Ludzie potrzebują cudów, pamiętacie te straszne chwile kiedy konał Nasz Papież i nie jest to kokieteria, że piszę wielkimi literami. Był wielki, bo pierwszy i zapewne ostatni na wiele wieków Polak. Do rzeczy, kiedy zabrakło Wojtyłły zaczęła się masowa histeria. Papieża widywano wszędzie, w szybach, w dymach, w ogniu, Nautilus również opowiadał różne banialuki, które podchwytywali dziennikarze albo odwrotnie. Jednak ten fakt, to było już kompletne szaleństwo.
Przypomnę tekst z tamtych dni:
Krystalicznie czysta woda wypływa spod pastorału Jana Pawła II na jego pomniku w Wadowicach. – Cud – szepczą pielgrzymi, nabierają wodę do butelek i wiozą do domu. Na pomysł cudu wpadła w lipcu pani burmistrz, a jej pomysł poparli miejscowi duchowni.
Ksiądz Marek zbiera wokół siebie grupę pielgrzymów. – Teraz pójdziemy obejrzeć nowy pomnik Jana Pawła II. Tam będzie można wziąć sobie trochę świętej wody. O 13.15 zbierzemy się ponownie i pójdziemy na kremówki – opisuje typową trasę wiernych zwiedzających Wadowice.
Pielgrzymi – dzieci, ludzie młodzi i starsi – przechodzą w stronę odsłoniętego 30 czerwca pomnika. – No, ładny. Zupełnie taki, jaki był nasz papież – przyglądają się spiżowej postaci.
Z kamiennego cokołu, wprost spod pastorału papieża, wypływa woda.
Pierwsza do pomnika podchodzi pani Regina, która do Wadowic przyjechała z mężem i sześcioletnią wnuczką. W wodzie zanurza dłoń. – Mój Boże. Jaka chłodna, jaka przejrzysta – wzdycha z zadowoleniem. Rękę umoczoną w wodzie podnosi do czoła, do ust.
Reszta pielgrzymów natychmiast pochyla się nad cokołem. W dłoniach butelki po napojach, część wyciąga – najwyraźniej przygotowane wcześniej – brązowe buteleczki po lekarstwach. Te ostatnie wyglądają identycznie jak buteleczki, do których wierni nabierają święconą wodę w Wielką Sobotę. – Zawiozę synowi na Śląsk, ma straszne kłopoty z nerkami. Na pewno pomoże! – pohukuje jedna z kobiet.
Woda z najbliższej studni
– Rozmawiać o cudzie? O którym cudzie? – pyta ksiądz Artur Chrostek z katedry w Wadowicach.
– To ile jest tych cudów w Wadowicach? – pytam zaskoczona.
– Jak na razie to chyba jeszcze żaden. Ale wszystko przed nami. Bo ta woda to nie cud. Miasto ją doprowadziło, by pomnik ładniej wyglądał.
– Tak, to my – bez bicia przyznaje się Stanisław Kotarba, sekretarz miasta. – Gdy odsłanialiśmy pomnik, spadł deszcz. Pani burmistrz zauważyła, jak pięknie wygląda ten granitowy cokół obmywany przez wodę. Przypomniało nam się, że ledwie kilkanaście metrów od pomnika jest studnia i moglibyśmy od niej poprowadzić pod rynkiem wodociąg do pomnika, aby woda zaczęła wypływać spod pastorału Ojca Świętego.
Miasto najpierw przebadało wodę. – Przewidywaliśmy, że ludzie zechcą ją pić – tłumaczy sekretarz Kotarba. Zapewnia, że sanepid cały czas kontroluje jej czystość. I choć ta nie ma żadnych leczniczych właściwości, jest jak najbardziej zdatna do spożycia.
– Pomysł z wodą wyszedł od pani burmistrz. Ale i naszemu księdzu prałatowi bardzo się spodobał, więc go poparliśmy – mówi ksiądz Artur. – Woda to piękny symbol: czystości, odnowienia. Spływająca po skale, czyli po kolejnym symbolu, do tego spod nóg papieża pielgrzyma, nabiera dodatkowych znaczeń.
