Maszyna czasu ojca Ernettiego
: sob sie 15, 2009 9:18 pm
Czy w drugiej połowie XX wieku został skonstruowany swoisty magnetowid do odtwarzania akustycznej i optycznej ścieżki historii świata?
Podobno pracowano nad nim w ścisłej tajemnicy w latach 1950-1990. Koordynatorem tych działań miał być włoski benedyktyn, ojciec Alfredo Pellegrino Ernetti, człowiek o szerokich zainteresowaniach, z wykształcenia fizyk. Prototyp wehikułu czasu nazwano chronowizorem. Na początku lat 70. ub. wieku rozpoczęły się pierwsze próby testowania tej niezwykłej maszyny.
Badacze, którym udało się odtworzyć historię owego wynalazku, twierdzą, że przy opracowywaniu konstrukcji i zasad funkcjonowania chronowizora brało udział 12 światowej sławy naukowców, działających w całkowitym ukryciu. Ten stan rzeczy trwał aż do chwili, kiedy ojciec Ernetti z niejasnych do dzisiaj powodów zdradził mass mediom, że jest w stanie podglądać przeszłość.
Wybuchła wówczas prawdziwa burza.
Czy możliwe jest „podglądanie" przeszłości na ekranie swego rodzaju „magnetowidu"?
Po złożeniu tego oświadczenia zakonnik otrzymał od swych zwierzchników zakaz wypowiadania się na temat chronowizora. Watykan stał bowiem na stanowisku, że prace nad urządzeniem nie powinny być nagłaśniane. Ponadto chronowizorem interesował się wywiad amerykański, a także Rosjanie. Jak zapewniają świadkowie, w ostatnich latach swego życia Alfredo Ernetti
opuszczał klasztor wyłącznie w towarzystwie ochroniarzy
ponieważ realna była groźba, że zostanie uprowadzony przez służby specjalne obcych mocarstw, które za wszelką cenę pragnęły poznać konstrukcję tajemniczego aparatu.
Z upływem lat pamięć o chronowizorze powoli zanikała. Jednak garstka dociekliwych dziennikarzy nie rezygnowała z prób dotarcia do wynalazku. Ustalili oni, że po śmierci Ernettiego w roku 1994 Stolica Apostolska nakazała zdemontowanie urządzenia i przewiezienie wszystkich jego części do archiwum watykańskiego.
Czy w jakimś innym kraju, np. w USA lub Rosji, w latach 80. i 90. również skonstruowano takie urządzenie?
Tego możemy się tylko domyślać. Nie ulega natomiast wątpliwości, że chronowłzor należy do najbardziej niebezpiecznych wynalazków w historii. Z jego pomocą można wszak odbierać obrazy dowolnych zdarzeń zachodzących w świecie, a nawet myśli określonych osób! Jeżeli aparat rzeczywiście istnieje, byłby doskonałym urządzeniem szpiegowskim -wszechobecnym okiem i uchem Wielkiego Brata, mogącego podglądać świat dla własnych ceiów. Czymś, co raz na zawsze odebrałoby ludziom wolność działania i myślenia oraz -jak ujął to ojciec Ernetti - spowodowałoby powszechną tragedię.
Przez kilkanaście lat od śmierci włoskiego zakonnika na światło dzienne nie wyszły żadne nowe fakty. Ksiądz Francois Brune, od lat zajmujący się zjawiskiem transkomunikacji, czyli kontaktami z umarłymi za pomocą urządzeń elektronicznych, dobrze znał ojca Ernettiego i jest przekonany, że absolutnie nie był on typem mitomana. - Nie wierzę w to, by po prostu wymyślił całą tę historię - powiedział mi, gdy rozmawialiśmy podczas jego wizyty w Polsce w grudniu 2008 roku, kiedy to redakcja Nieznanego Świata przyznała mu swą roczną Honorową Nagrodę.
