Tajmnicze zaginięcia w polskich górach

Biologia, klimat, medycyna, eksperymenty, przyroda.
Awatar użytkownika
Newsman
Weteran Infranin
Posty: 1379
Rejestracja: śr wrz 09, 2009 10:17 am
Kontakt:

Tajmnicze zaginięcia w polskich górach

Post autor: Newsman »

GDZIE JESTEŚCIE?

Robert Leśniakiewicz

CBUFOIZA



Pokrewne tematy INFRA FORUM:

-
Zaginięcie grupy Diatłowa



15 sierpnia 1994 roku, w Tatrach Wysokich po stronie słowackiej znika bez wieści 28-letnia Litwinka z Wilna Auszra Gustaite. Nawet za bardzo nie wiadomo, gdzie ta młoda kobieta zaginęła, bo jedni mówią, że w okolicach Lodowego Szczytu, a inni mówią o Gerlachu...



Auszra Gustaite była poszukiwana przez polskie i słowackie służby ratownicze – TOPR i HS, policje i służby graniczne. Bezskutecznie. Najciekawsze jest to, że towarzyszyli jej trzej młodzi Litwini. W pewnej chwili Auszra Gustaite oddaliła się od nich i... – i to wszystko, co wiadomo. Wszelki ślad po niej zaginął.



Byłaby to ucieczka do innego kraju? Nie, to bez sensu, boż Litwa stała się wolnym i demokratycznym krajem i jej obywatele mogą podróżować po całej Europie bez wiz. Morderstwo? Być może, ale kto zatem go dokonał? Kłusownicy? Mafia? Jej koledzy?...



Porwanie? OK, ale dlaczego nikt nie zażądał za nią okupu?



Pozostają dwie możliwości:



1. Delikwentka wpadła do jakiejś „mikro-jaskini Łataka” i tam dokonała swego żywota, albo...

2. ... została uprowadzona przez Ufitów.



Nie zapominajmy, że Lodowy leży w pobliżu Doliny Jaworowej i Ganku, gdzie działy się dziwne rzeczy i dochodziło do niewyjaśnionych tragedii tatrzańskich, które znajdują się w dossier PROJEKTU TATRY jako „niewyjaśnione”.



W sierpniu 1995 roku, do dossier PROJEKTU TATRY załączyłem jeszcze jeden przypadek zaginięcia bez wieści 17-letniej Renaty Zielińskiej ze Staszowa, która znikła w okolicach Zakopanego w grudniu 1994 roku, o czym informacja pojawiła się w dniu 28 grudnia 1994 roku na łamach Tygodnika Podhalańskiego nr 51-52,1994. nie ma żadnego śladu, jakby dziewczyna rozpłynęła się gdzieś w górach...



Toprowcy uważają - i całkiem słusznie - że w górach ludzie giną tylko i wyłącznie na swe wyraźnie wyartykułowane życzenie i ze swej głupoty. Przykładem jest zagłada zespołu „Poznańskiej Piątki” z lutego 1990 roku, opisana w pkt. 45. Sprawa jest ewidentna - ci młodzi ludzie poszli po swoją śmierć, wyzwali los i go nie uniknęli. Cena była tylko jedna - ich młode życie...



Historia ma to do siebie, że się powtarza:



... i po dziewięciu latach się powtórzyła. W dniu 4 lutego 1999 roku, w Tatrach znika trzech mieszkańców Pułtuska - młodych „ceprów”, którzy zamierzali sobie zrobić wycieczkę ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich na Zawrat. Droga biegnie niebieskim szlakiem nr 50 w przewodniku Nyki. Jest ona piękna, ale w panujących wtedy w tatrach Wysokich warunkach pogodowych - śmiertelnie niebezpieczna! Mróz, opady śniegu i w górnych partiach trasy silny, morderczy wiatr najprawdopodobniej przyczyniły się do śmierci tych młodych ludzi. To wydaje się być oczywistym - co zresztą wynika z prasowych raportów. Nie polemizuję z doświadczonymi ratownikami TOPR, ale zastanawia mnie, co się stało z ich ciałami? Czy zasypał je śnieg? Czy zabrała je lawina? A może umierali z zimna o parę kroków od schroniska, jak ś.p. Frysiówna na Babiej Górze? - mając w uszach okrzyki szukających ich ludzi. Kroniki górskie znają nie takie wypadki!



