Czy to wola życia?

Listy forumowiczów i czytelników. Podziel się swoim niezwykłym przeżyciem!
michal91062012
Początkujący
Posty: 7
Rejestracja: ndz sie 31, 2008 11:12 am
Kontakt:

Czy to wola życia?

Post autor: michal91062012 »

Witam wszystkich.



W moim temacie chodzi o ojca, a dokładniej o to, że jeszcze żyje,( z czego się ciesze).

Ojciec jest alocholikiem, przez co stracił zdrowie.



W 2004 roku po raz pierwszy z tego powodu trafił do szpitala w stanie bardzo ciężkim.

Lekarze nie dawali mu dużej szansy na przeżycie, wręcz powiedzieli, że został mu max. miesiąc życia.

Nikt nie mógł się z tym pogodzić, nie chcieliśmy w to wieżyć.

Stan zdrowia pogarszał się, ojciec miał przewidzenia i majaczył po nocach.

Było kiepsko, myśleliśmy, że to już koniec, do tego doszła informacja o możliwej amputacji nóg.

Nagle ku ździwieniu lekarzy i nas (rodziny) stan zdrowia poprawił się.

Po 3 tygodniach pobytu w szpitalu wrócił do domu.

Ale to nie koniec.



Ojciec pił dalej.



W roku 2005 znów trafił do szpitala, podobnie jak wcześniej lekarze rozłożyli ręce mówiąc, że jedyne co mogą zrobić to podawać środki przeciwbólowe.

Jego stan był jeszcze gorszy.

I znów po 3 tygodniach okazuje się, że stan zdrowia ojca polepszył się sam z siebie,

z dnia na dzień.



Po powrocie do domu nie odmówił sobie piwka, w sumie to była jego pierwsza czynność, którą wykonał.



Czas mijał, i na moich oczach ten człowiek marniał.

49 lat, 186cm wzrostu i 45kg wagi. wycieńczony organizm coraz częściej odmawiał posłuszeństwa.

Mocz i kał z krwią, niewydolność trzustki, płuc, nerek i żołądka, marskość wątroby, słabe krążenie, wodobrzusze, opuchnięte nogi, które ledwo go noszą, przewidzenia, wielkie boleści i wiele innych dolegliwości.



W roku 2007 po raz kolejny trafia do szpitala.

Lekarze z niedowieżaniem, że jeszcze żyje przyjmują go.

Okazuje się, że nie może chodzić.

Bez nadziei na życie, i lepsze jutro stan zdrowia polepsza się.

po 2 tygodniach okazuje sie, że nie ma miejsca w szpitalu i, że jest całkiem zdrowy (dobra ściema)

wypisują go.



Znowu się zaczyna.



Ojciec pije dalej, mimo że jedną stroną leży w grobie.

To wszystko + wózek.

Ku naszemu ździwieniu po jakimś czasie zaczyna chodzić.

To na zakupy, a to się przejść, a tu objadek zrobi.



Dzięki naszym staraniom podejmuje leczenie odwykowe.

Nie długo bo 2 tygodnie po czym wraca do domu kontynuować swoje hobby alkocholowe.



2009 rok.

Znów szpital.

Ojciec nie trzyma juz moczu i kału, musi nosić pieluchy.

Do tego okazuje się, że ma cukrzyce.

Po 3 tygodniach wraca do domu.

Lekarze mówią, że lepiej będzie dla niego i nas aby był w domu, przygotowując nas na jego śmierć.



W tym samym roku babcia (matka ojca) przewraca sie i łamie sobie miednice.

Niby nic takiego, ale okazuje się, że jest ciężko.

Była konieczna operacja podczas, której lekarze musieli przeprowadzić transfuzje krwi i reanimacje.



To dobija coraz bardziej ojca i rodzine.

Babcia wraca do domu, nagle okazało się, że coś jest nie tak.

Majaczy i bredzi coś, nie chodzi.

powoli staje się roślinką.



Morale opadają



2010 rok najbardziej bolesny ze wszystkich.



Ojciec dalej pije.



W grudniu kupuje sobie dużą ilość alkocholu i wypija.



Ojciec traci przytomność i dostaje drgawek.

Wzywamy pogotowie, ale zdąża się ocknąć i odmawia pomocy.

