<div>
Artykuł znaleziony na stronie www.alternatywneterapie.pl
Od lat napływają doniesienia o katastrofach pozaziemskich pojazdów UFO, które rozbijają się o naszą planetę? Ilość tych doniesień zmusza do zadumy nad niesprawnym sprzętem kosmitów.
Od wielu lat ludzi nurtuje pytanie, czy istoty z Kosmosu odwiedzają naszą planetę? Chociaż dzisiaj już nikt nie neguje istnienia zjawisk UFO, to spór dotyczący pochodzenia tego fenomenu ciągle trwa. Oficjalnie nauka nie wiąże tego zjawiska z działalnością cywilizacji pozaziemskich, chociaż nadal nie potrafi jednoznacznie wyjaśnić jego pochodzenia. Pomimo nieustannego rozwoju nauki i techniki dotychczasowe poważne badania nie przyniosły rozwiązania tej zagadki.
Zdezelowany sprzęt kosmitów
Od końca drugiej wojny światowej, kiedy to masowo zaczęły pojawiać się doniesienia o obserwacjach UFO, prasę obiegają sensacyjne informacje o znalezieniu rozbitych pojazdów pozaziemskich, a także ciał pilotujących je obcych istot. Terenami szczególnie pechowymi dla UFO są USA, Argentyna i Brazylia. Doniesienia o kraksach dochodzą także z Rosji, RPA, a nawet z Polski. Ludzie zajmujący się tropieniem latających spodków dysponują ponad trzydziestoma udokumentowanymi relacjami o katastrofach pojazdów z kosmosu. W opinii niektórych jest to podejrzanie za dużo. Czyżby kosmici przylatywali do nas z odległych gwiazd na zdezelowanym sprzęcie, który bez przerwy się psuje i spada? Pokonują odległości mierzone w setkach lat świetlnych tylko po to, żeby rozwalić się na małej planecie gdzieś na peryferiach jednej z miliardów galaktyk? Mało prawdopodobne. Dlatego rewelacyjne wiadomości o spadaniu pozaziemskiej technologii przyjmowane są przez większość ludzi z niedowierzaniem i sceptycznym rozbawieniem. Jednakże w myśl zasady, że „w każdej plotce jest część prawdy”, niestrudzeni badacze tajemnic UFO z uporem drążą ten temat. Twierdzą oni, że istnieją poważne dowody: raporty, zeznania wojskowych, naukowców i wielu przypadkowych świadków wskazujące na to, że jakieś katastrofy jednak miały miejsce, a informacje o tym celowo ukrywa się przed opinią publiczną nie chcąc wywoływać masowej histerii. Rządy państw, na których terytoriach miały miejsce rzekome katastrofy, kategorycznie temu zaprzeczają, bądź też milczą, zasłaniając się tajemnicą państwową.
Katastrofa w Roswell
Spośród kilkudziesięciu doniesień o katastrofach UFO najbardziej znane jest zdarzenie określane jako „katastrofa w Roswell”. Miała ona mieć miejsce 2 lipca 1947 roku w USA w stanie Nowy Meksyk nieopodal miasteczka Roswell. Miejscowy ranczer poinformował szeryfa, że znalazł na swoim polu szczątki tajemniczego obiektu. Wykazywały one dziwne właściwości fizyczne. Były wykonane z cienkiego i lekkiego jak piórko materiału o niezwykłej wytrzymałości. Nie można go było niczym przeciąć, podpalić i zarysować. Paski dziwnego tworzywa łatwo dały się zgniatać, po chwili jednak samoczynnie powracały do pierwotnej postaci. Pokryte były dziwnymi znakami i rysunkami. Szeryf natychmiast powiadomił o znalezisku pobliską jednostkę wojsk lotniczych. W ciągu paru godzin teren otoczyło wojsko. Nieopodal miejsca, w którym obiekt runął na ziemię znaleziono cztery martwe ciała małych człekokształtnych istot prawdopodobnie wyrzucone na zewnątrz statku tuż przed jego eksplozją. Wojsko rozpoczęło akcję zabezpieczenia wraku oraz ciał kosmitów dla potrzeb naukowych. Rankiem 8 lipca dowódca jednostki z Roswell poinformował prasę o znalezieniu szczątków pozaziemskiego pojazdu. Wiadomość ta szybko obiegła całą Amerykę. Jednak w parę godzin później generał Roger Ramey przekazał opinii publicznej sprostowanie. Stwierdził, że oficerowie z Roswell popełnili ogromną pomyłkę biorąc balon meteorologiczny za wrak latającego spodka. Pozostałości po rzekomo rozbitym balonie zostały przetransportowane dwoma ciężarówkami do bazy lotniczej Wright Patterson w stanie Ohio. Nigdy oficjalnie nie potwierdzono, że były to szczątki pojazdu UFO.