Wedle przewodników i map turystycznych, trasę z Pięciu Stawów do Murowańca pokonuje się w ciągu 2 godzin - ale dotyczy to dobrych warunków pogodowych, przy czystym i wolnym od lodu szlaku. W zimie, przy zaśnieżeniu i olodzeniu szlaków, przy padającym śniegu i silnych zimnych wiatrach, (które wyczerpują bardziej, niż najtrudniejszy i najforsowniejszy marsz, wyziębiają ciało człowieka i powodują załamanie psychiczne), i przy temperaturze rzędu -15oC, czas przebycia trasy wydłuża się niepomiernie, nawet i trzykrotnie, co wiem z własnego doświadczenia. Być może zwłoki trzech nieszczęśników poniewierają się gdzieś pomiędzy Zawratem a Zmarzłym Stawkiem i objawią się dopiero na wiosnę... Jak dotąd poszukiwania trwają i są bezowocne.



Na ratunek trójce z Pułtuska wyruszył dwuosobowy zespół z Kielc. Efekt mógł być tylko jeden. W kilka dni potem znaleziono jedne zwłoki ochotnika. Drugiego z nich nie odnaleziono nigdy...



Dlaczego włączyłem ten wypadek w dossier PROJEKTU TATRY? Ano dlatego, że widzę w nim sporo podobieństw do wypadku „Poznańskiej Piątki”. Tak jak w jej przypadku, przeciwko Pułtuszczanom sprzysięgła się pogoda, ich brawura i - co tu owijać w bawełnę - ich własna głupota, która kosztowała ich młode życie. Ciekawy jestem, czy zostaną znalezione ich zwłoki? Jeżeli tak, to punkt ten zostanie anulowany, jeżeli zaś nie, to... To trzeba będzie zmienić finalny wniosek PROJEKTU TATRY... - ludzie giną tajemniczo także w okolicy Doliny Pięciu Stawów Polskich, gdzie zdarzył się jeszcze jeden tajemniczy wypadek - zob. pkt. 43 - Reykowskiej i Czechowicza. Jest on jako-tako i na upartego wytłumaczalny, ale tylko na siłę i przy dużym natężeniu dobrej woli.



Jak już tu powiedziałem - poszukiwania w toku. Zakończono je 2 maja 1999 roku odnalezieniem wszystkich ofiar w lawinisku pod Zawratem. Niby sprawa wyjaśniona, ale znaki zapytania pozostały.



Ten wypadek, w którym na szczęście dwie nastoletnie turystki przeżyły, zdarzył się na szczytowej kopule Diablaka - wyższego szczytu Babiej Góry.



Poniekąd przypomina to zagładę zespołu Frysiów, opisany w pracy UFO na granicy (Kraków 2000), a rzecz dotyczyła śmierci czterech osób w 1935 roku. Tym razem dwie 17-latki z Częstochowy: Anna S. i Olga K. wybrały się na Babią Górę wczesnym rankiem, dnia 30 stycznia 1999 roku. Pomimo niesprzyjającej pogody, zimnego wiatru z północnego-zachodu i temperatury dochodzącej do -20oC, obie dziewczyny w swej głupocie uparły się i podeszły z Markowych Szczawin na Przełęcz Bronę, skąd wspięły się na Diablaka. Dziewczyny osiągnęły, co chciały, ale zejście już zaczęło sprawiać kłopoty. Zamiast wejść na oznakowany czerwono Główny Szlak Beskidzki, który sprowadziłby je na Krowiarki - czyli w kierunku wschodnim - Anna i Olga poszły na południe, na stronę słowacką - gdzie znaleziono je w dniu 31 stycznia. Były zmarznięte, załamane psychicznie, ale żywe!!!...