Po paru godzinach atak ponawia się, tym razem stał i przewrócił się.

Znów wzywamy pogotowie, lekarze przebudzili go po czym znów odmawia pomocy.

Wyglądał tak jak by był gotowy na najgorsze, obojętny wyraz twarzy.



Ta noc była okropna, przez całą noc ojciec dostawał ataków, przy czym wył niemiłosiernie.

Skurcze mięści i ślinotok.



Gdy się obudziłem, ojciec był nieprzytomny.

Dostawał ataków co 20min i nie odzyskiwał przytomności.

Zadzwoniliśmy po pogotowie.



Lekarze swtierdzają, że jest w zaawansowanej agoni.



Trafia na ostry dyżur.

Jakimś cudem lekarzom udaje się go odratować.

Okazuje się, że jest w śpiączce, i ma bardzo wysoki cukier.

Sprzęt wykrywa do 1000 jednotek cukru a wyświetał powyżej 1000,

czyli nie wiadomo dokładnie ile, dodam że normalnypoziom to około 100-150 jednostek, niebezpieczny dla życia poziom to

około 300-400 jednostek a 600 to prawie śmierć.



Po 4 dniach przebudza się.

Stan krytyczny.

Do tego umiera babcia (matka ojca) o czym sie dowiaduje.

Na święta przyjeżdza do domu.

Nie chodzi, jest pod cewnikiem i w opłakanym stanie.



Już nie pije.



Lekarze nie dawali mu nadziei na życie i dziwili się że żyje.

Rodzina także pogodziła się z tym kilkukrotnie.

Do tego śmierć jego matki, która powinna go pogrążyć.



Ale on dalej żyje!!! i wygląda na to, że jeszcze długo pożyje.



Ostatnio zastanawiam się, co go tu trzyma.

Każda minuta dla niego to cierpienie, cały czas go coś boli.

Mimo to nie poddaje się i żyje.



Naprawdę jest to dziwne, wydaje mi się jakby pare razy oszukał śmierć.



To już wszystko.



Historia trochę smutna, ale prawdziwa.
Awatar użytkownika
ADAX
Weteran Infranin
Posty: 1147
Rejestracja: ndz sty 13, 2008 5:54 pm
Kontakt:

Re: Czy to wola życia?

Post autor: ADAX »

hmm wydaje mi się, że jednak nie oszukał śmierci, tylko ona powoli do nie go się zbliża i to z jego własnej woli.



Gdyby twój ojciec, miał wolę życia, to po prostu przestał by pić.
Awatar użytkownika
Sandra
Homo Infranius
Posty: 429
Rejestracja: pt lut 12, 2010 2:05 pm
Kontakt:

Re: Czy to wola życia?

Post autor: Sandra »

Ojciec wie że źle robił i robi, dlatego przeciąga przejście na drugą stronę, jednocześnie nic nie robi żeby to zmienić, woli cierpieć niż się zmienić.



Widać taki uparty jest, może niech ksiądz z nim porozmawia i da mu rozgrzeszenie.



Niektórym to pomaga.
michal91062012
Początkujący
Posty: 7
Rejestracja: ndz sie 31, 2008 11:12 am
Kontakt:

Re: Czy to wola życia?

Post autor: michal91062012 »

Za bardzo katolicką rodziną nie jesteśmy.

Ja naprzykład od urodzenia nie jestem żadnej religijności, rodzina od matki są świadkami Jehowy a od strony ojca katolicy, razem postanowili że dzieci same wybiorą wiarę.

Bardziej zajmuje się ezoteryką i zielarstwem.



A co do ojca to trochę się zmienił na lepsze.

Nie pije od ostatniego powrotu ze szpitala.

Ale nie zgodzi sie na rozmowe z księdzem bo sam zabardzo religijny nie jest.

Też bardziej ezoteryką i zjawiskami PN się interesuje.

Jak to powiedział kiedyś, że to dziedziczne u nas.

Prababka była medium (z opowieści babci i ojca).

Może i w tym coś jest bo od najmłodszych lat pamiętam różne niewytłumaczalne zdarzenia, a w rzeczach babci znalazłem stare egzorcyzmy, zapiski i książki o tematyce ezoterycznej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „RELACJE I HISTORIE CZYTELNIKÓW”