2012, czyli jak zasnąłem przed ekranem
Kalendarz Majów, po przełożeniu na współcześnie stosowaną miarę czasu, kończy się datą 21.12.2012 roku. Nie jest to jednak tylko data symboliczna czy wynik lenistwa twórców tego kalendarza. To kolejna bzdura, która posłużyła tym razem twórczości Rolanda Emmericha, i jego przebojowi kinowemu pt.”2012”. Ludzkość od zarania dziejów uwielbia się bać, współcześnie, kiedy niebezpieczeństwo ogląda się z pozycji bujanego fotela, strach okazuje się świetna rozrywką. Cóż, film jak film, scenariusz oklepany, powielany od dziesiątków lat, ubrany w nowe „piórka”, którym na imię – efekty specjalne. 2012, to jeden ciąg nieprawdopodobnych ujęć, gdzie kataklizm dotykający Ziemię przybiera formę totalnej zagłady. Brakuje tylko sceny, kiedy otwiera się niebo, a z niego koniecznie brodata postać powie: oj, nabroiliście, nadszedł czas zapłaty.
No wszystko się zawala, począwszy od Yellowstone, na Pearl Harbor skończywszy, to oczywista bzdura, ponieważ zagładzie ulega tak właściwie cały świat, z wyjątkiem Afryki. Przyczyna jest oczywiście znana – przebiegunowanie, czyli powielana bzdura przez katastrofistów w stylu Geryla, który na głupocie robi świetne interesy sprzedając działki w niedostępnych (według niego) miejscach, baraki, które mają stanowić schrony. Ów spryciarz doszedł do takiej perfekcji w wyciąganiu ostatnich pieniędzy od naiwnych, że zapowiedział, iż w jego osiedlach przetrwania on stanowić będzie pełnię władzy, a komu się nie podoba to… To zdumiewające, ale jedna z polskich nielegalnych grup pseudoufologicznych związanych z ruchem New Age, gościła owego jegomościa w swoich progach.
Co dziwne, 2012 sprzyja powstawaniu swoistej psychozy, której ulegają ludzie z różnych warstw społecznych. O święta naiwności! Polska nie jest tutaj wyjątkiem! I u nas nie brakuje cwaniaków, którzy pod pozorem niesienia kaganka wiedzy o końcu świata, świetnie funkcjonują i przygotowują się do uzyskiwania krociowych zysków z przeróżnych sympozjów, konferencji i dyskusji panelowych. Cel oczywiście szlachetny, jednak tylko na plakatach i w witrynach internetowych. Sprzyja to oczywiście powstawaniu nowych odłamów sekt, spod sztandarów New Age, czyli nic nowego.
Każdy niezorientowany w sytuacji widz, po wyjściu z kina tuż po obejrzeniu 2012 pozostaje w lekkim szoku i przez jakiś czas rozważa, czy rzeczywiście możliwy jest taki scenariusz końca świata? Uspakajam, oczywiście tak, jednak jeszcze nie teraz i nie w takiej cukierkowej osłonce jak w filmie. Gdyby coś takiego zdarzyło się w rzeczywistości, przetrwaliby tylko nieliczni, o jakiś „arkach przetrwania” można jedynie pomarzyć, chociaż w filmie ukazano przepiękne statki, które stały się korabami na miarę biblijnej arki Noego.
Film jest li tylko głupawą próbą spekulacji, którą stworzono na potrzeby leniwego widza, który nie oczekuje przemyśleń, a zwykłej rozrywki, gdyby nie znakomita obsada filmu, nawet w sto koni, nikt nie zmusiłby mnie do obejrzenia tego gniota. Premiera 2012 miała miejsce w Polsce w listopadzie 2009 roku i cieszę się, że obejrzałem to efekciarskie kino z dużym opóźnieniem, nie zasłużył na głębszą analizę, a tym bardziej na recenzję. Nudy, pełne kurzu, krwi, pyłu i ognia, chociaż… jako miłośnik lotnictwa stwierdzić muszę, że zdjęcia lotnicze były świetne.
Uśmiałem się serdecznie z jednej ze scen, gdzie do porozumienia dochodzą (bez świadków) przywódcy różnych państw, niestety, daremnie wśród nich szukać Polski, jak widać z tego, znowu nas poświęcono
Masz ochotę obejrzeć kino rozrywkowe? Nie trać pieniędzy na 2012, kup sobie lepiej piwo, przeczyścisz nerki, ożywisz duszę i ciało bez hollywoodzkich głupot dla mas.
m.