I znowu - gdyby nie ich ośli upór i wręcz niebotyczna głupota, która gnała je na szczyt Babiej - oszczędziłyby one sobie cierpień i wstydu, zaś ratownikom Beskidzkiej Grupy GOPR oraz funkcjonariuszom polskiej i słowackiej Straży Granicznej wielogodzinnych poszukiwań.



Czy tylko winien był ich upór? Oczywiście był on składową tego wypadku, ale być może, że poza paskudną pogodą i nikłą wiedzą o górach oraz rządzących w nich prawach, a także ignorancją Anny i Olgi być może wzięły tu udział także i inne czynniki - czy nie aby diabły z Diablaka? Babia Góra pod tym względem jest „uprzywilejowana”, a otaczające jej główny szczyt - nomen-omen Diablak - cieszy się paskudną sławą. W jego okolicach rozbił się w dniu 2 kwietnia 1969 roku samolot kursowy PLL LOT An-24, nr lotu LO-165, który - jak tego dowiodłem kiedyś - rozbił się wskutek pomyłki nawigacyjnej popełnionej przez operatora radiolokatora z lotniska Kraków-Balice, zmylonego widocznym na ekranie radiolokatora echem NOL-a lecącego właśnie nad ... Skawiną! Kontroler lotu wydawał polecenia właśnie dla tego obiektu, zaś załoga lecącego o 40 km dalej na południe LO-165 wykonywała je. Efekt tego przy panującej wtedy ohydnej, kwietniowej pogodzie mógł być tylko jeden - samolot werżnął się kilkadziesiąt metrów poniżej głównego szczytu Policy... Teraz jest tam rezerwat przyrody im. Prof. Zenona Klemensiewicza - jednej z ofiar tej katastrofy.



Zła pogoda omal nie doprowadziła do katastrofy innego samolotu pasażerskiego ATR-42, z lotu LO-901, w dniu 5 listopada 1998 roku, kiedy to około godziny 13:54 samolot ów nadleciawszy w NW - znad Osielca - nad jordanowski Rynek wykonał ostry skręt na NE-E i kierując się drogą nr 7 („zakopianką”) odleciał w kierunku Krakowa. Leciał on na wysokości niemal 100 m i z prędkością około 150 km/h. Gdyby pilot leciał wyżej - to uderzyłby maszyną w otaczające Jordanów szczyty Przykca, Hyćkowej Góry czy Hajdówki, bowiem podstawa chmur sięgała nie więcej, niż 700 m n.p.m. Ci ludzie mieli wiele szczęścia!



Przekładając teraz ten przypadek na to, co się przydarzyło Annie S. i Oldze K. można powiedzieć, że skoro doświadczeni piloci mieli kłopoty, to co dopiero dwie młode i głupiutkie dziewczyny?... Uratowało je chyba tylko to, że będąc z Częstochowy były pod szczególną opieką Czarnej Madonny! Wszystko skończyło się happy endem, a przecież gdyby nie zeszły one niżej pod osłonę lasu i gdyby nie znalazły tej sławojki - w której się ukryły - to dwa trupy leżałyby do wiosny w śniegach Babiej Góry!



„Gdzie się podziała praktykantka!” - pytanie za 64.000 dolarów płatne czekiem bez pokrycia...



jeszcze w dniu 13 listopada 1998 roku, o godzinie 7:15 wyszła z domu i dotychczas nie powróciła mieszkanka Knurowa - 17 letnia Maria Guroś, która miała podjąć praktykę zawodową w Waksmundzie. Wprawdzie to nie Tatry, ale Podhale, niemniej jednak sprawa jest o tyle ciekawa, że ostatni ślad dziewczyny urywa się na dworcu PKS w Nowym Targu. Ponoć widziano ją w Katowicach w towarzystwie młodego mężczyzny w kilka dni później. Czy to ma jakiś związek z wydarzeniami w Tatrach?