Ernetti nigdy nie twierdził, że sam skonstruował chronowizor, co mogłoby budzić pewne zastrzeżenia. Zasłaniając się złożoną uroczyście przysięgą, nie chciał jednak podać nazwisk osób żyjących, które w tym projekcie uczestniczyły. Ujawnił natomiast personalia naukowców już nieżyjących. Stąd wiemy, że w pracach nad chronowizorem brali udział m.in.: Enrico Fermi - noblista, światowej sławy fizyk jądrowy, Werner von Braun - inżynier urodzony w Wyrzysku pod Bydgoszczą, twórca rakiety V2, po wojnie pracujący dla Amerykanów, oraz ojciec Agostino Gemelli, lekarz i psycholog, założyciel Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca w Mediolanie.
Powiedzmy w tym miejscu, że kontakty wszystkich wymienionych przed chwilą uczonych z włoskim zakonnikiem są bardzo prawdopodobne. Na przykład Fermi wielokrotnie bywał we Włoszech, gdzie wykładał na uniwersytetach; wiadomo też, iż von Braun oraz Fermi znali się i
podzielali swoje naukowe fascynacje.
Jeśli chodzi o Gemellego, współpracował on z Ernettim przy jego badaniach muzyki prepolifonicznej. Gdy 17 września 1952 roku usiłowali wyeliminować szumy z nagrań chorałów gregoriańskich, doszło do uzyskania pierwszego transkontaktu -utrwalenia głosu z zaświatów na taśmie magnetofonowej. Trzeba dodać, że o. Gemelli (jeden z fundatorów Kliniki Gemelii, w której leczony był Jan Paweł II) nie należał do ludzi łatwowiernych, wyzbytych krytycyzmu. Do zakonu wstąpił po swym nawróceniu w wieku 25 lat, już po studiach medycznych, a w Kościele zajmował się między innymi badaniem stygmatów, które uznawał za efekt histerii (zachowało się jego negatywne świadectwo na temat ran o. Pio). Ktoś taki z pewnością nie dawał się ponieść fantazji.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie można wykluczyć, że na początku lat pięćdziesiątych odbyło się spotkanie Fermiego, von Brauna, Gemellego i Ernettiego i że omówiono na nim pomysł podglądania i podsłuchiwania przeszłości z pomocą swoistego wehikułu czasu.
Po dwudziestu latach intensywnych prac powstał prototyp retrospektywnej kamery. Wiedząc o zamiłowaniu ojca Ernettiego do muzyki prepolifonicznej, nie można się dziwić, iż najpierw zrekonstruował on starożytną operę, której premiera odbyła się w roku 169 p.n.e. Dzięki chronowizorowi badacze mogli ujrzeć i usłyszeć przedstawienie, które wystawiono ponad 2000 lat temu w sąsiedztwie zachodniego zbocza rzymskiego Kapitolu, w Forum Holitorium.
- Widać było nie tylko mężczyzn i kobiety, ale także istniejące wówczas domy, drzewa i zwierzęta - zapewniał ojciec Ernetti. Z pomocą chronowizora odtworzono tekst i muzykę zaginionej opery. Potem, jak ustaliła dziennikarka włoskiego magazynu Oggi, z inicjatywy Ernettiego partytura trafiła do rąk profesora Giuseppe Maraski.
Pierwsze udane próby zachęciły badaczy do przeprowadzenia kolejnych eksperymentów, l tak odtworzono sceny z życia Benito Mussoliniego, a potem całe życie papieża Piusa XII,
- Weryfikacja została przeprowadzona w oparciu o osoby najłatwiejsze do „ uchwycenia ", ponieważ nie żyły od niedawna, i co do których istnieje szeroka historyczna dokumentacja - tłumaczył ojciec Alfredo Ernetti.
Krótko przed swą śmiercią zakonnik zdradził także, że chronowizora użyto parę razy na prośbę włoskiej policji. Ilekroć urządzenie rejestrowało jakieś
zbrodnicze zamiary
badacze identyfikowali ewentualnych sprawców i w ten sposób uniemożliwiali im dokonanie zaplanowanych przestępstw.
Zrealizowano też projekt odtworzenia życia Jezusa Chrystusa, włącznie z Ostatnią Wieczerzą, drogą krzyżową na Golgotę oraz zmartwychwstaniem. Przy tej okazji została potwierdzona autentyczność Całunu Turyńskiego. Wyszły na jaw także pewne różnice - np. Jezus ani razu nie upadł pod ciężarem krzyża! Zdaniem ojca Ernettiego, stacje krzyżowe, które to upamiętniają, dodano, aby udramatyzować Pasję.