Opowieść o katastrofie można by śmiało włożyć między bajki, gdyby nie fakt, że niezależnym badaczom udało się odnaleźć aż 92 wiarygodnych świadków, których wypowiedzi wyraźnie przeczyły oficjalnej wersji zdarzeń z Roswell. Wszyscy oni zgodnie twierdzili, że odnalezione szczątki na pewno nie były balonem meteorologicznym. Obiekt, który zwalił się na ziemię w Nowym Meksyku miał kształt spodka o średnicy kilkunastu metrów. Ciała znalezione w jego pobliżu nie były ciałami ludzi. Historia ta do dziś budzi wiele kontrowersji i bulwersuje opinię publiczną. Doczekała się nawet interpelacji senackiej.
Na UFO można nieźle zarobić
W 1995 roku kongresman Stiven H. Schiff zażądał oficjalnego raportu w tej sprawie. Odpowiedź, którą otrzymał była niejasna i zagmatwana, utwierdzając tylko opinię publiczną w przekonaniu, że coś się przed nią ukrywa. Jednak z drugiej strony można podejrzewać, że jak zwykle w sprawach niejasnych może chodzić o pieniądze. Niektórym wpływowym osobom mogło zależy na tym, by sprawę Roswell traktowano poważnie, gdyż robili na tym niezły interes. Na temat tej katastrofy napisano setki książek, nakręcono kilka filmów fabularnych i mnóstwo programów telewizyjnych. Sprzedano tysiące kaset video i gadżetów przypominających to wydarzenie. Miasteczko Roswell jest dzisiaj typowym miastem turystycznym nastawionym na ufo-fanów. Na każdym kroku można tu spotkać echa wydarzeń z przed lat. Podobizny fuoludków i makiety latających spodków wabią turystów z większości wystaw sklepowych i reklam. Są tu także dwa muzea UFO, w których znajduje się wiele niezwykłych eksponatów mających świadczyć o prawdziwości katastrofy. Właściciel działki, na której rzekomo miał się rozbić pojazd obcych pobiera opłatę w wysokości 14 dolarów za zwiedzanie tego miejsca. Przedsiębiorczy amerykanie na wszystkim potrafią zarabiać pieniądze.
Kolejne lata, to jeszcze bardziej fatalny okres dla kosmitów, a dla mieszkańców naszej planety prawdziwe żniwo polowań na dyski po katastrofach. W samej tylko Ameryce kilkanaście razy obca technologia spadała z hukiem na ziemię. Przechwycono kilkanaście latających spodków i odnaleziono kilkadziesiąt ciał obcych. Owocem badań technologii pozaziemskiej ma być wiele nowoczesnych tzw. „cudownych odkryć”. Rozmontowywanie sprzętu kosmitów i jego adaptacja do potrzeb ziemskich stała się znana jako „inżynieria wsteczna”. Światłowody, lasery, układy scalone, super wytrzymałe tworzywa i wiele innych urządzeń to rzekomo częściowo lub w pełni skopiowane rozwiązania techniczne obcych.