A tak - ma - i to znaczący! Proszę, przypomnij sobie Czytelniku sprawę zniknięcia dwóch młodych dziewcząt - też 17-latek - Ernestyny Wieruszewskiej i Anny Semczuk z Warszawy i także 17-letniej Renaty Zielińskiej ze Staszowa. Opisałem je w pkt. 46 i 49 sugerując jednocześnie, że dziewczyny wcale nie musiały zaginąć czy zginąć w górach, bądź zostać porwane przez Ufitów. Wyjaśnieniem alternatywnym jest porwanie przez działającą na terenie Podhala i Podtatrza włoską i serbsko-albańską mafię, która szmugluje m.in. polskie kobiety do włoskich, austriackich i niemieckich burdeli. Wszystkie zaginione dziewczyny miały nie więcej, niż 17 lat. Mafia ta działa i ma oparcie w niektórych kręgach niektórych partii o nastawieniu nacjonalistycznym i antyżydowskim w głównych miastach naszego kraju. Oczywiście, służąc jeszcze w SG w latach 1992-94, zwróciłem moim przełożonym uwagę na informacje na ten temat, jednakże moje meldunki w tej sprawie zostały zignorowane (być może nawet celowo) i spoczęły w koszu na śmieci, a ja sam poniosłem tego konsekwencje w postaci przeniesienia ze służby stałej w SG do rezerwy. W ten sposób pozbywano się niewygodnych politycznie (czytaj: tych, którzy mieli swoje własne zdanie i mieli czelność go bronić) funkcjonariuszy z policji, Straży Granicznej i innych służb specjalnych RP.



Bardzo pouczająca jest tutaj sprawa zamieszkałego w Polsce Serba – R. H., który od 1991 roku zajmował się szmuglem narkotyków. Wszyscy o tym wiedzieli i... - i nie było na niego prawa, by go aresztować i tym samym ukrócić jego przestępczy proceder... Oczywiście to było niemożliwe w skorumpowanej do cna Polsce z jej chorym prawem. R.H. został zatrzymany na granicy w Norwegii i aresztowany za przemyt kilku kilogramów heroiny. Dlatego jestem zdania, że porwanie, przemycenie i sprzedanie do włoskiego burdelu w Bari czy Brindisi głupiutkiej polskiej dziewczyny nie nastręczałoby mafiosom z Bałkanów ż a d n e j trudności! Nieodpowiedzialność i głupota rodziców, ich naiwna wiara w mądrość własnych dzieci z a w s z e doprowadza do tragedii! To reguła, od której nie ma odwołania i wyjątku.



Z drugiej strony, ultra-liberalna postawa władz zezwalała i nadal zezwala na pobyt i działalność w Polsce mieszkańców krajów byłej Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii, Albanii i innych krajów, którzy powiązani są z organizacjami przestępczymi na Wschodzie i Zachodzie, kartelami narkotykowymi Ameryki Środkowej i Południowej, lewackimi i islamskimi terrorystami w Kosowa, Albanii i Bliskiego oraz Środkowego Wschodu i co najgorsze - nadaje się im polskie obywatelstwo - co uważam za szczyt głupoty! Wojna potrzebuje pieniędzy, pieniędzy i raz jeszcze pieniędzy - powiedział kiedyś Mały Zdrajca z Korsyki. Albańczycy, Serbowie, islamiści i lewacy bardzo potrzebują szmalu na wzajemne wyrzynanie się nawzajem, a przy okazji także niewinnych ludzi. Mogą je zarobić tylko u nas, bo w Polsce lat 1989-2001 może je zarobić każdy, kto nie ma pecha być Polakiem... Przez granicę odbywa się transfer broni, materiałów wojennych, narkotyków, specjalistów od broni masowego rażenia, kobiet, najemników i innej kontrabandy. Wszystko to są operacje finansowe w skali porażającej wyobraźnię. To właśnie dzięki takim operacjom powstało imperium finansowe Usamy ben-Ladena, który 11 września 2001 roku wypowiedział wojnę Ameryce i całemu cywilizowanemu światu.[1]