Wszystkie uzyskane w chronowizorze obrazy sfilmowano, a potem zaprezentowano papieżowi, kardynałom oraz prezydentowi republiki. Podobno wspomniane grono dostojników było wyraźnie zaskoczone zbieżnością odtworzonych scen z tekstami Ewangelii synoptycznych.
W roku 1993 Stolica Apostolska poprosiła chorego na raka ojca Ernettiego, aby przedstawił wyniki swoich badań międzynarodowej komisji katolickich naukowców.
Był to wielki dzień zakonnika, który całe życie poświęcił retrospektywnej kamerze, lecz jako osoba posłuszna władzy zakonnej swoje odkrycie musiał trzymać w tajemnicy. Wystąpienie w Akademii Papieskiej w Rzymie, jak twierdzi ksiądz Francois Brune, spotkało się z przychylnym przyjęciem. Zaproszeni naukowcy i kardynałowie szczegółowo zapoznali się z konstrukcją chronowizora oraz jego działaniem. Jednak kiedy siedem miesięcy później ojciec Ernetti pożegnał się z życiem, aparat na polecenie Stolicy Apostolskiej rozmontowano. Podobno rozłożony na części spoczął on w niedostępnych archiwach Watykanu.
- Oczywiście wszystko to w dalszym ciągu istnieje, ale gdzie się znajduje, tego nie wiem - mówi ksiądz Francois Brune.
- Trudno byłoby przypuścić, by ojciec Ernetti, watykański pełnomocnik do spraw rozwoju muzyki kościelnej, autor, który napisał m.in. 72 tomy o problematyce kultu muzyczno-liturgicznego, a także nagrał 50 płyt z muzyką antyku, chciał w złym zamiarze wprowadzić w błąd innych uczonych - podsumował casus chronowizora Ernst Meckelburg, autor znakomitej książki Tunel w czasie.
Jeśli zaś taka właśnie jest prawda, pozostaje tylko czekać na dzień, w którym Watykan podejmie decyzję o oficjalnym zaprezentowaniu światu wehikułu czasu.
Wojciech Chudziński
Podobno pracowano nad nim w ścisłej tajemnicy w latach 1950-1990. Koordynatorem tych działań miał być włoski benedyktyn, ojciec Alfredo Pellegrino Ernetti, człowiek o szerokich zainteresowaniach, z wykształcenia fizyk. Prototyp wehikułu czasu nazwano chronowizorem. Na początku lat 70. ub. wieku rozpoczęły się pierwsze próby testowania tej niezwykłej maszyny.
Badacze, którym udało się odtworzyć historię owego wynalazku, twierdzą, że przy opracowywaniu konstrukcji i zasad funkcjonowania chronowizora brało udział 12 światowej sławy naukowców, działających w całkowitym ukryciu. Ten stan rzeczy trwał aż do chwili, kiedy ojciec Ernetti z niejasnych do dzisiaj powodów zdradził mass mediom, że jest w stanie podglądać przeszłość.
Wybuchła wówczas prawdziwa burza.
Czy możliwe jest „podglądanie" przeszłości na ekranie swego rodzaju „magnetowidu"?
Po złożeniu tego oświadczenia zakonnik otrzymał od swych zwierzchników zakaz wypowiadania się na temat chronowizora. Watykan stał bowiem na stanowisku, że prace nad urządzeniem nie powinny być nagłaśniane. Ponadto chronowizorem interesował się wywiad amerykański, a także Rosjanie. Jak zapewniają świadkowie, w ostatnich latach swego życia Alfredo Ernetti
opuszczał klasztor wyłącznie w towarzystwie ochroniarzy
ponieważ realna była groźba, że zostanie uprowadzony przez służby specjalne obcych mocarstw, które za wszelką cenę pragnęły poznać konstrukcję tajemniczego aparatu.
Z upływem lat pamięć o chronowizorze powoli zanikała. Jednak garstka dociekliwych dziennikarzy nie rezygnowała z prób dotarcia do wynalazku. Ustalili oni, że po śmierci Ernettiego w roku 1994 Stolica Apostolska nakazała zdemontowanie urządzenia i przewiezienie wszystkich jego części do archiwum watykańskiego.
