<div><div><div>Stregobor</div><div>W artykule "Echa z rancza skinwalkera" wspomniano o tych innych miejscach</div><div> </div><div> </div><div>""""""""""""""""""""""""""""""""""</div><div>INNE RANCZA CUDÓW</div></div><div><div>Żadne inne miejsce na świecie, może za wyjątkiem Dulce [miasta w</div><div>Nowym Meksyku, które również uważane było za siedlisko zjawisk</div><div>paranormalnych, zmagając się z dużą liczbą obserwacji UFO i</div><div>okaleczeń bydła – przyp.INFRA] nie doświadczyło takiej liczby</div><div>manifestacji zjawisk niezwykłych, jakie miały miejsce na
Ranczu</div><div>
Skinwalkera . Nie mniej jednak istniały także inne anomalne strefy, w</div><div>których próbowano zgłębić tajemnicę mających tam miejsce zdarzeń,</div><div>również przy pomocy nauki. Powtarzał się tam podobny scenariusz, a</div><div>niezidentyfikowane obiekty latające stanowiły jedną z części większej i</div><div>nieznanej całości. Historie podobna do tej, która stała się udziałem</div><div>Gormanów [nazwisko fikcyjne - przyp.INFRA] dotknęły jeszcze dwóch</div><div>rodzin.</div></div><div><div>Na wschodnich stokach Gór Kaskadowych w południowej części stanu</div><div>Waszyngton rozciąga się obszar, z którego od wielu lat donosi się o</div><div>obserwacjach licznych niezidentyfikowanych obiektów latających.</div><div>Legendy autochtonów zawierają ślady podobnych historii sprzed wielu</div><div>dziesięcioleci czy nawet setek lat. Jeden z owych obszarów o</div><div>zwiększonej aktywności UFO to Rezerwat Yakima, na który składa się</div><div>28 mil kwadratowych lasu. Ilość obserwacji domniemanych UFO była</div><div>tu w latach 60-tych i 70-tych tak duża, że postanowiono nawet na</div></div><div> </div></div><div><div><div>prośbę J. Allena Hyneka przeprowadzić tu oficjalne śledztwo. Hynek wcześniej pracował jako astronom na</div><div>Northwestern University, po czym związał się z Projektem Blue Book – oficjalnym przedsięwzięciem</div><div>badawczym Amerykańskiego Lotnictwa, które poświęcone było badaniom nad UFO. Swe badania w rejonie</div><div>rezerwatu Hynek ze swymi towarzyszami przeprowadził w roku 1972. Aktualizowano je potem w 1974, 1975</div><div>a ostatnio w 1995. Zgromadzono dokumentację, w której zawierają się liczne opisy obserwacji UFO i innego</div><div>rodzaju bliskich spotkań.</div></div><div><div>Ale ludzie zamieszkujący w pobliżu rezerwatu Yakima wcale nie potrzebowali badań, aby dojść do wniosku,</div><div>że na ich niebie dzieje się coś dziwnego. Przyznaje się nawet, że trudno w tym regionie o kogoś, kto nie</div><div>widziałby niczego mogącego podpadać pod UFO. Obserwacje pomarańczowych kul światła są tu tak</div><div>powszechne, że nikt już ich nawet nie zgłasza. Świadkami ich niezwykłych manewrów byli miejscowi</div><div>policjanci, pracownicy administracyjni czy ranczerzy.</div><div> </div></div><div><div>Mimo to warto przyjrzeć się bliżej wydarzeniom, które miały miejsce nie w powietrzu, ale na ziemi. Pisarz</div><div>Greg Long, autor książki pt. „Examining the Earthlight Theory” („Badając teorię o ziemskich światłach”), w</div><div>której zgromadził wiele relacji z okolic Yakimy, odnalazł rodzinę, której doświadczenia odzwierciedlają w</div><div>pewnym stopniu horror, który przeżyli Gormanowie.