A zatem to nie UFO porywa polskie i słowackie, czeskie, ukraińskie, litewskie, rosyjskie dziewczyny, ale ludzie „cichych donów” z Kosowa i Belgradu, wspierani przez rosyjskie służby specjalne. Wszak Jewgienij Primakow zapowiedział nam, że zrobi wszystko, by Polska miała jak najtrudniejszą drogę do Unii Europejskiej i NATO.[2] Działalność rosyjskiej mafii w Polsce jest też do pewnego stopnia kierowana i koordynowana z Kremla, o czym ostrzegałem już w 1991 roku, tyle że tego wtedy nikt nie rozumiał, boż w Sejmie RP i w Senacie III Najjaśniejszej była aborcja, dekomunizacja, lustracja i kształt korony na głowie Orła Białego i inne bzdury - jakże śmieszne w porównaniu z zalewającą nasz kraj powodzią - ba! - całym oceanem niekompetencji, głupoty, korupcji i przestępczości zorganizowanej i indywidualnej. Nie było i nadal nie ma polityka, który by wreszcie przerwał ten obłędny i zaklęty krąg niemożności, nieopłacalności, partyjniactwa i niekompetencji - i który potrafiłby spojrzeć globalnie na naszą politykę krajową i zagraniczną. Co gorsza, rządy koalicji Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności przy wsparciu Kościoła katolickiego w latach 1997-2001 doprowadziły do pogłębienia się negatywnych zjawisk i zmiany taktyki działania grup przestępczych, które z prymitywnych metod dokonywania przestępstw na modłę zbója Madeja przeszły do wyrafinowanych przekrętów finansowych - co doskonale ukazuje serial „Ekstradycja”. To także ogromne - ponad trzymilionowe bezrobocie i roztrwonienie majątku narodowego w ramach tzw. prywatyzacji, z której zyski zasilały niejednokrotnie kieszenie mafii mającej oparcie w parlamencie RP!



W Polsce rocznie znika bez wieści 17.000 osób - jak mówią statystyki Fundacji „Itaka” - z czego po pewnym czasie znaczący procent zostaje odnaleziony. Jak nie w kraju to za granicą. A zatem tych dziewcząt nie należy szukać w kraju, ale za granicą i to w rynsztokach włoskich, szwajcarskich, niemieckich czy austriackich. Być może nici tego handlu żywym towarem sięgają dalej - na Bliski i Środkowy Wschód... Poszukiwania należy zatem prowadzić przez EUROPOL i INTERPOL.



Dopiero kiedy wykluczymy tę możliwość, to możemy wypatrywać ich wśród gwiazd...



A jednak nie tylko dziewczyny znikają na Podhalu, boż historia zna przypadek zaginięcia mężczyzny w sile wieku - 48-letniego Andrzeja Fronczaka z Zakopanego, który wyszedł z domu i dotychczas nie powrócił, w dniu 23 listopada 1998 roku. Prowadzone w tej sprawie policyjne śledztwo utknęło w martwym punkcie. Udało się ustalić, że zniknięcie Andrzeja Fronczaka miało miejsce po godzinie 23:00 w Poroninie, w okolicy DW „Wena”.



Co się z nim mogło stać? Czy został on porwany przez Ufitów? Jeżeli tak, to gdzie? Może to być, że Andrzej Fronczak cierpiący na cukrzycę zasłabł gdzieś po drodze i wpadł w zaspę, ale jeszcze wtedy śniegu nie było! Może ktoś go potrącił i zabił, a ciało ukrył czy zakopał - takie rzeczy też się zdarzają. A może rzeczywiście porwali go Ufici? Na to pytanie nie odpowiemy wcześniej, jak znajdziemy jego ciało lub jego żywego - co wydaje się być mało prawdopodobnym. Śledztwo w toku.



