punktu kondensacji (punktu rosy) ma spore znaczenie w meteorologii lotniczej, jako że jest ona bezpośrednio związana z wysokością, na której znajduje się podstawa chmur w danych warunkach meteorologicznych. Wysokość podstawy chmur ma natomiast kluczowe znaczenie w lotach termicznych (szybownictwo, paralotniarstwo), ponieważ stanowi, w normalnych warunkach, górne ograniczenie dla wznoszącego się w kominie termicznym statku powietrznego ( każdy szybownik doskonale wie, czym jest ów „komin”, to właśnie dzięki niemu szybowiec potrafi się gwałtownie wznosić z taką siłą, że pilota wręcz wgniata w siedzisko, prócz tego w trakcie takiego lotu wielkimi sprzymierzeńcami są… bociany, nasi naturalni sprzymierzeńcy i „drogowskazy”, ich instynkty są absolutnie niezawodne, cóż, geniusz natury).
Cały proces ilustruje bardzo proste wyrażenie matematyczne ( tak obce naszym „uczonym” miłośnikom teorii spiskowych).
Td – temperatura punktu rosy w stopniach Celsjusza (°C)
T – temperatura °C
H – wilgotność względna w %
Nowa era w lotnictwie – odrzutowce.
O ile w lotnictwie cywilnym i wojskowym do końca ostatniej wojny samoloty sporadycznie pozostawiały smugi kondensacyjne na niebie, tak w momencie, kiedy pierwszy raz w powietrze wzbił się Me 262 (Schwalbe/ Jaskółka), wszystko się zmieniło. O ile płatowiec był czymś wyjątkowo nieatrakcyjnym wizualnie, tak jego turbiny gazowe BMW, stały się majstersztykiem ówczesnej techniki. To właśnie Niemcy jako pierwsi mieli okazję zobaczyć smugi kondensacyjne pełnowartościowej maszyny bojowej o napędzie pulsacyjnym. Oczywiście silniki Me 262 były tylko rozwinięciem napędu V-1, która odgłosem przypominała warkot motocykla s silnikiem dwusuwowym.
Smugi, która pozostawiały ówczesne maszyny nie różnią się aż tak bardzo od tych, które pozostawiają współczesne maszyny. Kwestią różniącą obie ery były tylko moc silników, rodzaj paliwa lotniczego i wbrew pozorom prędkość, z którą poruszały się samoloty dawniej i dzisiaj.
Paliwa lotnicze
Miłośnicy teorii spiskowych twierdzą, że mieszkańcy regionów, nad którymi dokonywane są przeloty samolotów „podtruwani” są tym, co wydzielają silniki lotnicze. Bardziej zatwardziali w poglądach są praktycznie pewni tego, że w niektórych samolotach celowo instalowane SA specjalne zbiorniki i dysze, z których rozpylane są trucizny, tylko po to, aby masowo i stopniowo mordować całe populacje!
To dosyć radykalne stwierdzenie wszystkich tych, którzy prócz zamętu nigdy nie posieją tego „czegoś”, co wynika z prostej analizy.
Współczesne silniki lotnicze wykorzystują w większości kerozynę lub inaczej naftę lotniczą. Dokładny skład paliwa lotniczego jest tajemnica producentów w zależności od typów maszyn, które codziennie wzbijają się w powietrze na całym świecie. Owszem, nie ma najmniejszych wątpliwości, że powstające za samolotem spaliny trują wszystko i wszystkich, jednak nie mam wątpliwości, że nie są bardziej trujące od spalin milionów aut, które każdego dnia przemierzają drogi świata.
Trują, czy nie trują?
To wyjątkowa niedorzeczność, bez wątpienia trują, jednak w znacznie mniejszym stopniu niż np. gospodarka USA, która z ochroną środowiska ma tyle wspólnego, co motorower „Komar” z przeciętnym „Tirem”, których tysiące przemierzają polskie drogi, rujnując je doszczętnie. No dobrze, a jak jest z samolotami, które służą do czegoś więcej niż tylko do przenoszenia ludzi i ładunków? Skupmy się na tym zagadnieniu przez chwilę.
Od wielu lat stosowane są w lotnictwie specjalne maszyny, które przeznaczone są do wyjątkowych celów. Zakładając, że rządy państw nie zamierzają dokonać zbiorowych zabójstw z wykorzystaniem gazów bojowych rozpylanych na niskich wysokościach, wykorzystują samoloty do różnych celów. Najczęściej ma to związek z ochroną roślin, i zwierząt. Zdarza się, że maszyny te wykorzystywane są do gaszenia pożarów, lub ich wzniecania, jednak w ostatnim przypadku mówimy o działaniach wojennych.
Zwolennicy spisków zapominają także o pewnej procedurze, najczęściej awaryjnej, kiedy w razie niebezpieczeństwa ( chodzi tu w skrajnych przypadkach o stabilizację maszyny w locie) dokonywany jest zrzut paliwa. Nie zapominajmy o tym, że za sterami transportowców siedzą najlepsi z najlepszych, a to oznacza wyjątkową odpowiedzialność. W skrajnych przypadkach pilot wykonuje podobne zadania możliwie najdalej od siedzib ludzkich.
Teorie z palca wyssane
Czytając rozprawy kacyków sekt niuejdżowych, często elektryzuje mnie niebywała ignorancja wymieszana z głupotą osób, które mają „pewność”, że praktycznie każdy samolot wzbijający się w powietrze robi podwójny interes, tzn. przewozi ludzi i towary, a jednocześnie rozsiewa wszelkiego rodzaju świństwa, które w jakimś przedziale czasowym spowodować mają zgony wśród mieszkańców. Jakoś nigdy nie słyszałem o podobnych próbach zamachów. Oczywiście jest to możliwe, jednak, czy istnieje jakiś rząd, który wydałby podobny rozkaz? Otóż niestety, tak.
Żyjemy w Polsce, jest to nasze szczęście i przekleństwo. Szczęście, polega na tym, że to Nasz Kraj. Nieszczęście, że mamy w nim w większości, polityków – idiotów, którzy swoją wiedzę czerpią z mediów, w których niedouczeni dziennikarze rozsiewają nie dymy, pary i trucizny, a zwyczajnie głupotę, która później „kiełkuje” i doprowadza do powstawania bzdurnych teorii, które są realizowane!
Żaden pilot w czasie pokoju nie podejmie wyzwania, którym będzie próba zgładzania „na raty” swoich współziomków, oczywiście były wyjątki, jednak na myśli mam znowu działania wojenne.
Czy tak ciężko zrozumieć jest niektórym prosty fakt, że niszczenie populacji powoduje nieodwracalne konsekwencje? Kto podejmie takie ryzyko? Chyba tylko dyktator lub szaleniec.
Zatem, kiedy rano wstajesz i wychodzisz na taras przeciągając się po długim śnie i widzisz na niebie pędzący samolot, nie wpadaj w panikę. To, co zostawia on za sobą, jest równie szkodliwe jak woda, do której codziennie wsypujesz kawę.
Pozdrawiam.