</div><div> </div></div><div><div>Podobnie, jak mieszkańcy słynnego Rancza Skinwalkera, także ta rolnicza rodzina (nazwijmy ich Smithami)</div><div>zamieszkiwała oddalony od cywilizacji wiejski zakątek. Żyzne okolice Yakimy znane są nie tylko z dogodnych</div><div>warunków do upraw, ale również cichego i spokojnego stylu życia, jakie toczą miejscowi. Właściciel rancza,</div><div>Bill Smith oraz jego żona Susan wraz z dwójką swych dzieci przybyli tu w 1966 roku.</div><div>Swych pierwszych „paranormalnych” przeżyć doświadczyli</div><div>jakieś trzy lata później. Susan Smith wydawało się, że ich</div><div>pies toczy walki z jakimś niewidzialnym wrogiem, ale gdy</div><div>wyglądała na podwórze widziała tylko, że tak wściekle</div><div>reaguje on na chłopca, który kręcił się po drodze biegnącej</div><div>w pobliżu ich posesji. Było to najprawdopodobniej</div><div>indiańskie (lub latynoskie) dziecko ubrane w niebieski</div><div>sweter i tej samej barwy spodnie. Okazało się, że chłopiec</div><div>ten przemierzał jeden i ten sam dystans, który kończył się</div><div>w pobliżu dużego drzewa, zza którego nigdy nie wychodził.</div><div>Pewnego razu Susan nieco zdenerwowana tą sytuacją</div><div>pobiegła zobaczyć, co dzieje się z chłopcem. Mógł przecież</div><div>poczuć się źle. Mimo to go nie znalazła. Sprawa tak ją</div><div>denerwowała, że poleciła mężowi ściąć feralne drzewo.</div></div><div><div>Ale to nie wszystko. Z czasem okazało się, że członkowie</div><div>rodziny zaczęli słyszeć głosy. Należały one do mężczyzn,</div><div>kobiet i dzieci i posługiwały się angielszczyzną, którą od</div><div>czasu do czasu zastępowały „gardłowym” językiem</div><div>nieznanym domownikom. Pewnego razu po powrocie z</div><div>kolacji, Susan i Bill przerazili się słysząc dochodzące z</div><div>wnętrza domu głosy dzieci, a właściwie ich chichot. Mimo to, gdy wkroczyli do środka, głosy ustały. Bill</div><div>przypominał sobie także inny incydent, podczas którego słyszał donośny męski głos dochodzący zza okna</div><div>ich sypialni. Co najciekawsze, głos ten opisywał wygląd wszystkich domowników i miejsce, w którym się</div><div>znajdują, nie był pozbawionym znaczenia mamrotem. Gdy Bill zerwał się i podbiegł do okna, wszystko</div><div>ucichło. Wokoło nie było widać nikogo, zresztą przyuważyłyby go psy.</div><div> </div></div><div><div>Oprócz głosów pojawiły się także inne dziwne hałasy, w tym odgłosy kroków, uderzeń i huków, które</div><div>rozchodziły się po domu czy dobiegały z ganku. Pojawił się także odgłos przypominający „elektroniczne”</div><div>brzęczenie oraz „walenie młotem”, które było słyszane przez całkiem długi okres. Billowi przypominał on</div><div>walenie młotem o żelazny słup, zaś dźwięk dochodził co ciekawe spod ziemi i pojawiał się zwykle pod</div><div>wieczór. Oczywiście tak, jak w innych przypadkach, próba zlokalizowania tego dźwięku przynosiła krótką</div><div>przerwę w jego aktywności, jednak powracał on po około kwadransie.</div></div><div><div>Fotografia najbardziej typowego rodzaju</div><div>niezidentyfikowanych obiektów latających</div><div>widywanych w regionie Rezerwatu Yakima.</div><div>Zobacz także: fragment programu
UFOs:</div><div>
Down to Earthpoświęconego obserwacjom w</div><div>tym regionie (z udziałem wymienionego tu</div><div>Grega Longa)</div></div>