Grudzień 1998 roku i styczeń 1999 roku potraktował nas stosunkowo łagodnie. Prawdziwe uderzenie zimy przyszło pod koniec stycznia i na początku lutego 1999 roku, kiedy to temperatury w dzień spadły do -15°C, a obfite opady śniegu jak zawsze sparaliżowały komunikację drogową w całym kraju. U nas trwała walka o przejezdność DK nr 47 „zakopianki”, DK-28 ze Śląska do Przemyśla i DK-7 na odcinku do Chyżnego. DK nr 7/47 stanowiła arterię życia dla Nowego Targu i Zakopanego... Najgorsze było to, że zginęło w Polsce w tym czasie aż 209 osób - głównie z biedy... Być może niektóre z nich zmarły wskutek Bliskiego Spotkania z NOL-em, ale tego nie dowiemy się nigdy. Skąd to przypuszczenie? - ano stąd, że w latach 1996-1999 NOL-e wykazywały znaczną aktywność - o czym dalej. […]



* * *

Mój korespondent, pan Maciej Wilczek z Sosnowca, wskazał mi jeszcze jedno źródło informacji o niezwykłych wydarzeniach w Tatrach, a mianowicie – książkę Stanisława Zielińskiego pt. W stronę Pysznej, Warszawa 1976, w której autor wymienia także i te nieprawdopodobne wypadki:



Giewont. W roku 1894 zaginął na nim bez wieści Władysław Białkowski. Jego zwłok nie znaleziono do dziś dnia.



Rysy. Latem 1909 roku zaginął na trasie pomiędzy Popradzkim Stawem a Rysami Ernest Weiss. Jego ciało odnaleziono w 1913 roku opodal ścieżki na Rysy, w miejscu wielokrotnie przeszukiwanym przez ratowników! Przypadek typu Rip van Winkle.



Giewont. Latem 1906 roku zaginął tam bez wieści J. Skwarczyński. Jego ciała nie odnaleziono do dziś.



Sierpień 1921 roku – na trasie pomiędzy Szczyrbskim Plesem a Rysami zaginął Czech – Karel Kozak z Pragi. Jego ciało zostało znalezione po kilku miesiącach, w miejscu wielokrotnie przeszukiwanym przez ratowników, jak w przypadku 51. jest to kolejny przypadek typu Rip van Winkle.



Znów Giewont. 3 sierpnia 1921 roku w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął tam Karol Kiciński, którego ciała nie znaleziono do dziś dnia.



Rejon Morskiego Oka. W czerwcu 1922 roku zaginął tam bez śladu J. Kulczycki. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.



Wąwóz Piekło pomiędzy Giewontem a Kopą Kondracką. W czerwcu 1928 roku zaginął tam bez wieści Jerzy Sokulewicz. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.



Czerwone Wierchy. W 1928 roku zaginął tam bez wieści Jan Ciaptak-Gąsienica, którego ostatnio widziano na Hali Kondratowej. Jego ciała nigdy nie znaleziono. Był on jednym z elity wspinaczy tego czasu, wsławił się pokonaniem północnej, 600-metrowej ściany Giewontu – problemem porównywalnym do Zamarłej Turni!!!



Ponownie Dolina Jaworowa. 16 sierpnia 1928 roku znaleziono tam zwłoki Romualda Dowgietowicza, który zmarł z niewyjaśnionych przyczyn. Jego towarzyszka – Lola Hirschówna zaginęła bez wieści. Znaleziono jedynie jej plecak...



Gerlach lub Łomnica. W 1930 roku zaginął tam bez wieści Tadeusz Krzemiński, którego zwłok nie znaleziono do dziś dnia.



Południowa ściana Batyżowieckiego Szczytu. 4 sierpnia 1933 roku zginęli tam w niewyjaśnionych okolicznościach Wiesław Stanisławski i T. Wojnar.



Dolina Białego. W 1937 roku w niewyjaśnionych okolicznościach runęła z Wrótek na Długim Giewoncie w Dolinę Białego młoda turystka – Emilia Klominek.



Jak dotąd, nie wyjaśniono żadnego z tych wypadków.



