Witam ponownie, dosyć długo nic nie pisałem, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że postanowiłem jednak coś skrobnąć. Przez ostatnie pół roku śledziłem wiele tematów na tym forum. Wiele z nich wydaje się być bardziej pokręcona od tego co tu napiszę, dlatego się zdecydowałem

(to tylko taki żart). Od początku roku miewałem dziwne sny, większości z nich niestety zapomniałem, ale kilka utkwiło mi w pamięci. Ten sen miał miejsce już jakis czas temu. Bez owijania w bawełnę napiszę to prostym językiem, co bym nie był posądzony o baśniopisarstwo (to dziwne słówko ostatnio mi się spodobało).
Przedstawia mi się kobieta i prosi o pomoc, mówi, że umarła i muszę jej pomóc, pozniej pokazują się obrazy mojej rodziny i nie mam pojęcia dlaczego ale zrozumiałem, że jeśli jej nie pomogę to skrzywdzi moją rodzinę. Ten sen powtarza się bodaj dwa razy i potem długo, długo nic. Upłynęło kilka miesięcy pod znakiem względnego spokoju
Teraz wydarzenia z ostatnich dwóch tygodni
Rzecz pierwsza, chyba trochę zabawna ale nie do końca. Poszedłem spać w moich niebieskich spodenkach w kratkę (kolor chyba nie ma znaczenia), normalne spodenki krótkie do kolan. Obudziłem się rano około godziny szóstej ( coś mi się śniło, ale zupełnie nie pamiętam co). Jako, że zazwyczaj śpię na brzuchu (ten niepozorny fakt ma znaczenie), poczułem drapania i jakieś kłucie na udzie. Wstałem i oświeciłem światło i zobaczyłem, że w spodenkach są wypalone trzy dziurki od największej do najmniejszej na jednej z nogawek, poza tym w kilku miejscach nieco poprzepalane, ale bez dziur. Od razu zaznaczam, że nie byłem w stanie wskazującym dnia poprzedniego, nie palę papierosów i nie miałem żadnych śladów na ciele, ucierpiały tylko spodenki.
I jeszcze dwa wydarzenia do opisania: to wydarzyło się kilka dni póżniej: jako, że od miesiąca znów zacząłem uprawiać jogging po blisko trzymiesięcznej przerwie, biegałem tego dnia w porze wieczornej w pobliskim lesie, nie było jeszcze ciemno, tylko taka potocznie mówiąc szarówka. Było po godzinie osiemnastej. Wybiegając z zakrętu w tym lesie, usłyszałem za sobą jakby jakieś kroki w moim kierunku dochodzące z lasu. Jako, że z tym lasem miałem już kilka ciekawych przygód, trochę się wystraszyłem i stanąłem wpatrując się w kierunku usłyszanego hałasu. Szelest nie ustawał, wręcz miałem wrażenie jakby coś się do mnie zbliżało, ale nic nie widziałem. Po chwili coś małego zeskoczyło z drzewa (okazało się wiewiórką). Zaśmiałem się z siebie, odwróciłem i ruszyłem do dalszego biegu i w tym momencie całe moje ciało się zjeżyło, poczułem się tak jakby coś przeze mnie przeszło lub się otarło, szczególnie o prawy bok i udo, na którym poczułem uderzenie gorąca.
Kolejny opis dotyczy nieco zabawnego ale zarazem dziwnego snu. Miał miejsce parę dni temu. Obudziłem się i zobaczyłem siedzącego przy komputerze małego Roma (dziecko romskie), wiedziałem w podświadomości, że to dziecko romskie, co do tego akurat mam wytłumaczenie. Dwa dni wcześniej babcia mi opowiadała,że jakieś 20 lat temu, może więcej śniła o jakiejś cygance i następnego dnia podobna do tej ze snu cyganka zjawiła się u niej w domu i chciała jej cos sprzedać. No więc wracając do mojego snu wstałem, na początku nieco zdziwiony, ale pózniej wkurzony, widząc, że ten chłopiec coś wziął z biurka i próbował uciec, złapałem go i chciałem wyprowadzić za drzwi. Gdy je otworzyłem było tam trzech innych cygańskich chłopców, wszyscy zaczęli uciekać. Zdziwiony zobaczyłem jeszcze rudą, nieco grubszą kobietę ubraną na kolorowo jak cyganka, ale nie przypominającej cyganki wyglądem. Zaczęła coś do mnie wołać, jakby krzyczeć i wtedy się obudziłem

( to na końcu fajnie zabrzmiało)
A przepraszam nie wspomniałem o najważniejszym, gdy wróciłem do pokoju na komputerze wyświetliła się godzina 6:30, zaczęła się powiększać i potem widziałem już tylko tą godzinę. Gdy wstałem spojrzałem jakoś od razu na zegarek, ale nie była całkiem 6:30, tylko jakoś 6:28, chociaż nie wiem czy to ma jakiś związek.
A jeszcze mogę dodać, że przed tym snem cygańskim śniła mi się jeszcze jedna dziwna rzecz. Mianowicie nie pamiętam żadnych postaci z tego snu, chociaż bardzo starałem sobie przypomnieć, ale wiem że byłem wśród osób które znałem, bo czułem się bezpiecznie, swobodnie. Była jakby impreza czy jakieś przyjęcie, ale raczej takie kameralne, tych osób chyba nie było zbyt dużo, myślę że nie więcej niż dziesięc. W pewnym momencie wszedł ktoś, na kogo tak jakby czekałem, bo wyszedłem się z tą osobą przywitać. Ale ona nie mówiąć ani słowa podeszła do osoby przy mnie stojącej, wyjęła nóż i poderżnęła gardło. Póżniej pamiętam tylko krew, policję, karetkę i to jak siedziałem jakby w oddali , spoglądając na to jakby dziwnie spokojny.