[ external image ][ external image ]</div><div><div><div>Zarówno domownicy, jak i ich goście donosili o przypadkach</div><div>samoistnego poruszania się przedmiotów. Dotyczyło to latających</div><div>sztućców, rzeczy samoistnie spadających z wieszaków czy drzwi</div><div>otwierających się najwyraźniej z własnej woli. Dotknięte były tym</div><div>także cięższe przedmioty, które samoistnie się poruszały, jak i</div><div>narzędzia, które znikały, aby po jakimś czasie pojawić się w tym</div><div>samym miejscu. Jeden ze świadków, który pracował na ranczu</div><div>Smithów przy budowie kanału mówił o jeszcze jednym dziwnym</div><div>doświadczeniu. Otóż przez cały dzień towarzyszyło mu poczucie</div><div>obecności „cienistej” postaci, która na przemian zbliżała się i</div><div>oddalała. Przerażony postanowił on nie powracać na miejsce pracy.</div></div><div><div>Jeszcze jedno zdjęcie świetlnej kuli</div><div>z Yakima</div></div><div><div>W czasie kilku lat zmagania się z tymi drobnymi, acz niekiedy</div><div>zatrważającymi incydentami na farmie odnotowano także wiele obserwacji niezidentyfikowanych obiektów</div><div>latających. Właściwie nieznanego pochodzenia światła widziane były tam już od początku. Niekiedy były to</div><div>pomarańczowe kule otoczone żółtawym pierścieniem, innym razem kule w kolorze pomarańczowo-</div><div>czerwonym. W większości przypadków można było odnieść wrażenie, że są one sterowane przez jakąś</div><div>inteligencję. Przy kilku innych okazjach obszar rancza zalewany był przez nieznanego pochodzenia jaskrawe</div><div>światło dobiegające z nieznanego źródła.</div></div><div><div>Do najbardziej spektakularnej obserwacji UFO z udziałem Smithów doszło w 1972 r. Wtedy to nad jednym z</div><div>pól zawisło bardzo jasne, „jaśniejsze od słońca”, jak to opisali Smithowie, światło. Poruszało się ono nad</div><div>polem, od czasu do czasu przygasając, aby rozbłysnąć znowu w innym miejscu. Gdy traciło jasność, Bill</div><div>zdołał dostrzec jego kształt przypominający sporych rozmiarów sterowiec. Kolor obiektu był stalowy,</div><div>przypominał nieco stary okręt. Po boku widać było także coś w rodzaju rzędu okien. Pojazd nie posiadał</div><div>skrzydeł, ani też widocznych urządzeń napędowych a nad polem przemieszczał się dość powoli. Co</div><div>ciekawe, właściciel rancza miał chwycić za broń, jednak w jednej chwili sparaliżowała go myśl, że każda</div><div>„wroga” akcja z jego strony mogłaby się źle zakończyć. Pewnego dnia odnalazł on również na trawniku coś,</div><div>co przypominało ślady lądowania. Trawa w tym miejscu wydawała się być wygnieciona na obszarze</div><div>prostokąta o wymiarach 150 na 60 cm.</div></div><div><div>Co ciekawe, nieznanego pochodzenia znaki pojawiły się nawet na… samochodach należących do Smithów.</div><div>Miały kształt pierścieni i wyglądały tak, jakby odcisnął je ktoś „chodzący” po dachu i boku auta.</div></div><div><div>Niestety, z racji chęci zachowania anonimowości przez rodzinę, trudno powiedzieć jak długo pozostali na</div><div>ranczu i czy nadal tam mieszkają. Nie wiadomo także, co z nękającymi ich incydentami. Podobieństwa tego</div><div>przypadku do historii, jaka rozgrywała się na ranczu w Utah obejmowały m.in. liczne obserwacje UFO a</div><div>także incydenty z samoczynnie poruszającymi się przedmiotami. Łączyło je również co ciekawe sąsiedztwo</div><div>z indiańskimi rezerwatami, jak i fakt, że wszystkim wydawała się zarządzać swego rodzaju „inteligencja”.</div><div>Wydawała się ona reagować na emocjonalny stan członków rodziny.