Czy w jakimś innym kraju, np. w USA lub Rosji, w latach 80. i 90. również skonstruowano takie urządzenie?
Tego możemy się tylko domyślać. Nie ulega natomiast wątpliwości, że chronowłzor należy do najbardziej niebezpiecznych wynalazków w historii. Z jego pomocą można wszak odbierać obrazy dowolnych zdarzeń zachodzących w świecie, a nawet myśli określonych osób! Jeżeli aparat rzeczywiście istnieje, byłby doskonałym urządzeniem szpiegowskim -wszechobecnym okiem i uchem Wielkiego Brata, mogącego podglądać świat dla własnych ceiów. Czymś, co raz na zawsze odebrałoby ludziom wolność działania i myślenia oraz -jak ujął to ojciec Ernetti - spowodowałoby powszechną tragedię.
Przez kilkanaście lat od śmierci włoskiego zakonnika na światło dzienne nie wyszły żadne nowe fakty. Ksiądz Francois Brune, od lat zajmujący się zjawiskiem transkomunikacji, czyli kontaktami z umarłymi za pomocą urządzeń elektronicznych, dobrze znał ojca Ernettiego i jest przekonany, że absolutnie nie był on typem mitomana. - Nie wierzę w to, by po prostu wymyślił całą tę historię - powiedział mi, gdy rozmawialiśmy podczas jego wizyty w Polsce w grudniu 2008 roku, kiedy to redakcja Nieznanego Świata przyznała mu swą roczną Honorową Nagrodę.
Ernetti nigdy nie twierdził, że sam skonstruował chronowizor, co mogłoby budzić pewne zastrzeżenia. Zasłaniając się złożoną uroczyście przysięgą, nie chciał jednak podać nazwisk osób żyjących, które w tym projekcie uczestniczyły. Ujawnił natomiast personalia naukowców już nieżyjących. Stąd wiemy, że w pracach nad chronowizorem brali udział m.in.: Enrico Fermi - noblista, światowej sławy fizyk jądrowy, Werner von Braun - inżynier urodzony w Wyrzysku pod Bydgoszczą, twórca rakiety V2, po wojnie pracujący dla Amerykanów, oraz ojciec Agostino Gemelli, lekarz i psycholog, założyciel Katolickiego Uniwersytetu Najświętszego Serca w Mediolanie.
Powiedzmy w tym miejscu, że kontakty wszystkich wymienionych przed chwilą uczonych z włoskim zakonnikiem są bardzo prawdopodobne. Na przykład Fermi wielokrotnie bywał we Włoszech, gdzie wykładał na uniwersytetach; wiadomo też, iż von Braun oraz Fermi znali się i
podzielali swoje naukowe fascynacje.
Jeśli chodzi o Gemellego, współpracował on z Ernettim przy jego badaniach muzyki prepolifonicznej. Gdy 17 września 1952 roku usiłowali wyeliminować szumy z nagrań chorałów gregoriańskich, doszło do uzyskania pierwszego transkontaktu -utrwalenia głosu z zaświatów na taśmie magnetofonowej. Trzeba dodać, że o. Gemelli (jeden z fundatorów Kliniki Gemelii, w której leczony był Jan Paweł II) nie należał do ludzi łatwowiernych, wyzbytych krytycyzmu. Do zakonu wstąpił po swym nawróceniu w wieku 25 lat, już po studiach medycznych, a w Kościele zajmował się między innymi badaniem stygmatów, które uznawał za efekt histerii (zachowało się jego negatywne świadectwo na temat ran o. Pio). Ktoś taki z pewnością nie dawał się ponieść fantazji.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nie można wykluczyć, że na początku lat pięćdziesiątych odbyło się spotkanie Fermiego, von Brauna, Gemellego i Ernettiego i że omówiono na nim pomysł podglądania i podsłuchiwania przeszłości z pomocą swoistego wehikułu czasu.