Polska ma również swoje Roswell
21 stycznia 1959 roku w porcie gdyńskim doszło do tajemniczej katastrofy. Nad miastem przeleciał dziwny obiekt, który po chwili runął do jednego z basenów portowych. Zdarzenie to widziało wielu pracowników portu. Ognisty obiekt długości około 3 metrów i szerokości 1,5 metra miał jajowaty kształt i świecił kolorem pomarańczowym. Nadleciał z północnego zachodu wydając przeraźliwy metaliczny dźwięk. Ciągnął za sobą ognistą smugę i z szumem wpadł do wody. Siła uderzenia musiała być ogromna, gdyż odczuli ją ludzie pracujący w ładowni zacumowanego nieopodal statku, którym mocno zakołysało. Fontanna wody wytrysnęła na wysokość kilku metrów. Wspomina się także o późniejszych próbach wydobycia przez nurków tajemniczego przedmiotu, która zakończyła się niepowodzeniem. Świadkowie mówią, że bezpośrednio po upadku i potem w czasie prób jego wydobycia nad portem na niebie przez kilka dni wisiał inny obiekt. Był srebrzystego koloru i miał kształt trójkąta.
Na tym mogłaby się zakończyć historia „incydentu gdyńskiego”, gdyby nie prawdziwie sensacyjna wiadomość, która pojawiła się kilka dni po katastrofie. Według niej na plaży Portu Marynarki Wojennej oddalonej o kilkaset metrów od miejsca upadku tajemniczego obiektu odnaleziono dziwną pozaziemską istotę. Obcy pełzał po plaży i był w stanie skrajnego wyczerpania. Miał spaloną część twarzy i wydawał z siebie niezrozumiałe dźwięki. Stworzenie przewieziono do jednego z gdańskich szpitali, gdzie przeprowadzono na nim badania medyczne. Stwierdzono inne niż u człowieka organy wewnętrzne oraz inny system krążenia. Dziwny uniform, w który był ubrany obcy był tak twardy, że trzeba było przecinać go nożycami. Po kilku dniach, gdy zdjęto bransoletkę, jaką miał na nadgarstku, niecodzienny pacjent nagle zmarł. Zwłoki zapakowano w kontener i pilnie strzeżoną ciężarówką odtransportowano do instytutu badawczego w ZSRR. Świadków wydarzenia zastraszono i nakazano milczenie.
Wszystkie okoliczności i aspekty „incydentu gdyńskiego” były badane przez czołowych polskich ufologów. Odnaleziono kilku świadków wydarzeń z przed lat, którzy nawet dziś niechętnie chcą o tym mówić. Ustalono, że bez wątpienia coś wpadło styczniowego ranka 1959 roku do basenu portowego nr 4. Na pewno nie był to meteoryt. Niewykluczone, że była to część radzieckiego sputnika lub resztka członu jakiejś rakiety. W owym czasie prowadzono już próby z wystrzeliwaniem satelitów w przestrzeń kosmiczną. Nie udało się jednak potwierdzić informacji o znalezieniu obcej istoty. W żadnym z gdańskich szpitali nie ma wzmianki na ten temat. Być może w archiwach wojskowych istnieją jakieś poufne dokumenty odnotowujące ten fakt, ale na razie nic nie wskazuje na to, że zostaną odtajnione.
W przypadku „incydentu gdyńskiego” trudno podejrzewać kogoś o to, że wymyślił całą tę historię z chęci zysku. Jak dotąd nikt nie sprzedaje biletów za zwiedzanie tego miejsca. Badacze zjawisk UFO w Polsce nie prowadzą badań dla pieniędzy. Powoduje nimi raczej ciekawość, pasja i chęć poznania. Większość z nich pracuje zawodowo, a badania wykonują w ramach wolnego czasu. Profity, jakie mają z pisania książek czy artykułów są tak małe, że nie starczają nawet na pokrycie kosztów podróży po kraju, celem dokumentowania obserwacji UFO.