</div><div>Pojawił się jednak jeszcze jeden przypadek,</div><div>tym razem ze stanu Colorado, w którym</div><div>wydarzenia, jakie rozgrywały się w pewnym</div><div>gospodarstwie jeszcze bardziej przypominały</div><div>gehennę Gormanów z Utah. Niestety, po raz</div><div>kolejny badacze zajmujący się tym</div><div>przypadkiem postanowili nie ujawniać</div><div>lokalizacji tego miejsca, ani danych</div><div>świadków, co dla niektórych może wydać się</div><div>rozczarowujące, jednak ma też pewne plusy</div><div>z racji zapewnienia względnego spokoju przy</div><div>obserwacji rzekomych niewyjaśnianych</div><div>zdarzeń i zbieraniu materiałów.</div></div><div><div>Jedno z okaleczonych zwierząt znalezione na ranczu</div><div>Gormanów w Utah w marcu 1997 r.</div></div>
[ external image ][ external image ][ external image ][ external image ]</div><div><div><div>Przypadek ten badany był przez grupę związaną z nieistniejącą już organizacją APRO – jedną z najbardziej</div><div>aktywnych na przestrzeni lat 60-tych i 70-tych ub. wieku. Wśród osób, które zajmowały się przypadkiem był</div><div>Leo Sprinkle, psycholog z University of Wyoming, antropolog Peter Van Arsdale i sejsmolog John Derr.</div><div>Wyniki ich prac zaprezentował w 1991 r. znany brytyjski pisarz Timothy Good w swej książce „Alien Contact”.</div></div><div><div>Zgodnie z jego relacją, świadkami zdarzeń na ranczu było zamieszkujące tam małżeństwo „Johna” i</div><div>„Barbary”, ich nastoletni synowie a także przyjaciel rodziny, były oficer lotnictwa o imieniu „Jim”. John,</div><div>Barbara i Jim zakupili wspólnie ranczo (opuszczone i nieco zdemolowane), które poprzedni właściciele</div><div>opuścili już jakiś czas przedtem. W jego skład wchodziły łąki, lasy a nawet strumyk, choć posiadało też swoje</div><div>minuty. Ranczo leżało bowiem w pobliżu bazy wojskowej, jednak jej nazwy także nie podano.</div></div><div><div>Przez kilka lat rodzina doświadczyła szeregu niezwykłych zdarzeń. Zaczęło się od dziwnego brzęczenia i</div><div>„elektronicznego”
szumu , który zdawał się dochodzić z nieznanego źródła. Mimo wszystko rodzina</div><div>przyzwyczaiła się do tych wydarzeń, w skład których wchodziły także obserwacje UFO. Jedno z najbardziej</div><div>spektakularnych wydarzeń obejmowało np. lądowanie kilku obiektów w pobliżu ich domu. Zarówno za dnia,</div><div>jak i w nocy mogli oni przy kilku okazjach zaobserwować inne pojazdy o zróżnicowanych kształtach, które w</div><div>ciszy przelatywały nad ranczem. Podobnie jak w przypadku opisanego wcześniej przypadku odnotowano</div><div>również ciężkie odgłosy stąpania, przez co wydawało się, że ranczo w dodatku do wszystkiego jest</div><div>nawiedzone.</div></div><div><div>W październiku 1975 roku jeden z synów właścicieli natknął się po raz pierwszy na resztki okaleczonej</div><div>krowy. W jej pobliżu znajdowały się ślady odcisków stóp i to dość sporych. Kilkakrotnie w pobliżu swej</div><div>posiadłości widywali oni również tajemniczą postać przyrównywaną do legendarnego Bigfoota.</div></div><div><div>Gdy zdarzył się drugi przypadek okaleczenia, Jim zdecydował się to</div><div>zgłosić policji. Tam poinformowano go, że z racji całej lawiny podobnych</div><div>przypadków nie ma sensu badać każdego z osobna.</div></div><div><div>Jimowi nie pasowało wyjaśnienie jakie otrzymał na policji. Zaczął</div><div>podejrzewać, że to, co dzieje się na ranczu w jakiś sposób związane jest</div><div>z działaniami wojska. Właściciele ukuli nawet teorię zakładającą, że ktoś</div><div>próbuje ich zmusić za pomocą „figli” do sprzedaży rancza, jednak zasięg</div><div>aktywności kawalarza był dość szeroki, a nawet za szeroki, aby było to</div><div>opłacalne.