[left]Ja nie narzekam na brak pomysłów, po prostu wczoraj wieczorem zacząłem ale już byłem zmęczony, a dziś nie miałem za dużo czasu bo gdzieś musiałem pojechać. ;]
DZIECIŃSTWO ADAXA
[/left]
W odległej polskiej wsi, na zagnieżdżonym w odmętach Polski zadupiu, mieszkał mały Adaś. Znany ze swego sprytu i zdolności przetrwania w ekstremalnych warunkach. Wkrótce miał przejść przez ostateczny test wojownika. Musiał przebyć drogę ze swojego miasta do Kyoto i z powrotem. Dla Adasia nie był problem. Drogę do Kyoto pokonał bardzo szybko, jednak zatrzymał się tam na jakiś czas. Kiedy Adaks rozglądał się po okolicy, spostrzegł jak młodą dziewczynę zaczepia jakiś dwumetrowy typ. Podbiegł do niego i zaatakował go znienacka zabierając dziewczynę z rąk oprycha. Uciekał wąską alejką, jednak został otoczony przez resztę zgrai oprychów. Rozejrzał się dookoła i znalazł metalowy pręt z ostrym zakończeniem, który leżał pod śmietnikiem. Chwycił go i zaczął nim wymachiwać, nie znał on bowiem sztuki władania mieczem. Dla zbirów powstrzymanie chłopca nie było zbyt dużym problemem. Pobili go do nieprzytomności i zabrali dziewczynę. Po dwóch dniach obudził się obolały w jakimś dziwnym pomieszczeniu, nie było tam stołu na wysokich nogach ani łóżek, spał na podłodze, na materacu. Pokój był raczej pusty poza małym wazonem z kwiatami stojącym na stoliczku. Po chwili ujrzał jak drzwi odsuwają się na bok.
- Jak się masz chłopcze? - spytała w języku angielskim miła kobieta.
- Hmm... może być. - odpowiedział, gdyż znał angielski bardzo dobrze.
- Znaleźliśmy Cię nieprzytomnego niedaleko targowiska. Zaproponowałam żeby Cię tu przynieść aż się wykurujesz.
- Emm... Dziękuję - odpowiedział z rumieńcem na twarzy.
- Handlarze powiedzieli mi co zrobiłeś...
- Ale, ja naprawdę chciałem pomóc, nie wiedziałem że ich jest aż tylu - Przerwał Adaś.
- Hehe - Zachichotała dyskretnie - Nie o to chodzi! To bardzo szlachetne, że chciałeś pomóc. Tu mało kto interesuje się cudzymi problemami.
- Znałaś ją? - zapytał
- Tak - odparła ze zgorzkniałą miną. - To była moja siostrzyczka. Porwali ją, bo ojciec nie chciał im oddać naszej ziemi.
Nagle głośny krzyk wyprowadził dwójkę z tematu.
- Gdzie on jest?
- Ojcze, nie krzycz proszę. Ten chłopiec chciał tylko pomóc.
- Tak wiem, Tamara. Musi to zrobić raz jeszcze. Słyszysz dzieciaku? Ona tu musi tu wrócić, zróbmy coś.
- Oczywiście proszę pana, z chęcią pomogę. - Odpowiedział młody wojownik.
Był to bowiem człowiek, który zawsze musiał dokończyć to co zaczął.
- Proszę, mów mi Saki! - Odparł.
Przez następne dwa tygodnie chłopiec trenował pod okiem starca. Był to dość krótki okres by stać się wojownikiem, ale to był pojętny uczeń. Te dwa tygodnie starczyły by przesiąknął kulturą japońską.
Pewnego wieczoru:
- Chodź ze mną Adaks! Zaprowadzę Cię do naszej tajnej zbrojowni.
- Dobrze, już idę Sensei.
Zbrojownia nie była jakimś specjalnie rozbudowanym pomieszczeniem. Znajdowały się tam miecze przodków i założycieli klanu, stare stroje i parę innych broni. Adaks dostał ekwipunek, który był idealny dla chłopcha o wzroście 145cm.
- No proszę. To twój strój i katana. Jeżeli przeżyjemy, możesz go zachować.
- Dziękuję Sensei.
- No, a teraz idź spać. Rano wyruszamy.
- Tak jest!
O świcie młody wojownik był już gotowy. Medytował w oczekiwaniu na rozkaz. Wreszcie przywołał go starzec i wyruszyli razem na misje.
Wyruszyli poprzez dziką puszczę, do miejsca zwanego Siedzibą Lisów. Znajdowała się ona na cholernym odludziu. Była to sporej wielkości willa, porośnięta olbrzymią ilością wijących się roślin. Okna były czarne od brudu. A na drzwiach widniał napis "Witaj w piekle". Praktycznie nikt, ze względów bezpieczeństwa, nie odważył się tamtędy nawet przechodzić. Na czele "Lisów" stał młody Yakuza. Był utalentowanym wojownikiem, który miał zachwiany system wartości. Najbardziej cenił sobie pieniądze.
- Słuchaj! przed zbrojownią mają tam małe podziemne wejście. Udamy się tam i zaatakujemy ich od piwnicy. - Tłumaczył starzec młodemu.
- Dobrze!
Obaj podeszli do włazu, rozglądając się czy ktoś ich przypadkiem nie obserwuje. Kiedy teren był czysty, weszli pod ziemię. W środku nie było oświetlenia, ale było to puste śmierdzące miejsce. Prawdopodobnie to był odór szczurzych odchodów. Weszli po drabinie na parter. Znaleźli się w schowku na miotły. Uchylili lekko drzwi, rozglądając się wokoło. Nikogo nie było w holu. Wszyscy siedzieli w ogródku, gdzie zrobiono grilla. Wojownicy poszli na drugie piętro. Wszystkie drzwi w holu na tym piętrze były pozamykane, oprócz jednego, z którego wydobywały się dziwne jęki. Weszli do tego pokoju. Na kanapie siedział łysy, napakowany gość, który kogoś pilnował.
- Czego ku... - Tu przerwał i upadł na podłogę.
Po czym ruszyli w stronę skrępowanej osoby.
- Annah! Nic Ci nie jest?
- Nie, ojcze. Wszystko w porządku.
- Dobra uciekajmy. - Powiedział Saki po czym odwrócił się w stronę wyjścia.
- A dokąd to? - Powitała go grupa dwóch pakerów.
Adaks chwycił pręt i krzyknął:
- Tym razem wiem jak tego użyć. - Miażdżąc czaszki typków. - Ok! Panie Saki, ja pójdę w pewne miejsce, a pan niech ucieka z Anną.
- Dobrze - Przytaknął, po czym ruszył w stronę domu.
Adaks rozejrzał się chwilę po willi. Na parterze, na prawo od schowka znalazł rury z gazem. Odkręcił zawór i uciekł. Na nieszczęście dla "Lisów" przechodził tamtędy Arnie, który był nałogowym palaczem. Rzucił zapałkę w pobliżu rury z gazem. Cała willa wyleciała w powietrze.
Kiedy Adaks dołączył do mistrza Sakiego, ten podziękował mu. Mały Adaś musiał się już pożegnać, lecz Anna chciała z nim wyruszyć. Saki się zgodził, wspomniał tylko by na nią uważał, po czym wrócił do domu.
Adaks i Anna w tydzień dotarli do Polski. Na miejscu czekał już Vardamir. Podszedł do dzieciaka ze szczerym uśmiechem i powitał go słowami:
- Zdałeś wariacie!