<blockquote class="ipsBlockquote" data-author="Pinas z Miletu" data-cid="113308" data-time="1395311600">Miałem wątpliwości, czy to krótkie dosyć pytanie zasługuje na oddzielny temat. Ale w końcu zdecydowałem się, że założę. Otóż były nawiedzone statki, nawiedzone samoloty... A czy słyszał ktoś o nawiedzonym pociągu? Google nie wyświetla żadnych ciekawych wyników.</blockquote>
Każdy z nas słyszał o nawiedzonych miejscach, domach czy zamkach w których ma dochodzić do manifestacji dziwnych, nadnaturalnych zjawisk. Relacje o takich wydarzeniach znajdujemy w przeróżnych podaniach, przypowieściach i legendach. W wielu przypadkach są one potwierdzane przez współczesne relacje świadków. Rozpoczynamy dzisiaj nasz nowy cyklu w którym zabierać Was będziemy w podróże po miejscach cieszących się sławą przeklętych lub nawiedzonych. Autorem prezentowanych przez nas unikalnych materiałów jest znany dziennikarz, Jacek Śnieżek zajmujący się badaniem tajemnic historii. Tego typu publikacje co jakiś czas będą pojawiać się na łamach naszego portalu. Zacznijmy od historii związanej z pociągiem – widmo, który… ale o tym za chwilę.Oczywiście, wielu przekazów nie sposób jest zweryfikować, potwierdzić czy zanegować. Jednakże są to historie na tyle ciekawe, tajemnicze i fascynujące, że z pewnością z wielką przyjemnością zapozna się z nimi każdy miłośnik tajemnic!Serwis NPN<div>
[ external image ]Foto:
http://www.naleczow.com.pl/</div>Nałęczowska Kolej Dojazdowa, tak dziś brzmi szumna nazwa popularnej niegdyś wąskotorówki, która kursowała m.in. przez Garbów, Nałęczów, Karczmiska, Opole Lubelskie czy Wąwolnicę. Pierwszy raz wyruszyła na trasę pod koniec XIX. Wtedy jeszcze nie było torów, a wagoniki ciągnęły konie. Prawdziwe, metalowe tory pojawiły się dopiero w 1911 r. Fundatorami ciuchci i jej właścicielami była znana na Lubelszczyźnie przedsiębiorcza rodzina Kleniewskich. Najbardziej zanany Jan, był dziedzicem m.in. folwarku Kluczkowice. Wagoniki kolejki zwoziły z jego rozległych dóbr zboże i ziemiopłody, głównie buraki cukrowe. Ciuchcią transportowano rozmaite towary do okolicznych browarów, gorzelni, olejarni, magazynów zbożowych, młynów i cukrowni. Duży udział w masie przewożonych towarów stanowiły węgiel i drewno. Pomyślny rozwój gospodarczy na tych terenach nie trwał jednak długo.Powiśle w czasie I wojny światowej zajęte było przez dwóch zaborców; początkowo Rosjan, później przez wojska austrowęgierskie. Na okupowanych terenach Rosjanie hołdowali zawsze zasadzie spalonej ziemi. Nie dziwi więc, że wycofując się w 1915r. zatopili w Wiśle lokomotywki, a część torów rozebrali. Gospodarni Austriacy zdając sobie sprawę z roli wąskotorówki dla funkcjonowania lokalnej gospodarki postanowili ją przywrócić do życia. Rękami jeńców rosyjskich od nowa wytyczyli trasę usypując wały, układając tory, restaurując mostki pośród lasów i łąk. Malownicza trasa kolejki przebiegała przez wiele miasteczek i wsi lubelskiego Powiśla. Czasy świetności ciuchci przypadły ponownie na lata 70 i 80 XX wieku. Później było już zdecydowanie gorzej. Tabor stopniowo ulegał degradacji, a cała infrastruktura systematycznie była niszczona i rozkradana. W ten sposób pewne fragmenty torów bezpowrotnie zniknęły.?
Mieszkańcy z tych miejscowości opowiadają, że wieczorami dostrzegano wagonik, z którego dobiegały słowa niemieckiej piosenki żołnierskiej. Zaobserwowano go w miejscu, gdzie dziś nie ma już torów, ale były w czasie pierwszej wojny. Miał pojawiać się w różnych porach roku. Jedni widzieli parokrotnie, inni mimo podejmowanych prób nie zobaczyli nigdy. Nikomu też nie udało się podejść zbyt blisko. Piosenka słyszana była z odległości dwustu, może stu kroków, lecz kiedy śmiałek kierował się zbyt desperacko w tamtą stronę, wagonik znikał, ot rozpływał się, rozmazywały się jego kontury w wieczornej mgle, melodia cichła niepostrzeżenie. Serwis NPNOpracowanie: Jacek ŚnieżekPrzypisy:
„Kolejowe zjawy”. Zbigniew Włodzimierz Fronczek. „Ludowe opowieści grozy”. Agencja Wydawnicza GENS. Kielce 1998 r. Wiele, wiele lat temu jechałam "nawiedzonym" pociągiem z mężem i córką. Dziwne rzeczy się w nim działy. Nie zapomnę książki o pochodzeniu człowieka leżącej w przedziale. Wyrzuciłam ją przez okno bo niesamowite, wręcz nierealne fotki w niej były. Nie zapomnę starszej kobiety jadącej z nami w przedziale. Dziwne mi pytania zadawała, zainteresowana moją jakby nie było zwyczajną fizjonomią.
Wszyscy pasażerowie wysiedli na Dworcu Wschodnim, a tylko my na D. Centralnym. Na peronie w samotności (peron był pusty) oczekiwał na nas szwagier męża. Trochę to wyjście tylko nas z pociągu było to dla mnie dziwne i strach mną ogarnął.Z perspektywy czasu uważam, że to nie pociąg był nawiedzony, tylko mnie coś nawiedziło.