</div></div><div><div>W międzyczasie doszło do kilku innych spotkań z Bigfootem, który w</div><div>jednym przypadku przedarł się przez ogrodzenie z drutu na oczach</div><div>rodziny. Pozostawił on po sobie nie tylko ślady stóp, ale i kawałki futra,</div><div>które badał potem biolog z Denver. Ponieważ obserwacje owłosionej</div><div>istoty denerwowały nieco właściciela, raz wypalił on ze strzelby w</div><div>kierunku Bigfoota, którego przyuważył w okolicy zagrody dla bydła.</div><div>Twierdził, że trafił w cel, ale zwłok stworzenia nie znalazł. Zamiast tego</div><div>usłyszał wkrótce dziwny dźwięk i charakterystyczne „elektroniczne”</div><div>pikanie. Incydent ten postanowił on zgłosić na policję, która ukarała go</div><div>naganą za używanie broni. Oprócz tego świadków obserwacji</div><div>rzekomego Bigfoota było znacznie więcej i do grupy tej zaliczali się</div><div>także goście na ranczu czy też zatrudnieni tam pracownicy.</div></div><div><div>Okładka książki „Alien Contact"</div><div>autorstwa T.Gooda, gdzie</div><div>znajduje się kontrowersyjna</div><div>relacja o paranormalnym ranczu</div><div>w Colorado.</div></div><div><div>Zdarzały się także inne przypadki. Parę razy żonę właściciela dotykał dziwny „paraliż”. Nie była się w stanie</div><div>wówczas poruszyć i przynajmniej raz było to powiązane z obserwacją UFO. Sytuacja stawała się coraz</div><div>bardziej napięta. Pewnego razu, gdy Jim wrócił do domu widząc dzieci skulone z przerażenia, wybiegł na</div><div>zewnątrz w poszukiwaniu niewidzialnego intruza krzycząc, że wysadzi ranczo, aby się od niego uwolnić.</div><div>Dodał, że jeśli oni rancza mieć nie mogą, nie będzie go miał nikt i… co ciekawe otrzymał odpowiedź.</div><div>Brzmiała ona jak głos z magnetofonu, który mówił: „Akceptujemy to doktorze Jim.”</div></div><div><div>Oprócz tego na swej posesji ranczerzy widywali istoty ubrane w obcisłe kombinezony, doznawali także</div><div>halucynacji (w tym widzenia „ogromnego astronauty”, na którego Jim natknął się po obudzeniu). Wreszcie</div><div>Jim postanowił zasięgnąć języka u swego znajomego w kwestii wyprowadzki najmłodszych członków rodziny</div><div>z terenu rancza, gdyż to, co się tam działo niekiedy mogło wpływać na ich psychiczny rozwój. Ten jednak</div></div>
[ external image ][ external image ][ external image ][ external image ]</div><div><div><div>zapewnił go, że dopóki tajemnicza siła kroi tylko bydło, a ludzi co najwyżej przeraża, nie trzeba martwić się o</div><div>bezpieczeństwo.</div></div><div><div>Jeszcze inny incydent miał miejsce, kiedy w domu miało miejsce</div><div>przyjęcie, na którym obecni byli goście z pobliskiego miasteczka i</div><div>na którym nagle zgasło światło. Gdy się to stało, miejsce muzyki,</div><div>która rozbrzmiewała w zestawie stereo zajął męski głos, który</div><div>dobiegał również z telewizora. Pierwsze zdanie, które wymienił</div><div>brzmiało: „Pozwalamy wam pozostać…”</div></div><div><div>Jeden z gości, który pracował przy sprzęcie elektronicznym</div><div>przerażony postanowił rozebrać urządzenie starając się znaleźć</div><div>źródło dźwięku. Okazało się, że w czasie, gdy głos mówił do</div><div>zgromadzonych działał magnetofon, nie zaś odbiornik radiowy.</div><div>Zastanawiał się on nad wykorzystaniem do tego pewnego rodzaju</div><div>przekaźnika, jednak kto by go zainstalował i po co, pozostawało</div><div>tajemnicą.