Cześć,
Znalazłam to forum w nadziei że może Wy mi coś doradzicie. Poczytałam tu trochę i widzę że różne osoby tu piszą a inni w miarę możliwości starają się wyjaśnić to co gnębi autorów postów.
Moje problemy zaczęły się dwa lata temu. Zaczęłam czasem słyszeć jakieś szepty, czy głosy (wiem wiem brzmi to jakbym zwariowała

) jednak nigdy nie były one na tyle wyraźne żeby coś mogła zrozumieć. Początkowo ignorowałam to, myślałam że to może z mieszkania niżej dochodzą te głosy. Potem co jakiś czas w nocy gdy budziłam się miałam wrażenie że w pokoju ktoś stoi - tłumaczyłam to sobie że jest ciemno, obudziłam się więc mózg pewno jeszcze nie do końca dobrze pracuje i że to ogólnie są zwidy. Zaczęłam się bać gdy raz, drugi i kolejny budziłam się ale nie sama tylko z uczuciem, że to ktoś mnie szturchał. Wtedy czułam zawsze straszny smród. Wtedy pomyślałam że jak mam omamy słuchowe, czuje coś czego tak naprawdę nie ma to pewno mam guza mózgu (wtedy tylko tą myśl do siebie dopuszczałam). Planowałam iść do neurologa ale właśnie sesja się zaczęła więc odkładałam to bo i wszystko jakby się uspokoiło. Jednak jakieś 2 - 3 tygodnie później wszystko znowu wróciło. Wieczorem słyszałam jakieś szepty i czułam ten okropny zapach zdenerwowałam się że znowu się zaczyna a ja mam jeszcze masę nauki. Zła trochę poprzeklinałam pod nosem i poszłam spać. Miałam jakieś koszmary, wiem że wystraszona obudziłam się rano i byłam jakaś zdezorientowana. Wtedy poczułam, że boli mnie ręka. Gdy na nią spojrzałam zobaczyłam pięć podłużnych ran - jakby mnie ktoś podrapał.
Nie miałam pojęcia co się stało, i bałam się czekać kolejnego wieczoru. Bałam się powiedzieć o tym komukolwiek bo przecież zaraz uznaliby mnie za wariatkę. Sama gdybym taką historię usłyszała nie bardzo bym uwierzyła. Stwierdziłam, że może mi pomóc tylko lekarz bo tak czy tak ze mną jest coś nie tak.
I tak znalazłam się na oddziale psychiatrycznym na 3 tygodnie. Szczegółów nie będę pisała bo to nie było nic miłego. Po rozmowach z psychiatrami, psychologami, tomografii i rezonansie lekarze stwierdzili że oni mi nie pomogą bo według nich jest ok. Jedynie zostałam skierowana na terapię grupową bo powiedzieli mi, że reaguje zbyt emocjonalnie na różne sprawy itd. Co do ran - wmawiali że musiałam to zrobić sama świadomie bo innej opcji nie widzą...
I tak wyszłam ze szpitala nadal nie wiedząc nic i w mega dołku psychicznym po tym pobycie tam. Liczyłam że lekarze mi pomogą jednak tak się nie stało. Chodziłam na terapię grupową jednak nie odniosłam wrażenia żeby mi coś pomagała. Nadal czasem budziłam się w nocy z wrażeniem że ktoś jest w moim pokoju i czułam ten smród. Do rodzinnego domu gdy przyjeżdżałam i widziałam ile obrazków świętych ma ułożone moja siostra czasem jakby nie wiem coś mną zawładnęło złościłam się na nią i je odwracałam. Jakiś roku po moim pobycie w szpitalu wydarzenie z ranami się powtórzyło. Wtedy zdecydowałam się pójść do egzorcysty. Bałam się tego jak nie wiem - łatwiej mi było pójść do psychiatry niż do księdza. Egzorcysta z którym udało mi się spotkać nie wzbudził mojego zaufania jednak stwierdziła że może być niesympatyczny byle by mi pomógł. Gdy zaczął odmawiać modlitwy na początku nic mi nie było, pod koniec poczułam że w głowie mi się kręci i jakbym spadała w jakąś przepaść. Ksiądz mnie przytrzymał na krześle bo inaczej bym z niego spadła. Na koniec stwierdził że już powinno być wszystko w porządku.
Jednak jak wróciłam na mieszkanie byłam przerażona. Czułam, że coś tam na mnie czeka. Zaczęłam zasypiać przy włączonym świetle w każdym pokoju i wydawało mi się że jak nie jestem wariatką to teraz już na pewno zwariuję.
Postanowiłam zmienić mieszkanie, myślałam że może zmiana otoczenia mi pomoże. Wyprowadziłam się i jakieś 3 miesiące było w miarę w porządku - co prawda nadal budziłam się ale mówiłam sobie że jest już ok a ja jestem po prostu przewrażliwiona. Znalazłam sobie modlitwy do Michała Archanioła i starała się je odmawiać codziennie przed snem - choć czasem mi to ciężko szło.
Po tych 3 miesiącach znowu się zaczęło, smród, ktoś w pokoju, ktoś mnie budził. Wtedy nie wiedziałam już gdzie mam udać się po pomoc i zaczęłam pić. Co wieczór po pracy bądź zajęciach siadałam i wypijałam początkowo dwie lampki wina. potem butelkę itd. Przez to że byłam pijana nie zwracałam uwagi na to co się dzieje, czasem się śmiałam z tego, przeklinałam do tego czegoś.
Po kilku tygodniach przyjaciółka powiedziała mi że to nie jest normalne że ja co wieczór upijam się. Ciężko bo ciężko ale zaczęłam ograniczać alkohol jednak im mniej alkoholu tym bardziej zdawałam sobie sprawę że to nadal ze mną jest. Zaczęło być bardziej natarczywe, miałam wrażenie że coś mnie ciągnie za ubranie - choć nie spała jeszcze ( do tej pory takie coś działo się jak spałam i to mnie budziło), te głosy które słyszałam jakby śmiały się ze mnie. Tak było przez kilka dni potem na tydzień, dwa przerwa. I znowu to samo.
Trzy dni temu w nocy obudziłam się bo poczułam ból - wtedy na ręce znowu zobaczyłam rany.
Nie wiem co mam robić. Lekarze mi nie pomogli, egzorcysta też. Alkohol to żadna ucieczka. Czy ktoś z Was miał z czymś takim do czynienia?