Źródełko, z którego gdzieś pod ulicą wypływa woda, zasilało wadowicką studnię już w średniowieczu. W XVI wieku kuny, czyli małopolskie dyby, ustawiono właśnie obok niej. Z czasem jednak studnia znikła, odkryto ją ponownie w roku 1999, podczas remontu rynku.
Odkryta wówczas studnia zalana była żelbetonem. – To sprawka komunistów – twierdzi sekretarz Kotarba. – Kilka dni temu okazało się, że przed wojną studnia normalnie działała. Powiedział nam to Eugeniusz Mróz.
Kremówki budzą pragnienie
Pan Mróz, kolega z ławy szkolnej Karola Wojtyły, stał w tłumie otaczającym pomnik podczas jednego z wielu spotkań władz Wadowic z dziennikarzami. Pan Mróz wystąpił z tłumu i wyznał, że z tej oto właśnie studni przynosili z Karolem wodę do swoich domów. – To kolejny ślad obecności w mieście Ojca Świętego – cieszy się sekretarz.
– Ludzie mają w sobie głód cudów – wyjaśnia ksiądz Artur Chrostek. – Szczególnie teraz, kiedy żyjemy tylko w dwóch wymiarach (czyli materii i kultury) i coraz rzadziej dostrzegamy duchowe aspekty życia. A nagła wiara w cud ujawnia podświadomą potrzebę doświadczania zewnętrznej ingerencji Boga. Dodatkowo ten cud stać się może ważnym elementem w hagiografii Ojca Świętego, bo przecież wszyscy byśmy chcieli, aby został jak najszybciej beatyfikowany.
Wadowiczanie cud oceniają racjonalnie. – Widzieliśmy, że jakieś roboty były przy pomniku – opowiada pan Edward z jednej z kilkunastu miejscowych cukierni z kremówkami. – Ale dwa tygodnie temu się skończyły. Nikt nie mówił nic o wodzie. Pierwszego ranka, jak szedłem do pracy i jak zawsze przystanąłem, by przeżegnać się pod pomnikiem, to mało mnie z nóg nie zwaliło, gdy wodę zobaczyłem. Pewnie, że pomyślałem, że to cud.
Cudu jednak nie było, co trochę zmartwiło przedsiębiorców. – Ale jedno mnie pociesza – mówi pan Edward. – Turyści się na to nakręcili, więc pewnie będzie ich jeszcze więcej. A jak już się wody napiją, to nachodzi ich ochota na kremówki.
W związku z pomnikowym cudem hydrauliki dziś hitem Wadowic są białe buteleczki z niebieskimi korkiem i z wizerunkiem świętego Krzysztofa oraz Matki Boskiej (cena około czterech złotych). Kilku sprzedawców w Wadowicach szybko wyczuło koniunkturę i sprowadziło je z Lichenia, gdzie pielgrzymi już od lat zabierają ze sobą wodę z sanktuarium.
– Mam nadzieję, że nowa dostawa butelek to będzie ze 250 sztuk, czyli drugie tyle co tydzień temu. Dziś Włosi kupili moje ostatnie 12 sztuk – cieszy się sprzedawczyni ze stoiska z pamiątkami ustawiona jakieś 40 metrów od pomnika. – Trzeba nasze własne, z wizerunkiem Ojca Świętego, wyprodukować – dorzuca. – A na razie to może pani kubek z Janem Pawłem kupić, piękna porcelanowa robota. Bo butelkę to najlepiej ze sklepu, tam, w spożywczaku, jest mineralna po 49 groszy.
Kupić, wylać i nabrać tej świętej.
Chciałby abyście zapamiętali to, że od zdarzenia poprzez fakt do cudu włącznie istnieje milion poszlak i dwa miliony pytań i jeżeli nie będzie na nie wyczerpujących i potwierdzających zdarzenie wyjaśnień tak długo znosić trzeba będzie wypowiedzi sceptyków.
Wielu nazywa mnie demaskatorem i tym mówię krótko - to głupota, jestem tylko trochę mniej dociekliwy od tych, których określa się mianem przedstawicieli świata naukowego. Niech lepiej wpadki uprzedza amator.
Pozdrawiam
Aż cholera, zapomniałem o najważniejszym. Autorką tekstu o cudzie z urzędu jest oczywiście pani Sylwia Czubkowska, którą pozdrawiam serdecznie.