Autor podaje jeszcze kilka zagadkowych faktów dotyczących śmierci Aldony Szystowskiej – jej ciało znaleziono po trzech tygodniach od zniknięcia w żlebie od strony Doliny Małej Łąki na Wielkiej Turni. Było ono w bardzo dobrym stanie, choć powinno ono ulec powolnemu rozkładowi. W „Księdze Wypraw” TOPR napisano:



Aldona Szystowska z Litwy, 20 lat, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, pierwszy raz będąca w górach, spadła ze ściany wysokości 150 metrów ponosząc śmieć na miejscu. Głowa strzaskana, ręce i nogi połamane.



Tak więc nieprawdziwa okazała się być informacja o nienaruszonym ciele Szystowskiej – chodziło tu chyba o sformułowanie: „nienaruszone przez rozkład” zwłoki nieszczęsnej turystki... – co jest dziwne, bo od 8 do 29 lipca rozkład powinien poczynić pewne postępy. Czyli jednak kolejna zagadka Czerwonych Wierchów?...



* * *



Jak dotąd nie ma żadnej konkretnej hipotezy tłumaczącej te wypadki… O ile przypadki obserwacji UFO dadzą się wytłumaczyć i te tłumaczenia doskonale się bronią, o tyle zniknięcia ludzi w Tatrach nie da się wyjaśnić jasno, klarownie i jednoznacznie i pozostaną one jeszcze jedną ponurą tajemnicą gór.



__________________

Link do oryginału

(tekst składa się z kilku części, prezentowana stanowi jest 4 część)
Ostatnio zmieniony pt lis 27, 2009 7:02 am przez Newsman, łącznie zmieniany 1 raz.
hm0
Infranin
Posty: 225
Rejestracja: pn maja 19, 2008 6:30 am
Kontakt:

Re: Tajmnicze zaginięcia w polskich górach

Post autor: hm0 »

Jak dla mnie to p. RKL schodzi do lądowania na poziom zajmowany już przez wielu, m.in. przez prof. Pająka - ale jest tam jeszcze dużo miejsca na innych:). Zgubiłem się w treści i gdyby nie lista wypadków zacytowana pod koniec, to pomyślałbym, że mamy polskiego Icke'a;).

Prawda jest taka, że ludzie w górach potrafią, będąc w stanie skrajnego wyczerpania, działać instynktownie tj. ukryć się przed wiatrem i zimnem w szczelinach, które na co dzień są niedostępne dla zdrowego człowieka. Jeśli nie są na to przygotowani sprzętowo i teoretycznie, to szanse ich przetrwania wynoszą 0% - reszty dokonuje śnieg, odłamki skalne, zwierzęta i na wiosnę takie zwłoki są praktycznie nie do odnalezienia.

Podobnie ze zwłokami odnalezionymi w miejscach, które były przeszukiwane - oczywiste rozwiązania są najtrudniejsze do przyjęcia, więc lepiej w to zamieszać UFO w celu próby udowodnienia swoich imaginacji.

Mam tutaj trochę doświadczenia, ponieważ jestem przewodnikiem górskim, polecam więc w takich sprawach zwracać się do fachowców, tj. GOPR/TOPR.
xedos
Homo Infranius
Posty: 467
Rejestracja: sob wrz 13, 2008 1:26 pm
Kontakt:

Re: Tajmnicze zaginięcia w polskich górach

Post autor: xedos »

Cytat z wypowiedzi Roberta: "A zatem to nie UFO porywa polskie i słowackie, czeskie, ukraińskie, litewskie, rosyjskie dziewczyny, ale ludzie „cichych donów” z Kosowa i Belgradu, wspierani przez rosyjskie służby specjalne".



Czytaj uważniej, ufo jest ostatnią z możliwości jaką Robert brał pod uwagę. jako pogranicznik z tak gigantycznym stażem wie, co mówi. TOPR jest ok. ale dbajcie lepiej o śmigłowce, bo znowu wam topogany zostaną, a ja będę się głowił nad tym, co znowu było przyczyną awarii :):):):)



Pozdrawiam:)
ODPOWIEDZ

Wróć do „CZŁOWIEK i NATURA”