Po dwudziestu latach intensywnych prac powstał prototyp retrospektywnej kamery. Wiedząc o zamiłowaniu ojca Ernettiego do muzyki prepolifonicznej, nie można się dziwić, iż najpierw zrekonstruował on starożytną operę, której premiera odbyła się w roku 169 p.n.e. Dzięki chronowizorowi badacze mogli ujrzeć i usłyszeć przedstawienie, które wystawiono ponad 2000 lat temu w sąsiedztwie zachodniego zbocza rzymskiego Kapitolu, w Forum Holitorium.
- Widać było nie tylko mężczyzn i kobiety, ale także istniejące wówczas domy, drzewa i zwierzęta - zapewniał ojciec Ernetti. Z pomocą chronowizora odtworzono tekst i muzykę zaginionej opery. Potem, jak ustaliła dziennikarka włoskiego magazynu Oggi, z inicjatywy Ernettiego partytura trafiła do rąk profesora Giuseppe Maraski.
Pierwsze udane próby zachęciły badaczy do przeprowadzenia kolejnych eksperymentów, l tak odtworzono sceny z życia Benito Mussoliniego, a potem całe życie papieża Piusa XII,
- Weryfikacja została przeprowadzona w oparciu o osoby najłatwiejsze do „ uchwycenia ", ponieważ nie żyły od niedawna, i co do których istnieje szeroka historyczna dokumentacja - tłumaczył ojciec Alfredo Ernetti.
Krótko przed swą śmiercią zakonnik zdradził także, że chronowizora użyto parę razy na prośbę włoskiej policji. Ilekroć urządzenie rejestrowało jakieś
zbrodnicze zamiary
badacze identyfikowali ewentualnych sprawców i w ten sposób uniemożliwiali im dokonanie zaplanowanych przestępstw.
Zrealizowano też projekt odtworzenia życia Jezusa Chrystusa, włącznie z Ostatnią Wieczerzą, drogą krzyżową na Golgotę oraz zmartwychwstaniem. Przy tej okazji została potwierdzona autentyczność Całunu Turyńskiego. Wyszły na jaw także pewne różnice - np. Jezus ani razu nie upadł pod ciężarem krzyża! Zdaniem ojca Ernettiego, stacje krzyżowe, które to upamiętniają, dodano, aby udramatyzować Pasję.
Wszystkie uzyskane w chronowizorze obrazy sfilmowano, a potem zaprezentowano papieżowi, kardynałom oraz prezydentowi republiki. Podobno wspomniane grono dostojników było wyraźnie zaskoczone zbieżnością odtworzonych scen z tekstami Ewangelii synoptycznych.
W roku 1993 Stolica Apostolska poprosiła chorego na raka ojca Ernettiego, aby przedstawił wyniki swoich badań międzynarodowej komisji katolickich naukowców.
Był to wielki dzień zakonnika, który całe życie poświęcił retrospektywnej kamerze, lecz jako osoba posłuszna władzy zakonnej swoje odkrycie musiał trzymać w tajemnicy. Wystąpienie w Akademii Papieskiej w Rzymie, jak twierdzi ksiądz Francois Brune, spotkało się z przychylnym przyjęciem. Zaproszeni naukowcy i kardynałowie szczegółowo zapoznali się z konstrukcją chronowizora oraz jego działaniem. Jednak kiedy siedem miesięcy później ojciec Ernetti pożegnał się z życiem, aparat na polecenie Stolicy Apostolskiej rozmontowano. Podobno rozłożony na części spoczął on w niedostępnych archiwach Watykanu.
- Oczywiście wszystko to w dalszym ciągu istnieje, ale gdzie się znajduje, tego nie wiem - mówi ksiądz Francois Brune.
- Trudno byłoby przypuścić, by ojciec Ernetti, watykański pełnomocnik do spraw rozwoju muzyki kościelnej, autor, który napisał m.in. 72 tomy o problematyce kultu muzyczno-liturgicznego, a także nagrał 50 płyt z muzyką antyku, chciał w złym zamiarze wprowadzić w błąd innych uczonych - podsumował casus chronowizora Ernst Meckelburg, autor znakomitej książki Tunel w czasie.
Jeśli zaś taka właśnie jest prawda, pozostaje tylko czekać na dzień, w którym Watykan podejmie decyzję o oficjalnym zaprezentowaniu światu wehikułu czasu.
Wojciech Chudziński