</div></div><div><div>Najbardziej dramatyczne przeżycie właścicieli gospodarstwa miało</div><div>miejsce w styczniu 1977 r. Od jakiegoś czasu Jim odbywał</div><div>wycieczki na górujące nad posiadłością wzgórze. W wyprawach</div><div>towarzyszył mu syn jego przyjaciela Johna. Na kilka miesięcy przed</div><div>eskapadami na wzgórzu wydarzyło się coś dziwnego. Coś wypaliło</div><div>tam ponad 10-metrowej średnicy koło. Pewnego dnia, gdy dwaj</div><div>panowie przybyli na wzgórze, zauważyli w koronach drzew żółtawe</div><div>światło a kiedy się do niego zbliżyli dostrzegli, że dobiega ono z</div><div>obiektu przypominającego metaliczne pudełko, które wydawało z</div><div>siebie brzęczenie podobne do roju pszczół. Jim ostrzegł nastolatka,</div><div>aby ten się nie ruszał, sam zaś zaczął zbliżać się do obiektu. Kiedy</div><div>znalazł się w odległości kilku metrów, dobiegający z niego dźwięk zintensyfikował się i stał się jakby bardziej</div><div>agresywny. Mężczyzna zdecydował wtedy, że oboje powinni się wycofać do samochodu, który stał całkiem</div><div>niedaleko. Tak też się stało, jednak postanowił wrócić po jakimś czasie do obiektu. Tego jednak już nie było.</div><div>O podobnym wydarzeniu doniósł mu również jego znajomy – policjant, który widząc podobne „brzęczące</div><div>pudełko” wezwał na pomoc swego kolegę. Również w tym przypadku przepadło ono bez śladu.</div></div><div><div>Ale tajemnica wzgórza na tym się nie skończyła. Tej samej nocy ujrzał on w koronach drzew podobne</div><div>światło. Na miejsce udał się jednak sam. Kiedy przybył na miejsce spotkał tam rzekomo dwie postaci o</div><div>dużych oczach i blond włosach, ubrane w przylegające ściśle do ciała kombinezony. Jakby tego było mało, w</div><div>pobliżu znajdował się niezidentyfikowany obiekt latający oraz… stojąca w cieniu postać, która przypominała</div><div>tą, do której strzelał właściciel rancza. Całe to groteskowe spotkanie trwało jakieś pięć minut. W tym czasie</div><div>zadawał on istotom mnóstwo pytań. Jedyna rzecz, o której się dowiedział była taka, że ci, z którymi się</div><div>spotkał nie mają nic wspólnego z okaleczeniami zwierząt. Ponieważ po pewnym czasie zaczął on czuć się</div><div>nienajlepiej, wycofał się i udał do domu. Mimo wszystko nie</div><div>mógł oprzeć się wrażeniu, że nie spotkał wcale przybyszów</div><div>z kosmosu. Wydawało mu się, że za wszystkim tym stać</div><div>musi ziemska aktywność, mimo całej niezwykłej otoczki.</div></div><div><div>Teoria o zaangażowaniu wojska w ten przypadek nie jest</div><div>tak bezpodstawna, jakby mogło się wydawać. W czasie</div><div>okresu, gdy dochodziło na ranczu do okaleczeń zwierząt</div><div>widywane były nad nim wojskowe helikoptery. Ciekawość</div><div>właścicieli wzrosła jeszcze bardziej, kiedy Jim postanowił</div><div>zatelefonować do bazy wojskowej ze skargą na przypadki</div><div>lądowań helikopterów na ich prywatnym terenie. W czasie</div><div>rozmowy z jednym z pułkowników padło nagle pytanie o</div><div>okaleczenia zwierząt. Jim odparł, kto wie czy w żartach,</div><div>czy też nie, bo pytanie padło nagle, że odpowiedzialne jest</div><div>za to UFO. Wówczas wojskowy poinformował go o</div><div>niezwykłym zbiegu okoliczności dodając, że nawet baza</div><div>boryka się z ufologicznymi „intruzami”. Wkrótce padło z ust</div><div>pułkownika kolejne pytanie, tym razem o owłosione</div><div>hominidy.""""""""""""""""""""""</div></div><div><div> </div></div></div>