Spadają od zawsze
Jeśli spojrzymy na dzieje ludzkości, to dojdziemy do wniosku, że kosmici spadają na naszą planetę od dawna. W 1938 roku chiński archeolog Czi Pu Tei odkrył w pieczarach na granicy chińsko-tybetańskiej groby niezwykłych istot ludzkich. Były to małe, 130 cm szkielety o dużych głowach. Na ścianach pieczar widniały rysunki istot w skafandrach, a w pobliżu odnaleziono siedemset szesnaście granitowych płyt z otworem w środku i spiralnym rytem na powierzchni. Badania wykazały, że płyty były kiedyś poddane silnemu napięciu elektrycznemu. W 1962 roku podano do publicznej wiadomości, że zawarty jest w nich zakodowany przekaz, i że chińskim uczonym udało się go odczytać. Był to opis tragicznej historii, katastrofy UFO z przed tysięcy lat, spisany przez uwięzionych na Ziemi kosmitów. Niestety wyniki dalszych badań nad tą sprawa zostały utajnione.
W okolicy, w której znaleziono szkielety, legenda o małych istotach, które spadły z nieba, jest znana do dzisiaj.
Sprawa katastrof pozaziemskich statków należy do najbardziej kontrowersyjnych aspektów zjawiska UFO. Spekulacje na ten temat ciągle trwają. Większość doniesień o kraksach to ewidentne oszustwa i celowa dezinformacja. Część można wytłumaczyć w sposób naturalny. Za pojazdy UFO mogą być wzięte spadające meteoryty, szczątki rakiet, satelity, katastrofy tajnych prototypów broni itp. Istnieje jednak kilka przypadków, kiedy każdą z tych możliwość można wykluczyć, a wiarygodność świadków nie budzi żadnej wątpliwości.
Ludziom zajmującym się badaniem doniesień o kosmitach katastrofa UFO mogłaby wreszcie dostarczyć niezbitego dowodu na to, że jednak odwiedzają nas obcy. Czy takie katastrofy rzeczywiście miały miejsce, nie wiemy i pewnie długo nie będziemy wiedzieć. Jedno jest pewne: podbój kosmosu jest dla wszystkich niebezpieczny i ryzykowny, a może UFO mają pecha tylko do naszej planety.
</div>
Czyżby przylatywali do nas na złomie?
Re: Czyżby przylatywali do nas na złomie?
Mogę sobie wyobrazić że w USA by ukryć jakiś ściśle tajny projekt mogli by nawet zmanipulować informacje żeby ukryć swojego prototypa i puścić w świat informacje że niby się ufo rozbiło. Albo było by im na rękę że ludzie wierzą że to jakiś nazistowski haunebu niż się przyznać do swoich projektów...........oczywiście to tylko moje gdybanie.
"Jestem fanem nauki ale nie jej ślepym wyznawcą"
<a href="https://www.facebook.com/arek.czaja">ht ... k.czaja</a>
<a href="https://www.facebook.com/arek.czaja">ht ... k.czaja</a>
Re: Czyżby przylatywali do nas na złomie?
Podobnie jak Arek myślę, że jeżeli coś się rozbija to raczej jakieś ziemskie próby...
Re: Czyżby przylatywali do nas na złomie?
Ogólnie to się nie czepiam awarii ufo bo jak wszystko co jest związane z jakąś techniką może się przecież popsuć. Ale jak na zaawansowaną technikę która wytrzymała lot przez Kosmos ( o ile wogóle stamtąt przylecieli????) to jednak za często się psują.
"Jestem fanem nauki ale nie jej ślepym wyznawcą"
<a href="https://www.facebook.com/arek.czaja">ht ... k.czaja</a>
<a href="https://www.facebook.com/arek.czaja">ht ... k.czaja</a>
Re: Czyżby przylatywali do nas na złomie?
Dodatkowo najczęściej po takich awariach, zaraz pojawia się wojsko, lub jakieś inne służby. Często wygląda to tak jakby takie loty były monitorowane i spodziewano się, że może dojść do awarii, co przy jakichś nowych, eksperymentalnych technologiach nie dziwi... Stąd też min. mój wniosek, że jak się coś dziwnego rozdupczy, to najpewniej ma to ziemskie pochodzenie.