To było kilkanaście lat temu. Mieszkałam wówczas na ostatnim III pietrze. Byłam sama w domu. W pewnym momencie, słyszę muzykę w drugim pokoju. Hmm, przecież nie ma tam radia, telewizora nie włączałam, więc idę sprawdzić co tam tak gra. Telewizor wyłączony, a w pokoju wyraźnie brzmi muzyka. Idę do drugiego pokoju na balkon, wychylam się i nasłuchuję, czy to nie od sąsiadów. Nie, nie słychać niczego ze dworu. Zaczynam się rozglądać po pokoju i szukać źródla muzyki. Stwierdzam, że melodia dochodzi spod sufitu w rogu pokoju. Ogarnęło mnie przerażenie, że coś z moimi zmysłami chyba nie jest tak, bo wyraźnie słyszę, a nie widzę źródła. Spanikowana, ze wstydem, ale poszłam po sąsiada, aby potwierdził bądź nie, czy też słyszy muzykę.Ulżyło mi bo potwierdził, że gra radio albo magnetofon. Także zaczął szukać źródła dochodzącej muzyki, wyglądał nasłuchiwał na balkonie, a nawet zajrzał na dach - nie było tam nikogo. Stwierdził, że to mogą być jakieś odbicia z jednostki wojskowej po przeciwległej stronie ulicy. Pomimo tego czułam się jakoś nieswojo, zwyczajnie zaczęłam się bać, więc wyszłam z psem na spacer. Będąc już na ulicy koło bloku usłyszam muzykę z zaparkowanego tam samochodu Polonez, w którym siedział jakiś mężczyzna. O..., poczułam ulgę, bo znalazłam źródło, z którego dochodziła muzyka do mojego pokoju. Tylko było jedno ale.., kiedy wyglądałam przez balkon to widzialam tego zielonego poloneza, ale nie dochodziły do balkonu żadne dźwięki, a w samochodzie radio grało niezbyt głośno.Tak się też nad tą historią od wczoraj zastanawiam, bo..(tylko się ze mnie nie śmiejcie jak moje dzieciaki).
Ja od dawna nie mogę mieć włączonego radia, bo gdy jestem w pobliżu to są zakłócenia, do tego słabnie głos. I tak się dzieje nie tylko u mnie w domu. Także u córki czy znajomowych. Nie raz to testowałam. Aby nie było zakłóceń muszę trzymać rękę na antenie.
